Ostatnio moje motto to: mniej znaczy lepiej. W chatcie jeszcze czasem myślę o zrobieniu kuchni ale nie nachalnie. Dzięki temu, że wandal spalił mi kuchenkę, częściej, zawsze gdy chce mi się zjeść coś niezdrowego, pieczonego czy smażonego, rozpalam ogniska przy wiacie winnej a gdy pada, ognisko na grillu na trasie. A gdy pojedzona siadam na tarasie, wrzucam na żar podsuszone zioła, żaden komar, żaden kleszcz się mnie nie ima. No i wędzone dłużej się trzyma! Zmywam w miskach, na wielkim zmywaku pod chmurką, przy północnej ścianie. Na co mi kuchnia?
Ad rem czyli do rzeczy. O dokończeniu sieni nawet nie myślałam, chociaż naprawdę nie była reprezentacyjna. Ot prowizorka, na płycie osb kartony, a na nich drewniane, szczeblowe podesty. Szafka na buty i na przydasie ogrodnicze i wieszak, każde od sasa do lasa, dopełniały funkcjonalnej całości. System się sprawdzał i byłam zadowolona. Zostało mi nawet dwa opakowania płytek łazienkowych, czekały aż mi się bardzo zbrudzą i znudzą podesty. A tu znienacka trafiła się okazja w postaci fachmana po sąsiedzku i się nie oparłam. I chociaż brakowało mi kilka płytek, chociaż objechałam całe miasto powiatowe i okolicę by znaleźć płytki w takim samym wymiarze i jakimś ludzkim kolorze - to się stało! Mam już ułożone banalne, nowe, jasne i czyste płytki z Cersanitu. Niecelowo ale nie wiem czy nieświadomie, nie zrobiłam zdjęć 'przed' ale mój gust do prowizorki jest niebanalny i chyba nie chciałabym się nim chwalić. A tak jest 'po'. Więc teraz jeszcze trzebaby nową szafkę na buty i na przydasie tak, by pasowały do wieszaka. Nie miała baba kłopotu, zrobiła nową podłogę.
Jarzyny i owoce tego roku niezbyt dorodne delikatnie powiedziawszy. Na przetwory nie będzie ale dla jednej osoby, prosto z krzaczka do buzi, wystarczy.
Za to lipcowe kwiaty piękne, choć przeważają żółte i różowawe, w ubiorze fatalna kompozycja ale w naturze wcale, wcale. Prawie wszystkie kwiaty u mnie niewymagające i bezpretensjonalne, takie wieloletnie, które nie wymagają pielęgnacji oprócz wycięcia wiosną i podwiązania latem.
Upał. Nic mi się nie chce. Ani jeść ani pić chociaż wolno a nawet trzeba. Ani robić ani chodzić chociaż nie wolno nawet wolno, ani siedzieć ani leżeć, chociaż wolno w cieniu.
To nie jest lato dla starych ludzi, z wysokim ciśnieniem i wieńcówką :-(
poniedziałek, 31 lipca 2017
niedziela, 23 lipca 2017
SLOT ART - po raz trzeci
Tak, tak, tak - po raz trzeci tydzień w namiocie, w tak pięknych okolicznościach, w tak miłym towarzystwie, tak rozrywkowo, nastrojowo, radośnie i melancholijnie.
Tym razem wzięłam podusię bo przezornie przed wyjazdem przeczytałam zeszłoroczną relację SLOT 2016
Więc i noce były wygodnie przespane i dni pełne energii i mocy.
Pewnego ranka, nie czekając w dłuuugiej kolejce do prysznica z ciepłą wodą, przy porannej toalecie, spotkałam czterech Proroków. Czterech braci: Jeremiasz, Zachariasz, Jonasz i Eliasz czy Izajasz. Czterech dorodnych młodzieńców myjących zęby przy umywalkach z zimną wodą. Czy jest drugie takie miejsce? A ja tak byłam przejęta, że nazwałam ich Aniołami.
Śniadania na trawie, z widokiem na klasztor i kościół - bezcenne!
Po śniadaniu koncerty modlitewne, tym razem nie na dużej scenie tylko w kościele. Radosne uwielbienie dnia, życia i Boga. Śpiewem i tańcem, zasłuchaniem i kołysaniem. Każdy jak może, chce i czuje.
Tym razem mój młodszy 14 letni wnusio i jego rówieśnicy postawili namioty nie obok ale nieopodal. Przychodzą meldować się na posiłki i tak bez powodu też.
Wybieram maksymalnie trzy dziennie x 4 dni czyli 12 warsztatów a eliminuję prawie 140. I wielu z nich żal. Bo i manualne i sceniczne i muzyczne i sportowe i różne. Tym razem wybieram:
Na I turze od 11 do 13 tej - ebru czyli malowanie na wodzie
- dendrologia
- podaruj drugie życie czyli pierwsza pomoc.
Na drugiej turze od 13 do 15 tej - quest prawdę Ci powie
- domki dla zapylających
- szablony na podkoszulkach
Na trzeciej turze od 15 do 17 tej - decoupage
- siej ferment
Ale tak się złożyło że nie miałam wtedy aparatu. Za to mam fotki z warsztatów i zabaw Maro.
Dla każdego coś miłego, potrzebnego, oczekiwanego. Czasem radosny tłum a czasem spokój klasztorny.
Jedzenie, mimo siermiężnych warunków, wcale wytworne. I towarzystwo takoż.
A popołudniami, wieczorami i nocami koncerty, spektakle teatralne i kabaretowe, filmy, spotkania autorskie, wystawy, kluby, slajdowiska.
No i można też nie biegać z imprezy na atrakcję tylko siedzieć na kocykach pod platanem i patrzeć i słuchać i czytać i podjadać - godzinami. Bo tyle dzieje się wokoło!!!
Był też moment niebezpieczny, bo w czasie burzy i wichury złamało się u podstawy olbrzymie, stare drzewo. Na szczęście skończyło się na strachu i zadrapaniach. Cóż, stary zespół poklasztorny, stare drzewa.
Zielona noc nieprzespana więc rano, przy pakowaniu młodzież padła z niedospania.
Tym razem wzięłam podusię bo przezornie przed wyjazdem przeczytałam zeszłoroczną relację SLOT 2016
Więc i noce były wygodnie przespane i dni pełne energii i mocy.
Pewnego ranka, nie czekając w dłuuugiej kolejce do prysznica z ciepłą wodą, przy porannej toalecie, spotkałam czterech Proroków. Czterech braci: Jeremiasz, Zachariasz, Jonasz i Eliasz czy Izajasz. Czterech dorodnych młodzieńców myjących zęby przy umywalkach z zimną wodą. Czy jest drugie takie miejsce? A ja tak byłam przejęta, że nazwałam ich Aniołami.
Śniadania na trawie, z widokiem na klasztor i kościół - bezcenne!
Po śniadaniu koncerty modlitewne, tym razem nie na dużej scenie tylko w kościele. Radosne uwielbienie dnia, życia i Boga. Śpiewem i tańcem, zasłuchaniem i kołysaniem. Każdy jak może, chce i czuje.
Tym razem mój młodszy 14 letni wnusio i jego rówieśnicy postawili namioty nie obok ale nieopodal. Przychodzą meldować się na posiłki i tak bez powodu też.
Wybieram maksymalnie trzy dziennie x 4 dni czyli 12 warsztatów a eliminuję prawie 140. I wielu z nich żal. Bo i manualne i sceniczne i muzyczne i sportowe i różne. Tym razem wybieram:
Na I turze od 11 do 13 tej - ebru czyli malowanie na wodzie
- dendrologia
- podaruj drugie życie czyli pierwsza pomoc.
Na drugiej turze od 13 do 15 tej - quest prawdę Ci powie
- domki dla zapylających
- szablony na podkoszulkach
Na trzeciej turze od 15 do 17 tej - decoupage
- siej ferment
Ale tak się złożyło że nie miałam wtedy aparatu. Za to mam fotki z warsztatów i zabaw Maro.
Dla każdego coś miłego, potrzebnego, oczekiwanego. Czasem radosny tłum a czasem spokój klasztorny.
Jedzenie, mimo siermiężnych warunków, wcale wytworne. I towarzystwo takoż.
A popołudniami, wieczorami i nocami koncerty, spektakle teatralne i kabaretowe, filmy, spotkania autorskie, wystawy, kluby, slajdowiska.
No i można też nie biegać z imprezy na atrakcję tylko siedzieć na kocykach pod platanem i patrzeć i słuchać i czytać i podjadać - godzinami. Bo tyle dzieje się wokoło!!!
Był też moment niebezpieczny, bo w czasie burzy i wichury złamało się u podstawy olbrzymie, stare drzewo. Na szczęście skończyło się na strachu i zadrapaniach. Cóż, stary zespół poklasztorny, stare drzewa.
Zielona noc nieprzespana więc rano, przy pakowaniu młodzież padła z niedospania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)