Po dniu odpoczynku w mieszkaniu i po niespełna trzech w Mielcu pojechałam prosto na skraj, bo mają tam nam robić kanalizację na działkach ( rury poziome i studzienka). Przyjechałam dzień wcześniej by się przygotować, powykopywać, poprzenosić .... U sąsiadów praca już wrzała, na cztery ręce usuwali to co nie chcieli mieć zniszczone. Ja nie mam wyobraźni jaki to zakres prac, pospacerowałam po sąsiadach u których już było robione i czasem demolka a czasem mała blizna, nie wiem od czego to zależy, podobno od miejsca tej studzienki. Więc właściwie nic nie robiłam tylko obeszłam z aparatem focąc kwiaty.
Nazajutrz patrzyłam z niepokojem jak demolowali teren sąsiadów i nadal nie miałam pomysłu jak zmniejszyć straty bo ilość objętościowa ziemi jaką wydobywali z wąskiego choć głębokiego rowka, przekraczała moje wyobrażenia. Powyciągałam tylko kawałki płyt mniej więcej z terenu przewidywalnych prac i przykryłam plandeką newralgiczne wejścia wody i rozsadnik pod lipką gdzie takie cudeńka jak czosnek niedźwiedzi, szczawik, pierwiosnek miodowy, samosiejki lipy, brzózek, buczyny ....
W samo południe się zaczęło u mnie. Najpierw Meni przenieśli mi siedzisko spod lipki na przed kuchnią letnią a potem się zaczęło. Wszędzie ziemia, góry ziemi, kubiki piasku bo się okazało, że pod płytką warstwą dobrej, urobionej ziemi jest sam piasek. I tak wszystko co dobre poszło w dół, bo na koniec Meni spychem nagarnęli ziemię do wykopu. I ekstra przenieśli mi siedzisko obok leszczyny bo obok lipki jeszcze pobojowisko.
Popołudniu tak byłam zmęczona, bardziej psychicznie niż fizycznie, że tylko zapaliłam ognisko i upiekłam cukinie znalezione wśród bujnych liści. Ucięłam kilka gałązek krzaczora i oganiałam się od komarów, meszek, gzów i much, dym niewiele pomagał. Ziemniaczki podebrane z kompostownika ugotowałam nazajutrz ( największe wielkości małego jajeczka, najmniejsze paznokcia i to nie kciuka)
Nazajutrz już nie mogłam odwlekać prac ręcznych czyli zbieranie łopatą ziemi, ładowanie do taczek, wsypywanie do wykopu, uklepywanie. A potem zgrabianie nadmiaru ziemi i uzupełnianie gdzie się dało. Mimo, że troszkę pomogła mi Pani Narożna, pod koniec dnia byłam posiniaczona, pogryziona, wszystkie mięśnie obolałe, nawet te o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nie zrobiłam ani jednego zdjęcia w trakcie sprzątania, a szkoda. Bo po wysprzątaniu nie wygląda to już tak fatalnie, porażająco, dramatycznie ....
Po prysznicu i zielonej tabletce padłam jak nieżywa i usnęłam natychmiast. Ale obudziłam się przed wschodem i do rana smarowałam pogryzienia Fenistilem, siniaki Heparizenem 1000 a obolałe mięśnie Naproxenem. Byłoby jeszcze sporo grabienia i przenoszenia ziemi ale moje ciało oznajmiło: nie i do obiadu tylko chodziłam z aparatem, focąc głownie zielone i różowawe.
Przez te roboty ziemne zapomniałam uczcić, wyprawą z plecakiem, Światowy Dzień Włóczykija!
Zmieniam dostawcę internetu, może być dłuższa przerwa w komunikacji.
Ślicznie dziękuję za odwiedziny na moim blogu. I bardzo miły wpis.
OdpowiedzUsuńTwój blog, jest bardzo interesujący. Będę tutaj częstym gościem.
Serdecznie pozdrawiam.
Dom na końcu świata...
Margaret
Witaj Margaret, lubię nowych gości, czuj się tu wygodnie
UsuńWspółczuję wykonanych robót budowlanych. To zawsze jakaś strata dla zieleni, ale podziwiam Twoje groszki pachnące. Uwielbiam te kwiatki. Widzę miejscami, że nawet na nieużytkach rosną chyba jako bylina. Pozbierałam nawet kilka strąków kiedyś, ale u mnie nie chciały rosnąć. Pozostaje wisiewanie jednorocznych. W tym roku nie mam.
OdpowiedzUsuńGroszki tylko wyglądają jak te pachnące, nie pachną ale za to pięknie wyglądają, są wieloletnie i łatwo się namnażają. Dostałam małą szczepkę, odnóżkę od nasiada a teraz mam kilka metrów siatki obrośnięte cudnie delikatna różowością. Zimuje bez problemu.
Usuńatrakcje. nieplanowane,ale może coś dadzą w przyszłości.
OdpowiedzUsuńMoże, coś, kiedyś. Ale można to było zrobić dlikatniej
UsuńMoja droga, kolejna zdobycz cywilizacji na działce ! Tylko pozazdrościć. Mnie w maju podłączyli do wodociągu. Też była poważna ziemna robota ale mniej "narozrabiali". O kanalizacji nawet nie możemy marzyć.
OdpowiedzUsuńMasz teraz dużo pracy, trochę strat w zieleni ale nie musisz mieć szamba i martwić się ciągle, czy się nie przepełnia. Super !
Dlatego Aniu troszkę się złoszczę ale bardziej raduję, z wiekiem człek się robi coraz bardziej wygodnicki. Najpierw wodociąg, potem kanalizacja więc u Was też tak będzie. My czekaliśmy 14 lat od wody do kanalizacji
UsuńSzkoda roślinek, ale na pewno z inwestycji wszyscy będą zadiwoleni. Takie prace powinni wykonywać jesienią lub wiosną. Piękne masz kwiaty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Straty głównie ww trawniku więc niewielkie. Zaczęli wiosną ale covid pokrzyżował plany i opóźnił prace. Kwiaty to gównie byliny wieloletnie
UsuńNie zazdroszczę tych prac ziemnych, ale jaka wygoda:-) jak to? musiałaś porządkować po robotnikach, nie ubili ziemi w wykopie, żeby nie siadała? tak, tam macie piaseczek, nadmiar piaseczku wręcz, szkoda, że zniszczona została warstwa próchnicy, niefrasobliwie zepchana do wykopu, panowie widzę mają w nosie zniszczenia; ale przynajmniej błota po pracach nie będziesz miała; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie ubili tylko nagarnęli wielką łychą koparki i powiedzieli żeby nic nie robić do zimy bo osiądzie. Takie to teraz firmy. Chociaż pamiętam jak robili wodę to zebrali darń z warstwą dobrej ziemi i odłożyli na bok, dopiero potem kopali rów, zasypali go i na koniec położyli ręcznie tę darń na wykopie. A to było niedawno, z 10 lat temu. Cóż, są ludzie i ludziska. Mogłabym się awanturować ale i nie umiem i nie mi się.
UsuńJa z opóźnieniem cztery posty przeczytałam ;) I tak mi się ciepło na sercu zrobiło, bo teraz, w tym głupim czasie, są tacy jak wy ;) Pogodni ludzie, cieszący się tym co jest, celebrujący bycie razem. Kochający. Mało takich się teraz spotyka, więc tym bardziej jesteście cenni. Podniosłaś mnie mocno na duchu ;)
OdpowiedzUsuńE tam, wcale niemało Anno, w mig zebraliśmy prawie 20 osób, od 9 do ponad 70 lat. A na SLOT Art Festivalu, gdzie jeździmy co roku na początku lipca jest kilka tysięcy takich entuzjastów "małego, efemerycznego prototypu idealnego miasteczka. Są w nim dzielnice mieszkaniowe i miejska łaźnia, kawiarnie i restauracje, sale koncertowe i kluby, jest uczelnia i przedszkole, a nawet teatr i trzy małe kina" I gdyby nie covid też tam bylibyśmy. Tydzień wyrwany z codzienności.
Usuńhttps://slot.art.pl/pl/festinfo/o-festiwalu/
Ojojoj, co za roz...p...d...ucha!?! Na szczęście natura sobie poradzi i za jakiś czas nie będzie po niej śladu. Dobrze, że kwiatuchy ocalały. I cieszą. Mój Włóczykij poszedł tam, gdzie cisza. I nie bardzo chce wracać do hałasu świata.
OdpowiedzUsuńAle przez jakiś czas będzie się człek potykał i wkurzał, chociaż właściwie już mi złość przeszła. Specjalnie nie sadziłam tam nic wartościowego, bo wiedziałam co mnie czeka.
UsuńWcale mu się nie dziwię, Włóczykij wie co Dobre.
Kochana
OdpowiedzUsuńTyle prac, wysiłku-podziwiam😀🌼
Ale wszystko będzie ładnie, jest już🌲🌳🌺🌸🌻🧡🦋
Serdeczności zostawiam🙋♀️💗
Czasem tak jest, pół roku spokój a potem wysiłek za wysiłkiem.
UsuńAle damy radę Morgano bo nie mamy innego wyjścia.
Ja nie daję rady, nie mogę fizycznie się nadwyrężać.
UsuńCzekam na rezonans, bo czuję się na powrót źle!