Zanęcona zdjęciami Dariusza od ponad tygodnia wybierałam się na to pole w moim miasteczku. Nawet myślałam, że to już za późno i będą już tylko przekwitłe - ale miałam szczęście.
Co do nieba nie miałam tyle szczęścia co Dariusz i było nieciekawe ale słoneczniki, cały ich łan i pojedyncze sunflowers, rzeczywiście dech w piersiach zapierały. Podobno jak w Toskanii. I znowu pół setki zdjęć bo to już chyba ostatni raz w tym roku. Więc i słoneczniki rozkwitłe i przekwitłe.
Chociaż akurat Toskanię zwiedzaliśmy w maju, przed kwitnieniem słoneczników ale znaki, ślady, obrazy, pamiątki po słonecznikach były tu na każdym miejscu. Ja tam kupiłam ołówek, magnes i figurkę św. Antoniego które mam do dziś, kubek i krzyżyk poszły w świat.
Od lipca mam drugi, zapasowy aparat od wnuka Maro. Spodobał mi się ten zgrabny, wodoodporny, przeciwwstrząsowy aparacik wnuka i chciałam kupić sobie taki sam ale żółciutkich już nie było w żadnym sklepie i kupiłam czarno-niebieski. Ale po 3,5 latach mój aparacik wyeksploatowany wielce, tysiące zdjęć w różnych warunkach, głównie na skraju. A wnusia aparat prawie nówka bo młodzież teraz robi focie i zdjęcia inteligentnymi telefonami komórkowymi czyli smartfonami.