wtorek, 11 sierpnia 2020

Konieczne prace w upale

..... czyli o zimie trzeba myśleć wczesną wiosną. Trochę nierozsądnie było zamawiać drewno w takie upały ale sierpień to już najwyższy czas by doschło przed zimą. Wcześniej nie mogłam bo od zeszłego roku czekałam na tą demolkę kanalizacyjną a miała ona przebiegać tam, gdzie planowałam złożyć porąbane drewno. W styczniu zaczęli główny rurociąg i dopiero w lipcu się ich doczekałam na działce.

Przyjechałam w przeddzień, by obkosić działkę i przygotować miejsce pod drewno. Zeszło całe popołudnie i kawałeczek ranka a nie spieszyłam się bo drewno miało przyjechać dopiero w południe.

U mnie królują żółtości, to takie sierpniowe kolorki. Są jeszcze słoneczniki, kwiaty cukinii których całe mnóstwo ale nikt ich nie zapyla i nie wiążą owoców, wiesiołki kwitnące wieczorem. Ale tym razem sfociłam tylko wysokie, szorstkie, pomponowe.

Wreszcie po telefonicznych ponagleniach zajechał popołudniu czerwony wóz i wysypał dwa kubiki pociętego i porąbanego buka. By zamknąć bramę trzeba było zebrać sporo z jednej strony stosu. Najpierw zaczęłam odrzucać zawadzające polana na stos ale się zorientowałam, że mam sporo czasu i mogę te przeszkadzające polana od razu układać na przygotowanych paletach i skrzynkach. Zeszło ponad godzinę, więc zmęczona poszłam na taras by przygotować obiad z kawałeczka zamarynowanej karkówki i tego co zebrałam z działki. Podany na wygrzanym słońcem talerzu, wyszło dwie porcje, jedna na gorąco a druga na chłodno na podwieczorek.

Następnego dnia umówiłam się z Władzią na rano, na układanie tego stosu przy ścianie chatty. Planowałam, że w ciągu dnia się z tym uporamy, bo mnie samej to zwykle zajmowało dwa, trzy dni. Miałyśmy zacząć od rana czyli od siódmej, bo wtedy jeszcze w miarę chłodno. A tu niespodzianka, Władzia obudziła mnie o szóstej i ja, zaspana, zastanawiałam się, kiedy to ostatni raz wstałam przed szóstą. Wyszło mi że jesienią 2002 roku. Ale wstałam bez ociągania i zabrałyśmy się do roboty. Co potrafi mobilizacja to się okazało o ósmej. Władzia, starsza nawet ode mnie tak zasuwała, by zdążyć przed słońcem, że nie miałam ani chwili by się zastanowić, czy dam radę jej dorównać, czy moje serce to wytrzyma. Tylko wycierałam co kilka minut pot z czoła, oczu, uszu, szyi ... i to były te jedyne przerwy by uspokoić też oddech. Normalnie to focę przy każdej przerwie, popijam wodę lub sok, kawkę, herbatkę, piwko, odpoczywam i tak pracuję w rytmie kwadrans pracy, pół godziny odpoczynku. Tym razem rozum mi się wyłączył i bezmyślnie podnosiłam polana rzucane przez Władzię, dopasowywałam i układałam w stosie jak automat. W miarę jak słabły moje siły zmniejszał się stos drewna przy bramie i pchała mnie tylko wola, by stos znikł a ja padnę tuż obok, no chyba że się doczołgam do wyrka. O ósmej stosy były skończone, drobne ścinki zebrane w skrzynie, miejsce pod stosem zgrabione ze szczap i wreszcie usiadłyśmy w cieniu na tarasie. Ja jeszcze zrobiłam nam kawki z mlekiem ale nie pamiętam już, czy coś mówiłam z sensem. Gdy Władzia wróciła do siebie weszłam do izby, pozamykałam okiennice, wziąłem szybki, chłodny prysznic i poszłam odpocząć i spać. Nie wiem ile spałam bo mi się nie chciało spojrzeć na zegarki, czułam się wypoczęta ale nie na tyle by wyjść w upał. Jeść też mi się nie chciało więc zapaliłam lampkę nad łóżkiem i zaczęłam czytać po raz któryś "Czas na działkę". Wreszcie wyciągnęłam aparat i zrobiłam kilka fotek przytulnego kącika, otwarłam też małą okiennicę od południa by się całkiem rozbudzić i zobaczyć po cieniach która może być godzina. Wyszło mi, że południe więc spałam jakieś dwie godziny. Troszkę poczytałam, zjadłam na śniadanie w samo południe jajecznicę z kromką chleba i ciepłym mlekiem i znowu czytałam. Gdy wreszcie wyszłam na taras było wczesne popołudnie i prawie 33 stopnie. Wróciłam do izby gdzie przy wentylatorku lube 22 stopnie, takie osiągnięcie dzięki zaizolowaniu południowej i zachodniej ściany, bez klimy czyli gadżetu XXI wieku. Samo mądre choć proste sterowanie okiennicami, oknami opatrzonymi moskitierami, drzwiami z firanką, pozwala na utrzymanie 10 stopniowej różnicy temperatur chociaż potwierdzam, że wymaga to dyscypliny i pilnowania zasad.

Dopiero popołudniu wyszłam z aparatem na obchód frontu robót i zobaczyłam, że to co zrobiłyśmy było dobre, choć niezbyt mądre. Ale pobłogosławione przez Wszechświat bo robota zrobiona i zdrowie niezłe. 'Jest coś niezwykle kojącego w stosie drewna. Porządna sterta drewna to krzepiące poczucie przygotowania i bezpieczeństwa' - to niewierny cytat z mojej nowej, ulubionej ostatnio książki.

Nazajutrz niedziela w więc wyjazd. Ależ upał, ależ tłok, ależ tłumy. Jadę do mojego miasteczka bo w poniedziałek mam sprawy z przychodnią i lekarzami.

12 komentarzy:

  1. Witaj. Tak, na wsi tak jest że latem trzeba myśleć o zimie, ale to są dobre i proste myśli. Tak, trzeba się napocić na wsi i wtedy gdy chce się żyć blisko natury, ale nagroda jest wyjątkowa i wspaniała. I książka 'Offline' o tym mówi i pokazuje, spodoba Ci się Kochana! Mi się podoba bardzo jest też ciekawym językiem napisana, tak jak lubię. Pięknego lata. asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, na wsi i na skraju wiele jest prostych i dobrych myśli i prawd, to miasta wszystko komplikują ponad miarę. Może tam, w mieście i żyje się łatwiej ale czy mądrzej, lepiej? Chociaż teraz wsie coraz bardziej zbliżają się do miast, sporo trzeba się z determinacją naszukać by żyć prosto i w zgodzie z naturą. Książka cudna, już wiem że do wielokrotnego czytania. Dziękuję Ci za inspirację

      Usuń
  2. Ale Cię znajima zagnala do roboty..dobrze,że to przetrwałąś ale jednak chyba lepiej na spokojnie a nie ponad siły.Dbaj Krysiu o siebie, dbaj:):) Pięknie tam u Ciebie. Jak można lubić upaly?:):):):

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądry człek po szkodzie choć na szczęście szkód nie było. W tym amoku nie było kiedy się zastanawiać, było to do granic ale nie ponad siły, przynajmniej poznałam swoje granice. Pięknie wszędzie gdzie zielono i kolorowo. Moje ciało i serce bardzo nie lubi upałów :-(((

      Usuń
  3. No to się napracowałaś, ale co zrobione to masz. Teraz rzeczywiście tylko z samego rana lub wieczorem można pracować. Ja wybieram wieczór i do ciemnego w ogrodzie robię. Ale cieszmy się, bo wkrótce nadejdzie jesień i cd. i wcale nie bedzie tak fajnie. Dobrze że zapasy zrobiłaś. Ja robię zapasy do słoików. Haha. Pozdrawiam. Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, ranki u mnie są lepsze do pracy bo tych utrapieńców mniej. Od 10 tej upały, muchy, osy, ślepaki nie dają żyć a wieczorem komary. Ja kocham jesień i czekam na nią z utęsknieniem. Dla mnie ogień ważniejszy od jedzenia ale może tylko tak się tłumaczę i usprawiedliwiam, bo nie chce mi się robić przetworów. Ale wyobrażam sobie, że widok półek pełnych też daje to kojące poczucie bezpieczeństwa, co stos drewna.

      Usuń
  4. Jal tu pieknie, jak tu kwieciscie:) lato to moja ulubiona pora roku, a niestety i o zimie trzeba pamiętać to jest fakt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, będę Cię odwiedzać w upalne dni, gdy u nas ponad 30 stopni a u Was śnieg na szczytach i mnóstwo wody dookoła. Jakie to kojące miejsca!

      Usuń
  5. Ale z was profesjonalistki. Ułożyłyście drewno jak kawałki puzzle, wszystko do siebie pasuje. Rewelacja.
    Moje układanie tak pięknie nie wygląda. Kolejna sosna umarła i będę miała własne drewno. Ale do kozy też kupiłam buk, już parę lat temu i wciąż mam. Chyba za rzadko tam bywam.
    U mnie pomost rozebrany, teraz trzeba zrobić nowy. Ale to na wiosnę.
    Super wyglądają te maliny. Na moim drzewie jest jedno jedyne jabłko. :) Drzewo - to dużo powiedziane. To jest malutkie drzewko, posadzone zeszłej jesieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś ułożyłam stos byle jak a po kilku miesiącach drwa podeschły i stos się rozwalił. Trzeba było go ponownie złożyć i to mnie nauczyło, że lepiej raz a dobrze.
      U mnie wychodzi 1 kubik na zimę więc zapasy to 2 do 3 kubików w zależności ile mam miejsca do składowania.
      Pomost to nadal moje marzenie ale u nas nie ma prywatnego dostępu do wody więc to nie zależy ode mnie. Ja mogę tylko szturchać tych co decydują.
      Malin mam sporo, borówek amerykańskich i ciemnych winogron. Ale ani jabłek ani wiśni ani śliwek w tym roku nie było i nie będzie.

      Usuń
  6. Dzień dobry, właśnie przybyłam do chatty skraja o poranku, chwilę posiedziałam i ... zapragnęłam zostać, bo ten ciepły i swojski klimat chatty już nade mną zapanował :) Wieczorem zagłębię się bardziej w starsze wpisy, a tymczasem serdecznie pozdrawiam :) Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, dziękuję za odwiedziny. Z ciekawości zaglądnęłam do Ciebie, zaczęłam od początku czyli od kwietnia do końca 2014 roku i mnie wciągnęło. Przypomina mi to budowę domu moich dzieci i ich początki. Na pewno w wolnych chwilach będę wędrować po twoich okolicach, losach, wrażeniach.

      Usuń