KRAKÓW - 6 grudnia, pierwszy piątek kwartału, tradycyjne spotkanie AGH-amek i AGH-amów, rocznik około 1946. To dopiero moje drugie takie kwartalne spotkanie, pierwsze było letnie '22. Tym razem to spotkanie zimowe, raczej jednodniowe ale kto wie co będzie, jestem otwarta na różne możliwości? W przeddzień wyjazdu spakowałam rzeczy ale w nocy spałam źle, bolało mnie ramię i stopa, smarowałam naproxenem, po co mi ten wyjazd, ma padać, lepiej siedzieć w miłym domku. Ale rano coś jakby słońce i nieśmiała ochota na wyjazd. A gdy już się ubrałam wigor powrócił więc orteza na stopę, kanapki do plecaka, torebka na ramię i w drogę! Ahoj przygodo!!Rano w Mielcu mrozik i słońce, w Krakowie mży a potem pada przez cały dzień. Na Reymonta 15 ciepło i serdecznie, chociaż nas niewiele, ledwo dziesięć osób. Ale i tak gwar i mile rozmowy w podgrupach, prezenciki od Mikołaja i plany na majowy zjazd w hotelu Bona pod Krakowem, tak jak dwa lata temu. Nieporozumienie z krakowskim taxi sprawia, że wracam w deszczu, na piechotę, z Reymonta do dworca, przez Krupniczą, Szewską, Rynek i Floriańską. Tylko w kurtce, bez parasola, prawie 4 km. Pogoda taka, że nie chce mi się zostawać do jutra, chcę być jak najszybciej w Domu. Już od przyjazdu wiem, że kupić bilet na autobus w piątek popołudniu to marzenie niedościgłe. Wracam więc pociągiem ale z przygodami i dwoma przesiadkami, nieplanowaną w Tarnowie i planowaną w Dębicy. Ot, takie InterCity !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz