... czy mi wystarcza, wystarczy? Od czasu sprzedania chatty i działki moje życie się zmieniło. Narazie jeszcze nie wiem czy na dobrze czy na źle, czy na lepiej czy na gorzej. Ale na pewno na inaczej. Złamana noga jesienią, zima i krótkie dni, trzytygodniowe sanatorium, wypadek z okiem - przez pół roku byłam zadowolona, wręcz zachwycona, że sprzedałam działkę i chattę daleko od mieszkania. Ale przyszła wiosna, kwiecień i coś mnie nosi. A ponieważ jeszcze nie wiem czego pragnę a co potrzebuję, nie podejmuję żadnych decyzji (choć czas ku temu stosowny). Na wszelki wypadek, bez względu na decyzję, powoli moszczę sobie wygodne gniazdko w mieszkaniu i na balkonie. Przygotowuję i odnawiam ziemię w donicach. Na spód wsypuję warstwę keramzytu, na to warstwę kompostu z całej jesieni i zimy, na to ziemię zmieszaną z perlitem. Znoszę z wypraw i spacerów fiołki, czosnek niedźwiedzi, bluszcze, zaszczepki kwiatów. Kupuję truskawki i poziomki, krzewinki ozdobne i jadalne, zioła rozmaite, kwiaty jednoroczne i byliny dla mnie do uciechy i dla pszczół na pożytek.
Byłam z wizytą u Krysi o iluzorycznym uśmiechu, to właściwie rewizyta. Zaprosiła mnie na obiad a ja nie spytałam o której. Dzień zimny i mokry, siedzę sobie w wannie w samo południe a tu dzwoni Krysia i pyta, czy już idę bo obiad na stole. A ja jeszcze śniadania nie jadłam. Mało ją znam, okazało się że ja to stara sowa a ona stara skowronkowa. U mnie obiad to szesnasta, siedemnasta. Ogarnęłam się szybko ale w międzyczasie pilny telefon i czekanie na umówionego fachmana, byłam u niej koło czternastej. Obiad jadłam już sama, odgrzewany kotlet nie za bardzo ale kapusta warta grzechu. U Krysi dziewczęco i anielsko, posprzątane na błysk. Wielkiej przyjaźni z tego nie będzie, za dużo fundamentalnych różnic, ale znajomość i owszem bo Krysia jest serdeczna i uporządkowana. Teraz znowu czas na rewanż i będzie problem bo ja już nie gotuję obiadków dla gości. Ewentualnie częstuję zupą jak mi się dużo ugotuje.
Już ponad dwa miesiące trwa wojna na Ukraini. Ta pieśń z 2014 a może nawet z 2004 roku, ciągle nadal aktualna i wzrusza mnie niezmiennie. "Że ne wmerła, ne wmerła Ukraina, kiedy razem jesteśmy jak rodzina" brzmi mi jak " Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy". Mnie tak brzmi 🤍🧡💙💛
I odnawiam kuchnię więc mniej teraz wychodzę z mieszkania bo pracy i ruchu przy remonciku sporo.
Roślinek u Ciebie mnóstwo, nie wyobrażam sobie domu, gdzie nie ma nic zielonego, nic żywego oprócz ludzi. No cóż, niektórym wystarcza sztuczny kwiatek.... Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńNawtykałam chyba za bardzo ale co się uchowa będzie radować a co zniknie, zwolni miejsce dla następnej roślinki. Czasem, jeśli ktoś ma dom cały w zieleni, nie potrzebuje jej wprowadzać do domu.
UsuńBędzie busz zielony i kolorowy. Widzę, że czegoś Ci jednak brakuje, a balkon to namiastka:) Dobrze, że kuchnia w remoncie, to czas i głowę zajmuje myślami remontowymi:)
OdpowiedzUsuńNiech Ci rośnie i szumi, a zdrowie dopisuje:)
Oj będzie busz i zwycięży to najsilniejsze ale to zdrowa i naturalna ewolucja. Pewnie że brakuje, zwłaszcza wiosną. Jak tylko skończę remont, jedziemy do Wrocka na tydzień, będą tam uciechy rodzinne. I Tobie dobrego zdrowia, zacnej pogody i pociechy z wiosny.
UsuńTo się nazywa "zew ziemi", Krystynko, przynajmniej u mnie:-) zapach ziemi, bolący kręgosłup, ryć, kopać, siać, sadzić, bujne plany, których połowę nie zdążę zrealizować, ale podstawa jest. Tylko ta trawa, rośnie jak wściekła:-) trzeba kosy ostrzyć; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTez tak czuję Marysiu ale mam nadzieję, że osłabnie w letnie upały. A narazie zwyciężam go nasadzeniami na balkonie, remoncikiem kuchni, planowanym wyjazdem do Wrocka. I przypominaniem sobie tego bólu i trudu przy schylaniu i kucaniu 😂 No i zawsze mogę poodwiedzać Wasze blogi, gdzie te wszystkie 'atrakcje' opisujecie. Serdeczności majowe przesyłam.
UsuńCzy to białe w środku skrzynki to tzw stokrotka afrykańska?. Zmieniam w tym roku z pelargonii na strokrotki, tylko nie mogę nigdzie dostać białych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie pamiętam, kupiłam bo białe kwiaty w dzień zwabiają pszczoły a fajnie widoczne są wieczorem. Mnie pelargonie nigdy nie kręciły, stokrotki i owszem najbardziej te trawnikowe.
UsuńNa taki balkon to aż chce się wychodzić. Mała rzecz, a cieszy, prawda? Każde spotkanie z drugą osobą niesie za sobą coś pięknego. A piosenkę "Podaj rękę Ukrainie" uwielbiam. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNa balkonie mało pracy a dużo przyjemności, ogród w pigułce. Ta pieśń mnie porywa i wzrusza, wiem że nie tylko mnie. Pozdrawiam Karolino.
UsuńAle co będzie z tą sosną w doniczce?
OdpowiedzUsuńNarazie sosna zakwasza ziemię pod borówkę miniaturkę i tuję mini a za rok lub dwa przesadzę całość przed garażem, gdzie mam kawalątek trawnika.
Usuń