Jeszcze nawet dwa miesiące nie minęły a jam już zadomowiona i zadowolona. Czasem i stare mądrości ludowe się mylą, na przykład ta, że starych drzew się nie przesadza. Albom ja nie stara Starka jeszcze albo przesadzona starannie i z wielką bryłą dookoła. Bo duża w tym zasługa przewiezionych i przeniesionych z wieloletniego mieszkania mebli, narzut i kocyków, ubrań i ciuchów, obrazów i zdjęć, bibelotów i durnostojek.
W dodatku dogadzamy sobie kulinarnie. Ja gotuję bo lubię, dla mnie samej nie bardzo mi się chciało. A Halinka ma sporo innych, pilnych obowiązków więc je co ugotuję, powoli się przekonując do zup, mięs pieczonych i smażonych ale też do pora, selera, cebuli, czosnku i przypraw. A ja do surówek.
I wreszcie przyszedł czas na pielgrzymki i peregrynacje po urzędach i sklepach.
Od tego trzeba zacząć - w Urzędzie Miasta zameldowanie na pobyt stały w Mielcu. Najpierw w biurze obsługi informacje czy trzeba wymienić dowód ( nie trzeba), czy mogę sama czy z siostrą (najlepiej z właścicielką) a potem wypełnienie kilkustronicowego dokumentu i otrzymanie zaświadczenia o zameldowaniu na pobyt stały, Dopiero z tym dokumentem do US ( Urzędu Skarbowego), ZUS ( Zakład ubezpieczeń społecznych), NFZ ( narodowy fundusz zdrowia) i banków by zaktualizować adres. I przychodnia by się zapisać do lekarza rodzinnego. W województwie te wszystkie urzędy mają wypasione budynki ale w miasteczku to raczej bloki i budynki niepozorne stąd szukanie, błądzenie, zawracanie i nawracanie. A przy okazji, to plus dodatni, zwiedzanie mojego rodzinnego miasteczka po prawie sześćdziesięciu latach przerwy. Z wizyty w NFZ mam do dziś pamiątkę bo przytrzasnęły mi palec ciężkie drzwi ( a może tylko mocna sprężyna) i najpierw ranka, potem siniak a boli do dziś.
A po sklepach w poszukiwaniu beżowej wykładziny. Sklepy realne i wirtualne, w realnych można i wzrokiem i dotykiem i węchem a w wirtualnych tylko wzrokiem ale wybór większy. Za dużo większy, ja jestem z tych czasów siermiężnych, gdy się stało w wielodniowych kolejkach i brało co przyszło. A i tak radości było z tego więcej niż teraz z tych wybranych z tysiąca. Więc jednak jestem Starka.
To samo z fototapetami na drzwi. Mają być 2 na 0,75 m więc to zawęża poszukiwania ale i tak jest ich setki i ciągle internet podsyła mi nowe. A mnie potrzebne tylko dwie. "Osiołkowi w żłoby dano", biskup Krasicki już to wiedział i nawet zrymował. "Oślina pośród jadła, z głodu padła". A ja, żeby nie paść ze stresu, postanowiłam te tematy czyli nowa wykładzina i fototapety odłożyć na drugi rok, ten 2024.