niedziela, 6 listopada 2022

Zaduszki za dusze

Co to Ta Dusza? Z łacińskiego anima, a greckiego psyche, z angielskiego soul, spirit, heart. Ta cząstka w nas która nie znika i nie zanika po śmierci, bo ja w to wierzę. Chociaż ciało też nie ginie, zmienia postać tylko, użyźnia ziemię u nas, karmi ptaki w Himalajach, spala się na popiół na stosach Indii ... Śmierć we wszystkich religiach nigdy nie jest końcem ... Znaczenie śmierci i rytuały.

Tak na codzień nie zastanawiam się nad tym, co z tą duszą, raczej nad tym czy to czego pragnę, jest tym czego potrzebuję. A z wiekiem i tego i tego jest coraz mniej. Może jeszcze o czymś marzę ale to raczej takie marzenia przedsenne by uspokoić umysł, bez wiary że tego pragnę i potrzebuję naprawdę. Dlatego czasem wysyłam kupon lotto, bo jednak do potrzeb potrzebne są pieniądze. Ale ponieważ nie wierzę w siłę pieniądza to oczywiście nie wygrywam. Bo gdzieś w przekonaniach mam zapisane, że pieniądze szczęścia nie dają - to zło, panowanie ale i ograniczenie. 

Dzień Wszystkich Świętych, czyli święto Świętych nieżywych  i nazajutrz Zaduszki czyli święto nieżywych i może Nieświętych ale naszych ukochanych. Dzień wspominków ale niekoniecznie wypominków. I moje ulubione jesienne kwiaty, chryzantemy. I te strzępiaste i te drobniutkie. Te białe i żółte, te różowe i bordowe. Co roku kupuję wcześniej jedną lub dwie, na balkon i do mieszkania. I oczywiście od listopada do lutego zawsze ogień w mieszkaniu, żywy i udawany na przemian. 

Dzień wszystkich Świętych to radosny dzień, chociaż ja ze wszystkich Świętych uznaję i poważam tylko św. Antoniego bo pomógł mi nie raz i nie dwa. Mój rozum wie, że to nie Święty mi pomaga tylko odpuszczenie i uwolnienie głowy ale to działa, bo ja w niego wierzę. To by znaczyło, że w moim życiu Święci potrzebni mi są tylko do pomocy w znajdywaniu tego co zgubiłam. A co z innymi Świętymi, choćby ze św. Ritą, tą od spraw trudnych i beznadziejnych? Bo przecież są i takie w moim życiu. 

Nie boję się śmierci choć na nią nie czekam, boję się bólu i niesprawności, całkowitego uzależnienia od innych. Chodzi  mi o to prawo do odejścia z tego świata z godnością a nie jako warzywo i ciężar dla najbliższych. Chętnie podpiszę wszystkie potrzebne papiery o zakazie uporczywego leczenia i prawie do eutanazji. Ale to czego pragnę może nie być tym czego potrzebuje moja rodzina. 

Jest też coś czego się boję najbardziej - to wojna. Strach, cierpienie, rozpacz, niepewność, głód, chłód i śmierć. Oglądałam w nocy film "Dla Samy" o wojnie domowej w Syrii a właściwie w Aleppo, widzianej oczami zony, matki i dziennikarki. Przepłakałam cały film.  Do tego roku wojny to były gdzieś daleko, coś się czytało, coś oglądało a od 24 lutego wojna jest tuż za naszą granicą i nie daje o sobie zapomnieć.

Mam i znam miejsce gdzie spoczną moje prochy, może z kosmykiem włosów na wypadek gdyby jednak potrzebne było DNA. A co, nie zaszkodzi. I dobrze wiedzieć, że dzieci, wnuki i następni zstępni mają się gdzie spotkać w pierwszych dniach listopada, gdyby zapragnęli czy zechcieli. A dzięki rodzicom i siostrze mają gdzie się spotkać i zatrzymać na dzień lub dwa, zjeść razem gołąbki i kremówki. Ostatnie dni były deszczowe, mgliste i chłodne. Stąd takie listopadowe rozważania o odchodzeniu i melancholije.

22 komentarze:

  1. Chryzantemy i ja bardzo lubię, są tak bardzo różnorodne i wszystkie mają swój urok :))
    Co do duszy, bardzo w to wierzę, że jest wieczna, że zmienia tylko ciało i nadal trwa. Od jakiegoś czasu bardzo dużo słucham i czytam na jej temat i tego co się z nami dzieje po zakończeniu obecnego życia. Przed 2 laty odeszła moja mama, której bardzo mi brak, ale wiem, że gdzieś tam jest obok mnie i jest szczęśliwa, odwiedza mnie w snach i jest to dla mnie wielką pociechą, bo wierzę w to całą sobą :))
    Krysiu, pozdrawiam najserdeczniej, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo chryzantemy to już nie tylko cmentarne kwiaty ale ogrodowe, balkonowe, pokojowe ... taka ich rozmaitość.
      Agness, ja od pewnego czasu też się tym interesuję, co z nami po śmierci ale właściwie tylko w listopadzie. Potem urodzin moc, Mikołaj, Boże Narodzenie, Nowy Rok, urocza wiosna, męczące lato, złota jesień i dopiero gdy listopad się zbliża znowu wracam do tych tematów.
      Mnie rodzice się śnią rzadko, najczęściej brat Byniu, chociaż za życia nie mieliśmy mocnej więzi.
      Pozdrawiam listopadowo.

      Usuń
  2. Pelegrino, bardzo refleksyjny post. No cóż listopad, ale myślę, że tyle w nim mądrości i chyba i piękna, że zda się na każdy dzień w roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właściwie tylko na początku listopada dumam tak melancholijnie, potem zwyczajne, codzienne życie tak mnie pochłania, że nie mam ani potrzeby ani ochoty na takie rozważania typu: co po życiu.

      Usuń
    2. Pellegrino, ale ja wlaśnie w tym poście odnalazlam radość zycia, pogodzenie się z tym co nieuniknione, aby nie być ciężarem i żyć dopóty sił starczy, bez wzgledu na okoliczności i to jest piękne i madre. Mieć pogodę ducha. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Odnalazłaś to, co masz w sobie. Ja jestem tylko lustrem w którym to zobaczyłaś, Pogoda ducha to wspaniała rzecz !!!

      Usuń
  3. A ja chciałbym by rozsypali moje prochy w miejscu w którym dobrze czułem się za życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tak nie wolno 😉. Ale już połowa tam gdzie wolno a połowa tam gdzie się chce to chyba wolno. Zrób wolno to co wolno ....

      Usuń
  4. Melancholijna zaduma listopadowa. Ktoś kiedyś powiedział, że Wszystkich Świętych to takie imieniny wszystkich. Piękny, radosny dzień. Dopiero Zaduszki to dzień wspomnień, smutku, tęsknoty, poświęcony tym, którzy odeszli, naszym bliskim, znajomym.
    Chryzantemy są takie piękne. Szkoda, że u nas kojarzone tylko jako kwiaty na grób. Ale na przykład u mnie jest piękny obraz mojego dziadka, który namalował chryzantemy w wazonie.:) Zachwycają mnie też te drobne o niesamowitych kolorach.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak myślę ale nasza tradycja i praktyka właśnie 1 listopada każe chodzić na cmentarze. W innych wierzeniach na grobach jest radośnie i wesoło, bo nasi ukochani już są w niebie i nie muszą się męczyć na tym łez padole.
      Teraz tyle tych drobniutkich o całej palecie barw, że mnie zaczynają zachwycać te olbrzymie kule i te pierzaste jakby astry. "Chryzantemy złociste w kryształowym wazonie stoją na fortepianie ...." Czy te na obrazie dziadka są takie?

      Usuń
    2. Są takie bordowe ze złotymi końcami płatków. Wazon ceramiczny.:) Zrobię zdjęcie i wrzucę na bloga.:) Tylko za dnia, bo obraz sam w sobie dosyć ciemny.

      Usuń
    3. Dziękuję, z przyjemnością go oglądnę. Czasem na obrazach wazony są ładniejsze od kwiatów, bo kwiaty trudno namalować by wyglądały jak żywe.

      Usuń
  5. Piękne foty, u Ciebie zawsze optymistycznie. Pozdrowienia zostawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem bardziej melancholijnie niż optymistycznie. Niektóre zdjęcia rzeczywiście mi się udały.

      Usuń
  6. Moja wnuczka Tosia jest pod wrażeniem cmentarza, toczy ze mną poważne rozmowy o umieraniu, dużo pyta o moją mamę, co robiła, co ja robiłam z nią, lubi słuchać o krówkach, konikach, kurkach na podwórzu, a potem stwierdza, że ... ty babciu nie umrzesz jeszcze, będziesz długo żyła:-) też chciałabym być sprawna do końca, nie być ciężarem dla bliskich, chyba każdy tak chciałby.
    W tym roku zrobiłam na groby wianuszki z jodły, tyle gałęzi leżało po ścięciu drzew tuż za drogą, do tego czerwone owocki róży, suchy wrzos ... chciałabym, żeby moje prochy choć w części były rozsypane pod ulubioną jabłonią na Pogórzu, ale czy to się tak da? ponoć tej urny nie można za bardzo otworzyć, jest tak ściśle zamknięta:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmowy z wnukami, zwłaszcza małymi to nieskończona przyjemność i zaskoczenie. Ma się więcej ciekawości i cierpliwości, często więcej czasu i docenia się ich ciekawość i wnikliwość. Ja też uważam, że Ty Marysiu będziesz długo i dobrze żyła bo żyjesz zdrowo i zgodnie z Naturą, tu się zgadzam z Tosią.
      Takie ozdoby z jedliny, traw, owocków podobają mi się najbardziej, cóż z tego że są mniej trwałe niż te plastikowe paskudy. I kompostują się naturalnie nie zaśmiecając środowiska.
      Mam plan. Niech moi ukochani kupią dwie urny. Tę z moimi prochami niech rozsypią lub zakopią w ukochanym miejscu a tę pustą złożą do kamiennego grobowca. Ale jak zrobią inaczej, po swojemu to też nie będę ich ścigać po 😁🤣😍
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Rodzimy się po to, by umrzeć. Ale tak długo żyjemy, jak długo o nas pamiętają inni. Bo najgorzej jest być zapomnianym. Piękne są te chryzantemy na Twoich zdjęciach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko, pamiętanie jest potrzebne żywym a nie zmarłym. Lubię chryzantemy i foce je z radością.

      Usuń
  8. Ja też już mam swoje miejsce. Trochę smuci mnie, że w mieście, a ja miast nie lubię, ale za to blisko rodziców:)
    Dla mnie wszystkie wojny są blisko i boję ich się podobnie co Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje miejsce w rodzinnym miasteczku chociaż losy rzucały mnie po odległych nawet miejscach. Ma być wygodnie zstępnym, mnie wszystko jedno.
      Boję się wojen bo są bezlitosne, wywołują je ważni i bogaci a reszta tylko traci wszystko.

      Usuń
  9. Wierzę w reinkarnację, ale wspominanie kochanych zmarłych podobno polepsza ich karmę, czyli szansę na lepsze kolejne życie. To znaczy to co nas spotyka to podobno przypadek, ale jak reagujemy na wydarzenia to już karma. Dobrze jak więcej odwagi, współczucia, miłości, czyli wszystkiego co uwalnia nas od gniewu, nienawiści, zazdrości. Bardzo lubię zwiedzać cmentarze. Mam na swoim blogu kilka zdjęć i wieści o Powązkach, Bródnie, czy Wólce. Ech, nie mogłam się powstrzymać. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo kiedyś czytałam na tematy, co po śmierci ale nie udało mi się ustalić swoich na ten temat przekonań i wierzeń. Teraz gdy już coraz bliżej końca coraz mniej mnie to interesuje. Chyba jednak ten proch którym zasilę ziemię ze mnie zostanie. Ale póki życia można podnosić Energię poprzez empatię i miłość.

      Usuń