czwartek, 26 maja 2022

Ciasno w czasoprzestrzeni majowej

W maju sporo się wokół mnie dzieje. Remoncik kuchni i sprzątanie po remoncie. Przegląd techniczny Forda i ubezpieczenie autka. Moto show w moim miasteczku. Wyprawa Na górkę. Organizowanie swojego kącika w domu rodzinnym. Planowanie wyjazdu do Wrocka do Dziecków. Spotkanie koleżeńskie w Krakowie. 

Remoncik już zakończony ale odświeżanie kuchni jeszcze nie. Zamienić chcę czerwone detale na białe, błękitne lub stalowe. Wymienić lampę i żaluzję na roletę, może nowe krzesła do cudnego stołu. Powoli.

W Mielcu sprzątanie mojego kącika po remoncie ale dopiero zaczęłam go urządzać, bo pogoda cudna i prace tarasowe były. W letnim słonecznym zakątku parasol nad kompostownikiem a przed moim oknem ogródek ziołowy. Szukam odpowiedniego miejsca dla ostrokrzewów.

Do Wrocka jadę jednak sama bo siostra zmieniła plany. Jadę więc kilka dni później by na 3 czerwca być na spotkaniu koleżeńskim w Krakowie. Miałam kilka bezsennych nocy ale za to obserwowałam sobie wschody słońca na balkonie, co nie wiem dlaczego, rzadko mi się zdarza. 

Wybrałam się na motoshow i chociaż nie jestem fanką posiadania samochodów to te wyścigowe mi się podobały. Pogoda cudna, muzyczka skoczna, atmosfera serdeczna i busy pełne żarcia. Wybrałam tybetańskie pierożki momo i gruzińskie chaczapuri - jedzenie takie sobie.

Na dwa dni pojechałam Na górkę do znajomych swoim autkiem. Mają tam jak w raju, nie tylko w maju. Ponad 70 arów drzew, krzewów, kwiatów, bylin, traw ...  Ogród i sad, warzywnik i winnica. A w środku uroczy dom z wielką werandą. Zdjęć zrobiłam ponad setkę ale tu narazie umieszczam tylko kwiaty, bo one ulotne. 

Z górki przywiozłam nie tylko ponad setkę zdjęć i miłe wspomnienia ale i cztery (narazie) kleszcze. Ujawniały sie powoli i po kolei. Najpierw ten pod kolanem, w piątkowy wieczór, więc została tylko nocna i świąteczna opieka zdrowotna przy szpitalu. Pani Dr wyciągnęła mi kleszcza mówić czule: jakie maleństwo! Nazajutrz rano oglądam to miejsce i oczom nie wierzę, dalej tam tkwi czarny punkt. Sprawdza siostra i potwierdza. A ponieważ to sobota to znowu do nocnej i świątecznej o z. Tym razem do południe i ludzi sporo, byłam siódma i czekałam prawie dwie godziny by się dowiedzieć od Dr, że teraz kleszcza się nie musi usuwać do końca, on już trup i sam wyjdzie. Ale ponieważ widziała, że nie jestem przekonana do tych nowych teorii (kiedyś był nakaz wyciągania a nawet wydłubywania kleszcza do końca), dała mi antybiotyk profilaktyczne. Wykupiłam receptę ale nie zażyłam, całkiem spokojnie i pracowicie spędziłam sobotę na zakupach, kupując zielony chodnik do gabinetu i przydasie do kuchni. Ale wieczorem znowu alarm, na udzie kleszcz, niedaleko miejsca po poprzednim. Aż dziw, że wcześniej nie zauważyłam go ani ja ani siostra ani Dr. Zażyłam jednak antybiotyk ale i tak nie usnę, więc znowu do nocnej i świątecznej. Tym razem już po 21, nie jeździ komunikacja miejska, trzeba było przywołać taxi bo na postoju nikogo nie było. Trochę miałam pecha bo akurat była godzinna przerwa w przychodni ale w jej trakcie wyszła do mnie pielęgniarka i gdy się dowiedziała że chodzi o kleszcza, zaprosiła do gabinetu. Błyskawicznie i bezboleśnie wyciągnęła caluśkiego kleszcza więc ją poprosiłam, by swoimi zdolnymi rękami wyciągnęła mi i ten kawałek pod kolanem. Powiedziała, że po pierwsze nie może poprawiać po Dr a po drugie ten kawałek sam się usunie ze skóry byle tam już nic nie dłubać i drapać. Pocieszona, upewniona i zadowolona wyszłam i poszłam do domu półgodzinnym spacerkiem. Nadal była jeszcze sobota a ja już dwa razy byłam dziś w nocnej i świątecznej. Siostra jest świadkiem, że nie minął nawet kwadrans, gdy zaniepokojona, z nerwowym chichotem, zawołałam ją bo coś mi się nie podobało na brzuszku. Chyba nawet już się nie złościłam gdy potwierdziła, że jest tam kleszcz. Trzeci!!! Teraz już dokładnie oglądnęłam się a siostra potwierdziła że oprócz podejrzanego zaczerwienienia na boczku nic więcej niepokojącego 'narazie' nie widzimy. Szybka piłka, kurtka, torebka i na postój taxi. Tym razem stało tam autko, Pan szybko zawiózł mnie pod szpital, poprosiłam żeby zaczekał, ledwo weszłam spotkałam uśmiechniętą, tę samą oczywiście, pielęgniarkę która i tym razem bezboleśnie  i błyskawicznie usunęła pajęczaka z brzuszka. I powiedziała, ze na boczku tez był kleszcz tylko go sobie sama usunęłam drapiąc to miejsce. Podziękowałam, nie powiedziałam do widzenia tylko żegnajcie i wróciłam tą samą taksówką. Prawie północ, w sobotę 21 maja trzy razy byłam w szpitalu z kleszczami, razem było ich, narazie, cztery. Miewałam w sobie kleszcze niejednokrotnie, kilkadziesiąt może w życiu ale nigdy jeszcze cztery z jednej wyprawy. Oj, chyba się zraziłam do cudnej górki. I dziękuję Bogu, że to mnie spotkało u siostry, która mnie wspierała i gdzie wszędzie blisko i nawet taxi w obie strony nie rujnują człowieka. I wdzięczność wielka do Losu, że mi dał taką dziwną lekcję i przygodę,  w tak komfortowych okolicznościach.