A potem oczekiwania i marzenia wzrosły. A może pod lasem i nad wodą? Na imprezie z okazji 10- lecia małżeństwa Dzieci, padła myśl: a dlaczego by nie w Brzózie, jeśli tutaj tak błogo?
Garść wspomnień z początków w małym białym domku - tutaj
2010 rok.
Było lato 2010 gdy zobaczyłam na nowo tę działkę na skraju, którą mijałam w czasie spacerów przez ostatnie ponad 3 lata. Otworzyły się nowe możliwości, jak to na skraju bywa.
Kilka miesięcy trwała przetargowa procedura i papierologia a 15 grudnia 2010 roku podpisałam akt notarialny i dostałam klucze do letniskowej chatty (niespełna 100 metrów od mojego małego, białego domku).
Z ogrodzeniem pasterskim, dziurawym bardzo, z przeciekającym dachem, niesprawną siecią wodną i elektryczną. Ale w cudnym miejscu, na skraju łąki, lasu i cywilizacji. Ponad rok pomieszkiwałam nadal w maleńkim domeczku pod Aniołami tylko zabezpieczając swoje nowe włości. Po pierwsze primo, przeinwestowałam i nie miałam forsy na remont i media. A po drugie, dobrze mi było w maleńkim domku. I tak żyłam półtora roku, w pogodne dni i wieczory na skraju, a w zimne, deszczowe i noce w białym domku. Połatałam ogrodzenie jak umiałam. Zbierałam nieustanie groźne śmieci czyli szkło, plastik, gwoździe, druty .... całe reklamówki wywoziłam na śmietnik. I kosiłam, kosiłam, kosiłam - bo trawa była po pachy.
Były też ciągle niespodziewajki: Drzemię sobie raz wczesnym popołudniem w izbie, gdy budzą mnie głosy i hałasy. W stroju niekompletnym wychodzę na swoje a tam rodzina trzypokoleniowa, wielodzietna, tarabani się przez drągi z dziecięcym wózkiem, siatkami, koszykami i klnie, że po co jakiś ciul uszczelnił co było rozwalone. Mówię, że jak ogrodzone to prywatne - zmyli się ale z oporami i po niegrzecznych pyskówkach. A że się działo wiele w czasie mojej nieobecności to poznawałam po śmieciach i pobojowiskach i nie były to rodziny z dziećmi, oj nie. Jak gminne to niczyje czyli wspólne czyli nasze. W końcu zdecydowałam się na ogrodzenie powlekaną zieloną siatkę a teraz pracowicie ją maskuję bluszczem, dzikim winem, groszkiem, żywopłotem ...
Bo trzy lata temu sprzedałam maleńki domek w dobre, sąsiedzkie ręce. I wreszcie miałam fundusze by zrobić instalację ee i wodną, przeszlifować i pomalować ściany i sufity, zrobić podłogi i łazienkę, oswoić wnętrze i zewnętrze.
Czy na lepsze?
Na pewno! Oczywiście!!
2014 rok.
To zmiany w zewnętrzu. We wnętrzu jeszcze bardziej rewolucyjne. To znowu temat na osobny post.