Trzy dni poza czasem. Wtedy przenosimy się do późnych lat sześćdziesiątych, do życia studenckiego w Krakowie. Oglądamy nieliczne stare fotografie i wspominamy to, co pamiętamy i bardzo często to jest co innego dla każdego. Dzielimy się też informacjami kto, co, gdzie i nie są to ploty tylko serdeczne, życzliwe zainteresowanie. Rozrzuciło nas po Polsce i po świecie a i sporo nas odeszło na tamten, podobno lepszy świat.
Do tej pory jeździłam na te spotkania głównie w długich, powłóczystych sukniach i spódnicach.
Ale po zmianie kodu z przodu, zaszalałam. A co, kto Starce zabroni na dwie doby? Wprawdzie za krótkie są niektóre moje niemłode sukienki bo mają tę właściwość, że im szerzej tym krócej ale ja się dobrze w nich czułam a i profesorowi K się podobały.
Człowiek tu młodnieje na dwie doby, wokół ludzie którzy Cię pamiętają jako młodą i trochę niezwykłą dziewczynę a i ty tak ich pamiętasz i widzisz - taka jest magia pamięci!
W piątek wieczorem grill, nie wszyscy jeszcze są, część dojedzie jutro. Ale gadamy, śpiewamy, pojadamy i popijamy do północy albo nawet dłużej.
"Precz smutki, niech zginą, wspomnienia niechaj płyną,
obsiądźmy ogień wkoło z piosenką wesołą.
Uśmiechnij się jasno, wnet wszystkie troski zgasną,
podajmy sobie ręce, w piosence, w piosence.
Bo w naszej ferajnie przyjęte jest, zabawić się fajnie i śpiewać też.
I zawsze mamy chęć na szał, byleby śpiew wesoło brzmiał.
Bando, bando, rozstania nadszedł już czas.
Bando, bando, na zawsze złączyłaś nas.
Bando, bando, bez ciebie smutno i źle,
pożegnania to nie dla nas, o nie!
Wkrótce znów spotkamy się."
W międzyczasie zwiedzało się Dobczyce, bo to urokliwe miasteczko. Zwłaszcza, że odbywały się tam różne stylowe imprezki a i spacery pod górę były wskazane ze względu na obfite posiłki i napoje. W sobotę rankiem, po śniadaniu, krótki rekonesans z Jurkiem, mimo wietrznej pogody. Ale było za wcześnie, wnętrza zamku były zamknięte.
A w niedzielę, po obiedzie, przed mszą, w deszczu, długi spacer po zamku i podzamczu. Tym razem zamkowe, rekonstrukcyjne klimaty i wnętrze zamku muzeum.
Przez cały dzień spotkania w podgrupach i zbiorowe focie a wieczorem tradycyjna, uroczysta kolacja z toastami, podziękowaniami, wspominkami, darami, śpiewami i tańcami.
Zdjęcia zbiorowe są od Maryjki A, bardzo Ci dziękuję, bo ja jakoś w tym zamęcie emocjonalnym zapominałam aparatu.
Krótka noc i po śniadaniu nadszedł czas wyjazdu. A ponieważ wodziło mnie jakieś licho, kierowało na nie te zjazdy, na ślepe drogi mimo tablic, to w końcu wylądowałam nie u znajomych ale w Tarnowie. A tam znowu mnie wodziło w deszczu po Wałowej i nie mogłam dojść do Ratusza. A jak się w końcu udało, byłam zawiedziona, bo zapomniałam jak tam ciasno.
Ale i tak jeszcze zdążyłam na końcówkę jarmarku w moim miasteczku i skusiłam się na wiklinowy koszyk, pleciony kapelusz i winko z dzikiej róży. Tym produktom nie mogę się oprzeć i bądźmy szczerzy, zawsze się w chatcie przydają, nawet nie wiadomo który najbardziej. Inne mniej mnie nęciły, niektóre nawet wcale. Intensywny to był weekend!!!