środa, 7 grudnia 2016

Rekonwalescencja

Ponad tydzień bez wychodzenia z mieszkania, trochę nie normalnie (a może wręcz przeciwnie?)
Nie jak normalnie czyli nie idę do sklepu, kupując to na co mam ochotę, gotując z zakupionych produktów wcześniej umyślone jedzonko ale gotuję z tego co mam w szafkach i lodówce. Czyli raczej normalnie bo tak robiono przez tysiące lat i teraz też spora a może nawet większa część ludzkości tak robi, gdy rano wychodzi do ogródka za domem, do stajenki, do pobliskiego gaju czy lasku, zbiera co dorosło przez noc, idzie do spiżarni i z tego komponuje główny posiłek dnia.

Nie jak normalnie czyli dużo czasu spędzam przy oknie, bo też zima rozpieszcza mnie teraz sypiąc śnieżnym pyłem lub białymi płatkami wirującymi w bezwietrzny czas. Cztery okna na dwie strony świata, czasem chwile słoneczne i radosne a czasem ciemnawo już o 14 tej. I nawet filmy oglądam często i seriale jakieś, co może jest normalne ale nie dla mnie bo normalnie to więcej czytam a teraz głowa nieczytata. Niedawno odkładałam książkę dopiero jak ją skończyłam a teraz jeden rozdział i przerwa.

Nie jak normalnie bo oprócz zawartości lodówki i szafek kuchennych odkrywam zapomniane na stryszku półki z przetworami, niektóre niemłode ale wszystkie z XXI wieku. Ileż mam powideł, konfitur, miodów, sałatek, grzybków marynowanych......

Przez trzy dni od upadku codziennie było coraz lepiej, coraz mniej zawrotów, coraz mniej odrętwienia, coraz słabszy ból w miejscu spotkania z ziemią, coraz mniejsze siniaki na dłoni od wewnętrznej strony  (czyżbym się nieświadomie podpierała przy upadku?) Potem przez dwa dni się zatrzymało. Uważnie się obserwuję, nic się nie pogarsza co mnie cieszy ale też nic nie poprawia ale czy to powód do zmartwienia? Może to zanikają skutki zastrzyków i kroplówek podanych w SORze i teraz działają tylko siły natury? A od kilku dni huśtawka, dzień lepszy i już planuję wyjście, załatwianie spraw zaległych a nazajutrz dzień gorszy i zostaję w mieszkaniu, godząc się na małe straty.

Wczoraj, na Mikołaja, zrobiłam sobie prezent i pierwszy raz od tygodnia wyszłam z domu, w biały dzień, przy słonecznej pogodzie. Próbowałam od kilku dni ale pierwszy raz pokonał mnie widok schodków przed klatką, drugi raz doszłam do końca swojego bloku i cofnęłam się nie wiadomo dlaczego, bo było sucho i słonecznie. Za trzecim razem się  udało i byłabym z siebie dumna ale ... bo jest i jakieś ale. Zamiast kilkunastu złotych na potrzebne artykuły, wydałam prawie sto na duperele świąteczne, nie oparłam się urokliwym opakowaniom, około świątecznemu klimatowi. No ale cóż, lekko osłabiona jestem i mniej odporna na nachalny marketing.

Od Oli K, wraz z życzeniami usłyszałam, że od siedemdziesiątki liczy się jak do setki czyli mam 30 lat. Do przeżycia, jeszcze do życia, do honorowego dodatku ... Byle w szczęściu i dobrym zdrowiu, niech będzie do tej setki, bo coś w tym musi być, że zewsząd słychać: Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje (nam?) Chyba, że chodzi o ten honorowy dodatek do emerytury, który obecnie wynosi ponad 3,3 tysiące :-))).
Taki żart siedemdziesięciolatki!

16 komentarzy:

  1. Ojej, to wygląda poważnie. Życzę zdrowia, szybkiej poprawy...
    Wiesz? Czasami myślę, że życie(samo) nas zatrzymuje, potrząsa, przestawia na inny tor...
    Może autko, sprzęgło, było sygnałem do zwolnienia?
    Tak czas... też jest potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie owszem ale na szczęście nie dramatycznie.
      Też tak mniemam, że to nie przypadek tylko jakaś lekcja, znak, zadanie. I trzeba ją dobrze odrobić by nie powtarzać klasy.

      Usuń
  2. Czasami zastanawiam się, na jak długo wystarczyłyby zapasy czy przetwory zgromadzone w piwnicach, spiżarniach czy lodówkach, tak bez wychodzenia do sklepu; obym nigdy nie musiała; ręka solidnie obita, czyli musiałaś walnąć nią o ziemią, widzę, że i butki antypoślizgowe też zakupione, porządne, z cholewką, że góry w nich zdobywać; na pewno takie zdarzenia odbijają się w naszej psychice, następuje jakaś blokada, strach, i trzeba czasu, żeby je przezwyciężyć; przezwyciężaj je powoli, nic na siłę, i zdrowiej; a z zapasów spiżarnianych korzystaj, miodek do herbatki dodawaj, niech nie zdobią tylko półek:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie na długo Mario, człowiek tak naprawdę niewiele potrzebuje, reszta to Ego i konsumpcjonizm. Butki odnalezione w czeluściach szafy, takie bardziej turystyczne niż zimowe ale narazie wystarczą. Już mam upatrzone w Decathlonie fajne zimowe, też marki Quechua. Ciało jeszcze pamięta i spina się na sama myśl o upadku ale to minie. Tylko kiedy, jeśli uporanie się ze strachem przed pogryzieniem przez psy trwało u mnie prawie 10 lat?
      Teraz, jak odkurzyłam, przeglądnęłam i przetrzebiłam zapasy, nie dam im utknąć w czeluściach. I może polubię słodkie bo moje powidła z węgierek i dżemik z mirabelek to, nie chwalący się, mistrzostwo!

      Usuń
  3. Zapasy zacne posiadasz! Teraz przyszedł czas, aby zwolnić, odpocząć, chyba cykliczne tak też jest i w przyrodzie wiec dlaczego ne w życiu człowieka?
    Co do wydatków świątecznych... czasem trzeba sobie pozwolić! Raz się żyje a kto będzie nas uszczęśliwiał jeśli sami nie uszczęśliwimy troszeczkę siebie?
    Buty dobre na zimę, sama planuje zakup takich.
    Moja mama jest w bardzo podobnej sytuacji... ale bardziej z powodów sercowych choć zaliczyła też i upadek. Powolutku też dochodzi do siebie i zaczęła już wychodzić :)
    Cudownego czasu przedświątecznego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedźwiedzie do gawry a Krystynka z podróży do mieszkania. Zimowy odpoczynek wskazany i potrzebny, mogłoby się obyć bez takiego kopa ale wtedy może by to do mnie nie dotarło.
      Uszczęśliwianie tak, tak ale dlaczego to w sklepie takie cudne i pożądane a po przyniesieniu do domu już niekoniecznie?
      Butki turystyczne, niezimowe, zakup zimowych dopiero w planie ale już upatrzone.
      Serducho u mnie też nie za bardzo ale do tego już się przyzwyczaiłam.
      Serdeczności dla Mamy, my seniorzy musimy się przyzwyczaić do cierpliwości i tego powoli i powolutku.

      Usuń
  4. Witaj. Podoba mi się u Ciebie, jest przytulnie i domowo z tymi zapasami. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam:) Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zapasy to poczucie bezpieczeństwa czyli jak to w domu. Ze zdrowiem w kratkę ale z tendencją do poprawy, czyli dobrze. Witaj Mario!

      Usuń
  5. Zapasów masz ho, ho!Nareszcie przyszła na nie pora i na seriale (ciekawa jestem, jakie oglądasz, bo mnie ostatnio wzięło na "Kobietę za ladą". Świetnie sie to oglądało i jakze uspokajajaco ten film na człowieka działa). Dobrze, że nie wychodzisz bo na dworze teraz straszna slizgawica. Oboje z mężem zaliczyliśmy dzisiaj niegroźne upadki. Nawet psom rozjeżdżaja sie smiesznie łapki.A niewidoma Misia tak jak sie rozpędziła, to tak biedula pojechała, że sie dopiero na naszym samochodzie zatrzymała, dzwoniąc weń łebkiem!
    Mam nadzieję, że te lęki przed wychodzeniem miną Ci niebawem a i pogoda zrobi sie bardziej jesienna(co prognozy zapowiadają). A co to było kiedyś z tymi psami? Coś powaznego?
    Trzymaj sie Krystynko i objadaj swymi smakowitosciami. Staraj sie mieć dobry czas, mimo wszystko!:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś robiłam zapasy dla siebie i do rozdawania ale od kilku lat tylko dla siebie i tylko z własnoręcznie zbieranych produktów ale i tak mam ich za dużo. Kiedyś oglądałam programy przyrodnicze i podróżnicze a teraz kulinarne i ogrodnicze. Rewolucje kuchenne M. Gessler, Okrasa łamie przepisy i Rok w ogrodzie, Maja w ogrodzie.
      Trzeba uważać i mieć oczy dookoła głowy ale to trudne, za trudne dla mnie.
      Już jest lepiej, dużo lepiej i już nie tylko wychodzę z domu ale i wyjeżdżam, narazie autobusami. A ze sforą psów miałam niemiłą przygodę w Turcji, wczesnym rankiem, sam na sam z dwoma psami i samcem alfa. Pogryzły mnie i poszarpały, na szczęście nie tak głęboko jak mogły.
      Staram się Olu ale z marnym skutkiem.

      Usuń
  6. Się kuruj dalej i rekonwalescencjuj (a jest takie słowo?).:))) Fajne masz te małe, pękate słoiczki.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie ma to wymyślamy, bo jest potrzeba. Te małe pękate dostałam kiedyś w promocji do nawilżacza ale one naprawdę maleńkie, dobrze się z nich wyjada łyżeczką.

      Usuń
  7. Świetnie sobie Krysiu radzisz i PODZIWIAM..Życzę zdrówka.Uwielbiam mieć zapasy w spiżarce..Też robię ,czasami tydzień mija, a ja do sklepu nie jadę:::)Krysiu odzyskałam stary blog ,więc będę nadal pisać::))ach ten wirtualny świat...Nowy zachowam::) na wszelki wypadek::)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radzę sobie całkiem dobrze, bo nie mam innego wyjścia a jak trzeba to trza. Zapasy dają psychiczne i fizyczne poczucie bezpieczeństwa, nawet gdy wokół cicho i spokojnie.
      Ten wirtualny świat wykopał mnie kiedyś z onetu i choć do tej pory przepraszają i zapraszają ja już blogspotowa. Ale stary blog zatrzymałam, na wszelki wypadek!

      Usuń
  8. Krystynko, nie bylo moich komentarzy przez kilka Twoich postow, bo internet odmawial mi udowodnienia jako anonimowej Teresie ze nie jestem robotem, teraz mam zalozone konto googlowe. Wspolczuje Ci tego upadku, no i konsekwencji, tej nieudolnej sluzby zdrowia ze tyle godzin sie meczylas. A ja lubie taki czas siedzenia w domu i zajadania zapasow, lodowki, zamrazalki mamy duze, zawsze mam przynajmniej dwa zamrozone chleby, jest ryz, kasza i makarony, nawet mleka dlugoterminowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Internet uszczęśliwia nas na siłę wprowadzając zabezpieczenia tam, gdzie nie trzeba a tam gdzie trzeba podglądają i podkradają nasze dane. "O tempora o mores".
      Na szczęście dobrze się skończyło i dziś już prawie nie czuję skutków upadku. Ja Teresko też lubię taki czas bez wychodzenia z domu i pewnie był mi potrzebny po pracowitym lecie i jesieni. Może wolałabym by był to czas z wyboru a nie z konieczności ale jak sama nie przystopowałam to ciało musiało.

      Usuń