Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Goście na skraju. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Goście na skraju. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 czerwca 2021

Może ostatni Taki ...

Może to już ostatni Taki zjazd rodzinny w chatcie na skraju?! Intensywny tydzień. Przyjechałam w środę by obkosić działkę i ogarnąć chattę na rodzinny, pożegnalny zjazd ( wcześniej była ogarniana dla bezosobowego, potencjalnego kupca - a to dwa bardzo różne kryteria).  Poznajdywać w gospodarczym i piwnicy to co intymne i indywidualne,  co było usunięte przed oglądaniem. Policzyć kołdry i podusie, krzesła i sztućce, kubki i miseczki.....

Dobrze się spało w chłodnej izbie, wstałam rześka jak rzadko przed ósmą. Pomyślałam z żalem, że to już niewiele takich poranków :-((( Dziecka przyjechały popołudniu z potomstwem i bagażnikiem pełnym jedzenia i ciuchów. Rozlokowali się i akurat był gotowy gorący i esencjonalny rosół z makaronem, który zjedliśmy w późnym słońcu, na siedzisku pod lipą. Wieczorem przenieśliśmy się na taras, rozpaliliśmy grilla i siedzieliśmy do późnego wieczoru pod moskitierą dla ochrony przed muchami i ćmami. Świętowaliśmy Boże Ciało, imieniny Lesia i urodziny Agatki, wszystko to 3 czerwca. Na koniec przenieśliśmy się do nagrzanej kominkiem izby i był świętowania ciąg dalszy.

W piątek 4 czerwca zaplanowali wycieczkę do pobliskiego Łańcuta, na zwiedzanie atrakcji miasteczka czyli Zamku, z przyległościami, związanymi z codziennym życiem łańcuckiej rezydencji magnackiej. Właściwie to nie miałam ochoty na zwiedzanie, bo gorąco ale Asia powiedziała, że bardzo prosi więc uległam i pojechałam z nimi. Troszkę się zawiedli bo wszystkie bilety do atrakcji, do zamku i wozowni były wykupione a storczykarnia nieczynna. Ale spacer po parku był cudny a przystanek w kawiarni storczykarni też uroczy. Świętowaliśmy spóźnione imieniny Córeczki Asi i Dzień Matki. 

Wróciliśmy troszkę zmęczeni i bardzo głodni. Podgrzewamy resztę rosołu z wkładką mięsną i rozpalamy grilla by uwarzyć coś na szybko i na gorąco. Najpierw kaszankę i kiełbaskę a na deser mięska rozmaite, łagodne i pikantne. Potem Dziecka idą popływać na zalewie na wodnych pojazdach a ja ogarniam troszkę i robię sobie sjestę. Gdy wracają  już zmierzcha. To był intensywny i gęsty od wrażeń cały dzień. 

W sobotę 5 czerwca znowu rześki, słoneczny poranek, wstaję rano i przenoszę się na taras bo wszyscy jeszcze śpią. I mam nagrodę! Oczywiście najpierw oniemiałam i gapiłam się bezmyślnie a jak wreszcie pobiegłam po aparat to spektakl właśnie się kończył. 

Śniadanie jemy w półcieniu pod lipką. Przed południem przyjeżdża siostra najmilejsza i świętujemy Dzień Dziecka czyli lody o różnych smakach, kremówki, ciasto z owocami i galaretką.                To wszystko przywiozła Ciocia Halinka i jeszcze krokiety misternie nadziewane mielonym mięsem, które ja pracowicie zrobiłam wcześniej.  I wreszcie nadszedł czas na niezbędne, męskie prace - przycinanie żywopłotu. Ledwo zdążyli przed przed burzą schować się na tarasie, piorun strzelił bliziutko, błysk i huk w tej samej chwili więc bliziusieńko. Laurka się przelękła a i my byliśmy zaskoczeni. 

Burza przeszła, ochłodziło się więc poszliśmy na spacer zobaczyć, gdzie ten piorun  strzelił i w co!? Szukaliśmy długi i wreszcie ktoś zakrzyknął: tutaj! Wszyscy się zbiegli i zadziwili, nikt z nas nie widział takiego skutku uderzenia pioruna, przecięło korę jak ostrym nożem, od góry do dołu. 

 Na obiad gotujemy pełny garnek pysznego barszczu z czerwonych buraków, do tych krokietów z mięsem misternie wcześniej zawijanych. Na deser kawka, kremówki i ciasto. 

Popołudniem wyszło słońce, zrobiło się ciepło, parno i gorąco Znowu pływanie wodnymi rowerami po zalewie, babcię też namówili. Dzień się chyli ku zachodowi a temperatury wręcz przeciwnie - coraz cieplej. 

Przed zmrokiem Halinka wyjeżdża, obładowana na ful, obdarowawszy wszystkich hojnie i my żegnamy z żalem naszą ulubioną 'sponsorkę'. Mniemałam, że wczoraj był intensywny dzień ale dziś to dopiero była karuzella z turbo doładowaniem. I poranna ptasia toaleta i słodkości i prace i burza i pływanie ......

A to nie koniec atrakcji na dziś. Laurka ma kilka kompletów kredek więc malujemy na kamieniach i na deskach pamiątki serdeczne, zostaną z nami gdy już chatta nie będzie nasza. 

W niedzielę 6 czerwca, znowu wstaję rankiem i przenoszę się z kołdrą na fotel na tarasie.  Po chwili przychodzi Asia z poranną kawką i rozmawiamy serdecznie i czule. A potem wyciągam flagi i tańczymy na zielonym, stokrotkowym trawniku, w świetle porannego, jeszcze nieupalnego słońca.

Po obfitym śniadanku, kawce i ciastkach Dziecka wyjeżdżają bo mają prawie 500 km do domu. Okazuje się, że chociaż wyjechali wcześnie, to i tak trafili na szczyt powrotów i zamiast 5 godzin jechali w korkach prawie 12 ( po autostradzie A4 ). Więc się potwierdza, że działka na skraju, choćby najcudniejsza, nie jest dla nich.  

Ledwo wyjechali lunęło mocno, jakby i niebo płakało na pożegnanie.


Chwilę odpoczywam a apotem znowu ogarniam chattę, tym razem trochę po swojemu. Zostaję tu jeszcze kilka dni bo czekam na fachowca który wykona przyłącz do kanalizacji. Pracy niedużo bo za upalnie.