poniedzia艂ek, 29 czerwca 2015

Widoki z okna i z fotela

Nad zamulonym zalewem, na skraju 艂膮k i las贸w, obok potoku - jest dzia艂ka. Moja. Na dzia艂ce stoi chatta. Drewniana. W chatcie jest izba. Niebieska. W izbie jest okienko. Kuchenne. W膮skie i wysokie, jak witra偶. Przy nim stoi niewielki fotelik. Niezbyt wygodny. Tu sp臋dzam wczesne ranki z ksi膮偶k膮, kawk膮 i aparatem a tak偶e p贸藕ne wieczory z herbatk膮 i zeszytem. Ale g艂贸wnie si臋 gapi臋 w to okno i w to co za nim. Dla niewtajemniczonego nuda i monotonia a dla mnie spektakl Natury. To by艂oby ciekawie, pokaza膰 tu fotki zza okienka, z ca艂ego roku, od wiosny do zimy. Ale to wymaga czasu i cierpliwo艣ci. Mo偶e kiedy艣 znajd臋 taki czas, by albo zrobi膰 takie w膮sko tematyczne foty w ci膮gu roku albo je znale藕膰 w艣r贸d tysi臋cy zrobionych dotychczas.  Obiecuj臋 sobie, w d艂ugie, listopadowe wieczory, przegl膮dn膮膰 zdj臋cia i wybra膰 po jednym z ka偶dego miesi膮ca. Taki prywatny, intymny kalendarz pt. 艢wiat z mojego okna czyli 12 powod贸w dla kt贸rych bywam szcz臋艣liwa. Wyb贸r b臋dzie trudny, z samego czerwca mam kilkadziesi膮t bo inny rankiem, o zmierzchu, wieczorem, inny w deszczu, w s艂o艅cu, w pochmurno艣ci.

No ale ile mo偶na siedzie膰 i patrze膰. Na spacerach, nawet tych niedu偶ych, ciekawostki znane i nieznane, bliskie i dalsze spotkania i po偶egnania. 
Jest konkurencja dla fotela przyokiennego. To zacne, wygodne, obszerne, stare fotelisko na tarasie. Wiosn膮 przesun臋艂am go na skraj, obr贸ci艂am i wyci臋艂am kawa艂ek por臋czy, by si臋 do niego dostawa膰 bezkolizyjnie. St膮d te偶 s膮 cudne widoki. 

wtorek, 23 czerwca 2015

Pocz膮tek szorstkiej przyja藕ni

Takie jest teraz moje 偶ycie uczuciowe. Zakochana w cudzym gospodarstwie, zaprzyja藕niaj膮ca si臋 z rowerem. To ten czas przesilenia. O 23 jeszcze nieciemno a o 3 ju偶 艣wita. Cz艂owiekowi potrzebne jest 艣wiat艂o ale noc ciemna te偶. Czuj臋 si臋 permanentnie niewyspana, energetycznie wyczerpana ka偶dym wi臋kszym zrywem.
Dwa zakr臋ty i 5 schodk贸w - przy wyci膮ganiu roweru z pomieszczenia gospodarczego to ju偶 nielekka gimnastyka. Zaczynam ostro偶nie bo to pierwsza wyprawa na moim Marwelu po bardzo d艂ugiej, ponad 10 letniej przerwie. Tak si臋 z艂o偶y艂o. Wi臋c najpierw kr贸tka rundka po 艣niadaniu, boczn膮 odnog膮 wioski, by przypomnie膰 sobie do czego s膮 przerzutki. A okaza艂o si臋, 偶e hamulec niesprawny, b艂otnik ociera si臋 o ko艂o i robi ksz, ksz, ksz, a co艣 robi pk, pk, pk, za ka偶dym obrotem. Ale spotka艂am sympatyczn膮 pani膮 S z k贸zkami. Wprosi艂am si臋 do jej gospodarstwa, popstryka艂am fotki jej zwierzakom i zaduma艂am si臋, jak jedna kobieta ogarnia kozy, kaczki, kury, psy, szklarni臋, grz膮dki warzywne a mo偶e i pole uprawne i jeszcze na 8 godzin dziennie, codziennie, chodzi do pracy. Dosta艂am w darze serdecznym kilka zielonkawych, bezcholesterowych jaj. Zrobi艂am im sesj臋 ale na fotkach nie chcia艂y wyj艣膰 tak seledynowe jak w realu. Za to wida膰, jakie wielkie, cho膰 jeszcze nieca艂kiem dojrza艂e mam truskawy i jakie bia艂e ale s艂odkie poziomki.

Po powrocie mi艂y, dalszy s膮siad J, silnymi, m臋skimi d艂o艅mi naprawi艂 b艂otnik i wyja艣ni艂, 偶e  pk, pk to normalne gdy si臋 jedzie z przerzutkami 'na luzie'. Ale z hamulcem kaza艂 jecha膰 do specjalisty. Wi臋c narazie pr贸buj臋 hamowa膰 kontr膮 ale m贸j rower nie bardzo to potrafi. Po obiedzie zapakowa艂am w plecak aparaty tele i foto, oran偶ad臋, kapelusz i ruszy艂am do lasu, wzd艂u偶 niebieskiego szlaku. To by艂 cross! 艢cie偶ka pe艂na zakr臋t贸w, niby znajoma ale na piechot臋. Rowerem i to pierwszy raz, ca艂kiem inna rzeczywisto艣膰. Na 艣cie偶ce konary ( no mo偶e ga艂臋zie), na kt贸rych rower zje偶d偶a na boki i mnie wywala, pe艂no szyszek na kt贸rych m贸j rower podskakuje trac膮c kontakt z gruntem, co i raz 艂achy piachu w kt贸rych si臋 zakopuje hamuj膮c nagle i zrzucaj膮c mnie z roweru. A najgorsze do艂y, napr臋dce zape艂nione grubym, ostrokraw臋dzistym t艂uczniem, na kt贸rym rower tak podskakuje, 偶e mnie wywala i poniewiera do pierwszej krwi. Wszystko to dlatego, 偶e jad臋 szybko, za szybko, wolno nie potrafi臋 i hamulec niesprawny. A jeszcze co chwil臋 zatrzymuj臋 si臋, bo miejsca warte zobaczenia ... i tras臋, kt贸r膮 rasowy rowerzysta przeje偶d偶a w kwadrans "robi臋" w godzin臋. A i tak doje偶d偶am tam, gdzie nigdy nie dochodzi艂am w jesiennych wyprawach na grzyby albo las tak si臋 zmienia, 偶e go nie poznaj臋. Droga powrotna niewiele kr贸cej bo zbieram 'runo' - nie艂atwa jest droga do szorstkiej przyja藕ni Starszej Kobiety z Rowerem. I chocia偶 pogoda dla mnie idealna, delikatne 20 stopni, to wracam zgrzana i spocona, poraniona i poobcierana na kolanach, 艂ydkach, stopach, 艂okciach, d艂oniach ..... Nic to, jutro znowu pojad臋. Chyba.

Ta pogoda te偶 dobra do tuptania po dzia艂ce. Tu i tam co艣 skubn臋, przytn臋, wyrw臋, wy艣ci贸艂kuj臋, podwi膮偶臋, obkopi臋 ... Szkoda tylko, 偶e co艣 si臋 popsu艂o w plastikowych zaworach i ko艅c贸wkach i nie da si臋 podlewa膰 szlauchem, tylko konewk膮. Ale to te偶 dobra gimnastyka wi臋c nie ma tego z艂ego, co by na dobre nie wysz艂o.
Wieczorem ogniska niezadu偶e, bo nie do pieczenia smakowitych kulinari贸w czy spalania suchych zb臋dnych, tylko do wieczornej zadumy i melancholii. Wi臋c czasem wrzucam do ognia co艣 zielonego i mokrego, by dym zamgli艂 mnie i okolic臋. W tygodniu to nikomu nie przeszkadza. Dopiero ostatniego wieczoru upiek艂am swoje, male艅kie ziemniaczki, kt贸re si臋 wykopa艂y w czasie okopywania. Ambrozja !

Zaczyna si臋 lato i czas r贸偶. Mam cztery krzewy, dwa 偶贸艂tawe i dwa czerwonawe i fotografuj臋 je nami臋tnie. To te偶 moje nowe zauroczenie, odk膮d w zesz艂ym roku wykopa艂am je z chaszczy sza艂wii i lawendy a one teraz odwdzi臋czaj膮 si臋 urod膮 p膮k贸w i  p艂atk贸w.