Miałam zamiar całkowicie zignorować koronnego wirusa ale nie strzymałam. Jeszcze chyba nigdy nie było takiego poruszenia za moich czasów. Ja nic a nic nie boję się wirusa, ani nie czytam ani nie słucham panicznych wiadomości, nie robię zakupów na zapas. U nas bardzo dużo więcej ludzi ginie w wypadkach drogowych, umiera na zawał czy raka, zamarza w zimie. A na świecie ile więcej umiera od wojen i głodu. I co, mam się bać bardziej o siebie, o rodzinę? Strach osłabia odporność. A zresztą ja na codzień żyję jak na stałej kwarantannie, nie przebywam w dużych grupach. Nie chodzę do kina, na mecze, na imprezy masowe a moje dziecka mają swój rozum i ja im ufam. Dobrze, że jeszcze przed paniką, w lutym, zdążyłam nacieszyć się do woli córeczką i młodszym wnusiem i troszkę starszym, teraz mogę przeczekiwać potrzebę przytulania. Ale np wczoraj w sklepie Stokrotka spotkałam Bosię dawno niewidzianą i wyściskałyśmy się aż miło, ku konsternacji kupujących.
Ale zignorować się go całkiem nie da. Poszłam do sklepu po mąkę na naleśniki, jajka bo lubię, papier toaletowy bo mi się kończy, chleb i mleko. Wróciłam z ręcznikiem kuchennym i mlekiem. Jak z tego zrobić kolację? Że wykupują mąkę, cukier, ryż, makaron ... to rozumiem ale papier do doopy? Poszłam nazajutrz raniusieńko, by kupić coś na obiad, coś konkretnego czyli mięso. Ani indyka, ani wieprzowiny, ani wołowiny tylko kurczaki. Ale kupiłam chleb podhalański, cebulę, masło, śmietanę i zrobię na obiad potrawkę z udek w sosie grzybowym (bo suszonych grzybów mam na szczęście jeszcze sporo) a na kolację grzanki na maśle aromatyzowanym cebulką. Przyda mi się doświadczenie z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, gdy się robiło Coś z niczego. I przechodzę na sposób wschodni, który zresztą wydaje mi się bardziej sensowny i higieniczny niż zachodni - myję a nie tylko wycieram.
A ponieważ śmiech to zdrowie, podnosi odporność i zabija zarazki, buszuję w demotywatorach.
Przedłużony weekend w Iwoniczu Zdroju bo od piątku do wtorku. A w środku Dzień Kobiet.
W piątek wprawdzie dojechałam późnym popołudniem, spóźnionym autobusem pełnym ludzi. Ktoś kaszlał, ktoś kichał ale nikt nie mówił o wirusie. Spoko. Przyjechałam do koleżanki która ma apartament w dawnym sanatorium "Zofiówka", na samej górce, taki gołębnik na trzecim pietrze, tuż pod dachem. Nie ma TV i internetu więc wieczór przegadałyśmy, nie było ani słowa o wirusie.
Dopiero od soboty włączyłyśmy program pobytu, zaplanowany elastycznie i opcjonalnie. Po śniadaniu Czesia załatwiała swoje sprawy a ja wyszłam na obchód, bo ostatnio byłam tu 4 miesiące temu i to na krótko a lubię szwendać się sama. Tak jakoś w pobliżu deptaku i placu Dietla zeszło mi ponad dwie godziny. Nadal ładny, klimatyczny i luzacki ten Iwonicz. Obkupiłam się na straganach pod pijalnią w przydasie niezbyt potrzebne ale będą to przydatne pamiątki z Iwonicza.
Wybierałyśmy się na obiad do knajpki "Na górce" jak sójki, w końcu zrobiłyśmy w mieszkanku żur z jajkami, dużą ilością wędlin i chlebkiem. Objedzone na full odpoczęłyśmy 'kapinkę' i już się zrobiła wieczorowa pora. Koleżanka potrzebowała jeszcze odpoczywać ale ja potrzebowałam spacerować, po prostu jak to mówią, nosiło mnie. Więc wzięłam aparat, 10 zł i poszłam na wieczorny spacer.
Następnego dnia pogoda nie za bardzo ale po śniadaniu poszłyśmy na spacer pod górę, do sanatorium Górnik. Spa jakoś nas nie uwiodło, niebo się rozpogodziło więc poszłyśmy na spacer do pijalni.
Obiad świąteczny na Górce. Miał być pstrąg, specjalność zakładu ale ja wypatrzyłam kartacze z mięsem w sosie rydzowym a Czesia i Bogdan wzięli placki ziemniaczane z sosem węgierskim. Różniste są gusta, nie tylko kulinarne. Kartacze dobreńkie, mięsko w nich zacne a sos z rydzów ambrozja. Więc pstrąg jeszcze zostanie na jesienny przyjazd. Piąteczka dla Wnuka! To taka rodzinna tradycja, dostane dwójki i piąteczki nie wydaje się dalej tylko zbiera. Dwójeczki dla wnusiów do 10 lat a potem piąteczki dla wnusiów nastoletnich do 18 tki.
Wieczorem świętowanie Dnia Kobiet przy pełnym kuchennym stole. Po obfitej kolacji spacer nocą po deptaku, tym razem bez aparatu bo się ładował w 'apartamencie'
Rano, po śniadaniu, Czesia się wstępnie pakuje po ponad dwutygodniowym pobycie a ja idę na spacer po nowych szlakach. I chociaż tu wszędzie blisko, przy moim spacerowym tempie to wycieczka kilkugodzinna.
Iwonicz Zdrój jest uroczo maleńki, na spacerach te same obiekty. Ale ponieważ spacerowałam tam w dzień i w nocy, to za każdym razem jakby inaczej się prezentowały.
Iwonicz Zdrój...już nie pamiętam czy byłam czy nie... sama nie wiem. Urocze milusie skarpetki lubię takie :) Jeśli chodzi o wirusa to przede wszystkim lękam się jako matka mniej jako człowiek, myślę że zrozumiesz co mam na myśli... masz rację stres bardzo osłabia odporność, niestety. Dobra życzę.
OdpowiedzUsuńBo te zdroje dość do siebie podobne, te wille z ornamentami, te pijalnie i deptaki. Skarpetki mają nawet na spodzie antypoślizgowe guziczki więc to jakby papućki. Podobno dzieci są najbezpieczniejsze i nie chorują, to mnie pociesza, to wirus selektywny. Zdrowia życzę
UsuńWidzę, że przyjemnie spędzasz czas. wczasujesz sobie i spacerujesz. To dobrze. Wiesz, że ten zwyczaj z zostawianiem monet dla wnuków jest mi dobrze znany? Mój tata zawsze zbierał. Mój syn jak był mały bardzo lubił liczyć te drobne po powrocie od dziadka. Fajne to było, mój tata w ogóle był fajnym tatą i dziadkiem. Teraz taty nie ma, wnuki już dorosłe... Postaram się podtrzymać rodzinną tradycję. :)
OdpowiedzUsuńTo taki przywilej emeryta, jeśli tylko ma ochotę i możliwości. U nas nie było takiej tradycji owszem zbierało się piątki jak zaskórniaczki na zachcianki ale ja uznałam, ze największą moją zachcianką jest obdarowanie wnusiów i robię to od prawie dwudziestu lat. Więc to też już jakby tradycja.
UsuńNie lekceważ zupełnie tego wirusa, to podstępny wróg, ale bardzo dobrze, że zachowujesz pogodę ducha; wczoraj dotarły do nas plotki, że Leżajsk zamknięty, wojsko i czołgi blokują miasto:-) to nieprawda, plotka karmi się strachem, przekazywana rośnie do nierealnych rozmiarów; my z mężem bardziej realistycznie patrzymy na świat, synowa jest przerażona; na razie grypa, a raczej jej pozostałości, daje nam do wiwatu, wyssawszy wszystkie siły, a za oknem tak pięknie; a wiesz, że nie byliśmy w Iwoniczu? tylko przejazdem:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSynowa jak moja córka. Córka ma dzieci małe w tym niemowlę i boi się o to, że gdyby zachorowała, co stanie się z jej dziećmi. Nawet te dwa tygodnie choroby, kwarantanny to dla dzieci bez matki byłoby straszne. Lekceważą Ci co myślą tylko o sobie, niestety.
UsuńMarysiu, ja nie lekceważę tylko nie wpadam w panikę i bronię się śmiechem. Właśnie się pakuję i wyjeżdżam na skraj, tam będę prawdopodobnie samiusieńka a więc odpowiedzialna i zdyscyplinowana. Pewnie byłabym w strachu gdybym kaszlała i gorączkowała ale teraz zupełnie inne niezdrowe objawy mnie zajmują, z wirusem nie mają nic wspólnego. Zwykła grypa też daje do wiwatu i trudno się po niej wraca do sprawności. Do Iwonicza warto chociaż on podobny do innych Zdrojów.
UsuńKobieto Miła, gdybym była Mamą małych dzieci też bym pewnie panikowała i to oczywiste ale ja jestem Starką, moje dziecko dorosłe, wnuki prawie też więc tak, myślę tylko o sobie, niestety :-(
UsuńCiekawy post, a co do wirusa, to nie panikować ale stosować się do zaleceń. My jesteśmu już po... Wszystko co można było przeżyłyśmy, teraz tylko pociecha z wnuków, ale nasze dzieci, wnuki. To dla nich powinniśmy się postarać i nie lekceważyć wirusa i zaleceń. A co do zapasów. Ja nie mam zapasu maseczek. Kupowałam na bieżąco jak były potrzebne, np jak byłam chora a w domu był niemowlak czy małe dzieci.
OdpowiedzUsuńKobieto Miła, nie biorę udziału w zgromadzeniach nawet poniżej 50 osób, zawsze i tak myłam ręce i tu stosuję się do zaleceń. Ale nie będę rozmawiała z odległości ponad metra z dobrymi znajomymi. Zalecenia wydają urzędnicy i politycy, to nie słowa objawione a ja kieruję się zdrowym rozsądkiem. Zapasów nie mam ale nie głoduję, maseczek chyba nigdy nie stosowałam. Zdrowia życzę
UsuńWitaj Krysiu (ja też Krysia) nie byłam w Iwoniczu, a chyba ciekawa miejscowość. Jak się wszystko uspokoi to tam się wybiorę. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńSporo Krystyn ale nie wszystkie obchodzą 13 marca.
UsuńTo urokliwe zdrojowe miasteczko a więc i deptak i ładne wille i ruch niespieszny i sanatoria a więc i kuracjusze i pokusy różne.
Nie byłam w Iwoniczu, ale wygląda uroczo, warto zajrzeć. Może wakacyjny wyjazd zaplanuję wokół Iwonicza. Popatrzę. Wyglądasz zdrowo i krzepko Krystyno :)
OdpowiedzUsuńI ja nie świruję, mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że wszystko będzie dobrze.
Jak mię urzekły te dwa łosie. Bardzo.
Witam się ze znajomymi, przytulam syna i męża, chodzę na spacery i żyję. Wydaje się to być dobrą receptą na kwarantannę. No i nadrabiam zaległości na netflixie. Obecnie, wszelkie filmy z happy endem ;)
To blisko mnie, w dodatku koleżanka ma tam mieszkanko więc bywam tam kilka razy w roku. Dziękuję Anno, tak też się czuję jak wyglądam, zdrowo i krzepko, choć dopada mnie przesilenie zimowe.
UsuńJak po burzy słońce, po nocy dzień, po zimie wiosna tak i po wirusie przyjdzie spokój.
Łosie takie kanciaste ale w pięknej kompozycji.
Ja też żyję jak dotąd, może tylko częściej myję ręce. Ale filmy raczej kryminalne i sensacyjne
Koronawirus szaleje, ale widzę Krysiu, że fajnie i odważnie odpoczywasz. Oby wszystko wróciło do normalnej sytuacji, a dzieci do szkól, bo lekcje online to nie to samo i zawalony Librus zadaniami, wiem, bo pomagam chrześniakowi masakara jakaś z tą nauką. A z tego co prognozują na przyszłość to wrócą dopiero w połowie czerwca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Krysiu - Agnieszka
Na skraju pusto i spokojnie więc to nie było jakieś nadzwyczaj odważne. Też bym chciała żeby wszystko wróciło do normy ale się nie zapowiada, że to nastąpi szybko, niestety. Ale mam nadzieję, że do świąt sporo się wyjaśni.
UsuńPozdrawiam Cię Agnieszko i życzę zdrowia i spokoju.