wtorek, 29 kwietnia 2014

Kwietniowe 艣wi臋towanie



Dooko艂a 偶贸艂to od mleczy a u mnie zielono. Dwa lata podchod贸w z wsz臋dobylskim, agresywnym, nachalnym nawet, mniszkiem powoli daje rezultaty. Chodzi艂o mi o to by mlecz nie zag艂usza艂 cudnie b艂臋kitnych kwiateczk贸w przetacznika ale jak si臋 ingeruje w ekosystem to efekty s膮 nieprzewidywalne.
W miejsce mlecza rozpanoszy艂a si臋 zielona, pe艂zaj膮ca, r贸wnie wsz臋dobylska trawka o nitkowatych korzeniach i bia艂ych o艣miop艂atkowych male艅kich kwiateczkach. Nawet s艂oma im nie przeszkadza. Prosz臋 o nazw臋.
I druga r贸wnie podst臋pna i panosz膮ca si臋 trawka o fioletowych male艅kich tr膮bkach o kt贸rej nazw臋 te偶 prosz臋, pewnie Gra偶ka lub Ania wiedz膮.
Codziennie prace przerywa艂 deszcz. Troch臋 z艂o艣ci, troch臋 rado艣ci. Z艂o艣ci 偶e przerywa szwunga, bo ja d艂ugo si臋 zbieram i rozp臋dzam do roboty a rado艣ci, 偶e ciep艂y, prawie majowy deszcz podlewa wsadzone og贸rki, cukini臋, groszek, s艂onecznik, fasolk臋 w kilku odmianach i takie tam inne mecyje. Po deszczu mg艂a melancholijna sprawia, 偶e wok贸艂 mokro i wilgotno. I tylko szkoda, 偶e ogniska nie mo偶na rozpali膰 bo w kr臋gu ka艂u偶a i ga艂臋zie mokre a kark贸weczka zabejcowana le偶y i czeka. Ptasz臋tom deszcz nie przeszkadza, umilaj膮 mi podeszczowe spacery i posiad贸wki na tarasie, g艂o艣nymi, weso艂ymi trelami. 
W te mgliste, wilgotne wieczory czytam "Majster bied臋 czyli zakapiorskie Bieszczady" i p艂acz臋 i 艣miej臋 si臋 do 艂ez, czasem na tej samej stronie. Pi臋kny styl Andrzeja P, cudne sylwetki bieszczadnik贸w a nad tym wszystkim wolno艣膰 i swoboda i wiatr od po艂onin i szum g贸rskich strumieni.
Takie moje 艣wi臋towanie podw贸jnej kanonizacji. Ka偶de zdj臋cie to modlitwa ..... 

sobota, 19 kwietnia 2014

Hallelujah



Mi臋dzy sosem borowikowym do mi臋sa a mas膮 ananasow膮 i truskawkow膮 do torta, jest czas na g艂臋bok膮 i dzi臋kczynn膮 zadum臋.

I na 艣wi臋ty, radosny, wielkanocny czas. 


wtorek, 15 kwietnia 2014

Od brzozy do brz贸z, w Brz贸zie.

Zainspirowa艂a mnie Amelia i jej post: jeden dzie艅 z 偶ycia wiejskiej kobiety . Z sympati膮 i podziwem 艣ledz臋 jej zmagania z oporn膮 materi膮 i jej nieustanny zachwyt mimo wszystko.
Ranki ch艂odne, by nie rzec zimne. Do czytania w 艂贸偶ku lub picia kawki w fotelu, ubieram polar i skarpety a czasem nawet kurtk臋. Czekam z wyj艣ciem z chatty a偶 zejdzie rosa, co trwa czasem i do po艂udnia. Ale mam w izbie dwa okna nieproporcjonalne bardzo, w膮skie i wysokie, tworz膮ce jakby witra偶e. W p贸艂nocnym, gdzie widok mo偶e nieszczeg贸lny, 艣liczno艣ci dodaje lustro, w kt贸rym odbija si臋 okno po艂udniowe, z anio艂kiem i z widokiem na brzozy. W Brz贸zie. Nic wi臋c dziwnego, 偶e do-po艂udnia szybko czas ucieka. Ale za to popo艂udnia pracowite w robot臋 i spacery. 
呕eby zrobi膰 miejsce dla wreszcie por膮banego drewno olchowego, trzeba by艂o przenie艣膰 grz膮dk臋 zio艂ow膮 bli偶ej sto艂u pod lipk膮 i kuchni pod chmurk膮. A 偶eby zio艂a przenie艣膰, trzeba by艂o najpierw urobi膰 ziemi臋 na planowanej grz膮dce a wcze艣niej wkopa膰 tam obrze偶e. Po przeniesieniu zi贸艂, podla艂am je obficie deszcz贸wk膮, ob艂o偶y艂am s艂om膮 i znowu podla艂am. Mam nadziej臋, 偶e dzi臋ki tej s艂omie, b臋d臋 mia艂a z t膮 grz膮dk膮 spok贸j do jesieni. Zero okopywania i zero podlewania.  

Wreszcie cudnie pomara艅czow膮 olch臋 uk艂adam w stos, do wysoko艣ci okiennic a na nim wreszcie porz膮dkuj臋 przek艂adane wci膮偶 deski, tyczki i okr膮glaki. Jestem dumna z mojego zapasu drewna i fotografuj臋 go nami臋tnie i niesko艅czenie,  chocia偶 niekt贸rzy wieszcz膮, 偶e tak pi臋knie wyeksponowane b臋dzie okazj膮 dla z艂odzieja.

Wracam do chatty gdy g艂贸d zagania, rozpalam ogie艅 w piecyku, nastawiam wod臋 i przy siedzisku pod lipk膮 z fruwaj膮cymi wst膮偶eczkami, przygotowuj臋 obiad, pogryzaj膮c surowe warzywa i popijaj膮c czasem mlekiem, 艣mietank膮, piwkiem, w zale偶no艣ci od zasobno艣ci spi偶arni i ochoty. 
Potem znowu wracam do izby by ugotowa膰 i usma偶y膰 ma艂e co nie co i zje艣膰 je powoli znowu pod lipk膮 bo w izbie robi si臋 za gor膮co. Ale pod lipk膮 za szybko stygnie wi臋c jem w ma艂ych porcyjkach, donosz膮c je gor膮ce z piecyka. Du偶o tego ganiania, wprawdzie po kilku schodkach tylko ale dla wygody k艂ad臋 zapasowe drzwi na trawie by chodzi膰 po r贸wnym. Ale jakie to r贸wno jak zamek wystaje i ci膮gle si臋 o niego potykam.
Wk艂adam naczynia do miski w polowym zmywaku i id臋 na spacer je艣li s艂o艅ce dopisuje.
A je艣li nie, to zasiadam z ksi膮偶k膮 na kolanach, w fotelu z widokiem, w kuchennym k膮ciku, otwieraj膮c okno i ogrzewaj膮c okolic臋 i ju偶 tylko podk艂adam powoli po szczapce by 偶ar nie wystyg艂. Albo wychodz臋 na taras, siadam na schodku i planuj臋 niespiesznie jutrzejszy dzie艅 s艂uchaj膮c ptasich wieczornych treli, kt贸re tak mnie rozpraszaj膮, 偶e z planowania nici. I si臋 zadziwiam sk膮d taki ma艂y ptaszek tak dono艣ny i g艂o艣ny g艂os wydobywa. A偶 gardzio艂ko mu sie wydyma i pier艣 unosi.

Ten blog to troch臋 taka afirmacja, zaklinanie rzeczywisto艣ci a chatta na skraju raczej sanatorium ni偶 raj. Ale afirmujmy dalej, mo偶e kiedy艣 ..... 

艣roda, 9 kwietnia 2014

Post umiarkowanie optymistyczny


No tak, mimo postanowie艅 i wsparcia, dalej to kr膮偶y po mojej g艂owie, chocia偶 ju偶 bez smutku. Rozwa偶am plusy ujemnie i minusy dodatnie. Jako艣 szczeg贸lnie, po niekompatybilnych z moj膮 wizj膮 raju planach, zachwyca mnie cisza przed wschodem, 艣piew ptasz膮t o poranku, 艣wiat艂o o wschodzie i zachodzie, zapach 艣wiata o 艣wicie i zmierzchu ...
Tak jest, 偶e mocniej doceniamy to, co mo偶emy straci膰. Tej wiosny b臋d臋 wra偶liwa, wyczulona i pe艂na wdzi臋czno艣ci za drobne, codzienne b艂ogos艂awie艅stwa. I dobrze si臋 z艂o偶y艂o, a jest w tym palec Bo偶y, bo ju偶 jesieni膮 postanowi艂am skierowa膰 ca艂膮 swoj膮 energi臋 inwestycyjn膮 i zasoby finansowe tylko na doinwestowanie mieszkania. Chatta ma wszystko co niezb臋dne a zachciewajki i udogodnienia czyli taras, ambona, domek gospodarczy, piec pod chmurk膮, kuchnia w izbie, ocieplenie chatty, wymiana okien ..... kiedy艣 tam. Leniwa cz臋艣膰 mojego Ego cieszy si臋, 偶e narazie, przez rok lub dwa, nie trzeba robi膰 nic trwa艂ego na skraju. Tylko bratki i kwiatki, czosnek i cebulka, fasolka i pomidory, groszki i r贸偶e i takie tam fijo艂ki i stokrotki.
Mi艂o bardzo siedzie膰 sobie na tarasie z ksi膮偶k膮 na kolanach i s艂ucha膰 jak krople stukaj膮 o blaszany dach s膮siada, deszcz podlewa wiosenne nasadzenia.
Jako艣 nigdy nie mia艂am takiego serca  do tej chatty, co do pierwszej male艅kiej chatki. Tam przez 5 lat, po p贸艂 roku bez pr膮du i wody, bez luksus贸w i cywilizacji, bez oczekiwa艅 i rozczarowa艅 - tylko oczarowana!
Ale z chatt膮 sobie radz臋 bo zmieni艂am funkcje salonu i mam tam teraz izb臋 wielofunkcyjn膮 czyli jakby chatk臋 w chatcie. A drug膮 po艂ow臋 czyli 偶贸艂ty pok贸j go艣cinny, zielon膮 艂azienk臋, jakby bia艂y pok贸j gospodarczy czyli graciarni臋 odwiedzam rzadko bardzo, tyle ile koniczne. A w izbie ciep艂o, przytulnie, wsz臋dzie bliziutko, milutko - tylko zaba艂agania si臋 szybko, za szybko. 
Dziwi  mnie i niepokoi, 偶e w my艣lach,  tak 艂atwo i bez 偶alu po偶egna艂abym si臋 z rajem w BK, po ponad 7 latach brania i korzystania. Wystarczy艂oby, by zan臋ci艂 mnie inny raj, inna posiad艂o艣膰, inne uroczysko, inny skrawek nieba .... Mo偶e to przez to, 偶e za du偶o zagl膮dam do innych blog贸w a tam chaty na skarpie, na wonnym wzg贸rzu, z widokiem na Kopysta艅k臋, nad jeziorem Sosno, w kamiennej wie偶y, na ko艅cu 艣wiata, z w臋dzarni膮, piecem chlebowym, z kozami, psami i kotami .... Wiem, 偶e to nie dla mnie, bo jestem sama i niem艂oda, w p贸藕nych latach jak m贸wi艂 kiedy艣 m贸j wnusio. Ale tak to jest - jak si臋 za du偶o przebywa z marzeniami to rzeczywisto艣膰 nigdy ich nie przebije.
Rozwali艂 mi si臋 plastikowy ale cudnie 偶贸艂ty fotel, kt贸ry by艂 ze mn膮 w Brz贸zie od pocz膮tku, od grudnia 2006 roku. Dok艂adnie m贸wi膮c rozwali艂 si臋 pode mn膮, gdy wczesnym rankiem kl臋kn臋艂am na nim, by odsun膮膰 b艂臋kitn膮 zas艂onk臋 z tureckiego r臋cznika, na po艂udniowym oknie od kuchni. Upsss i buuuch, fotelowi rozjecha艂y si臋 nogi i p臋k艂 na kilka kawa艂k贸w a ja wyl膮dowa艂am na pod艂odze, oszo艂omiona, zdezorientowana i niezborna. Chwil臋 le偶a艂am, rozwa偶aj膮c w g艂owie warianty, jak czo艂gam si臋 do telefonu, dzwoni臋 na 112, t艂umacz臋 gdzie to jest na skraju, wyja艣niam 偶e le偶臋 w zamkni臋tej chatcie, na zamkni臋tej posesji, karetka podje偶d偶a, ratownicy w seksownych, czerwonych kombinezonach prze艂a偶膮 przez bram臋 przerzucaj膮c nosze i sprz臋t, dochodz膮 do drzwi, wal膮 w nie, wreszcie wybijaj膮 szyb臋 w p贸艂nocnym oknie i utykaj膮 tam bo za w膮sko. Dosta艂am takiego ataku chichotu, 偶e a偶 dodatkowo os艂ab艂am. Dopiero po chwili wsta艂am z trudem ale ca艂kiem sprawnie, ubra艂am gumiaczki i kurtk臋, otworzy艂am drzwi, wzi臋艂am klucze, otworzy艂am furtk臋 i bram臋. Taka jest si艂a wyobra藕ni. 

 Z tartaku przywie藕li mi zam贸wiony metr mi臋kkiego, pachn膮cego drewna z olchy, puszcza p膮ki morela, 艣liwa, wi艣nia i jab艂o艅. I p膮czkuje bor贸wka ameryka艅ska, porzeczka czerwona, bez, leszczyna. Pi臋knie przyj臋艂y si臋 r贸偶e i poziomki. Jest cudnie
 I tylko budka pusta jeszcze.
A post ca艂kiem optymistyczny mi wyszed艂 :-)))