Jako się planowało, tako też wykonało, na pożytek nasz i całego świata!!! Bo miłość rodzinna to energia pozytywna dla całego Świata.
25.07 - piątek - Późnym wieczorem przyjeżdża Córeczka Asia z mężem Lesiem i synem Maro. Przychodzą się przywitać a potem idą nocować u Mireczki.
26.07 - sobota - Spotykamy się na śniadaniu a potem Ja z grupą wrocławską jadę na działkę 'do prac wykończeniowych' przy domku. W domku drabinki białe, przystosowanie szafki i przesunięcie kanapy wykonano zanim z Halinką przyjechała warszawka. A potem już praca wre bo jest nas 8 osób więc po kolei drabinki na tarasie, deska kompozytowa na poręczy, drewutnia z dawnego kompostownika, lustro na tarasie, pomalowanie ściany od wschodu i sporo drobnych innych.
I ucztowanie na tarasie czyli limoncello i ciasteczka Dżeja z Marysią. W międzyczasie popaduje ciepły deszczyk, co spędza nas ciasno i radośnie na taras, w trakcie prac a nawet po.





Wracamy na działkę jak jeszcze jasno, prace zaplanowane skończone, rolne zostają bo mży i siąpi. Sprzątamy, zwłaszcza narzędzia i śrubki i podkładki; co Lesia, co Halinki, co moje i wracamy na Rynek. A na Rynku atrakcje. Najpierw kawka i słodkie i trunki rozmaite w liwingu z widokiem na fontannę i Gryfa, potem odwiedziny gołębnika i prezenty wzajemne a jeszcze spacer na cmentarz by odwiedzić naszych kochanych zmarłych a potem piwka kraftowe na Rynku i już tradycyjne zdjątka na Gryfie.







27.07 - niedziela - Dziś po śniadaniu u Miry idziemy jeszcze na Rynek na kawkę i słodkie a przede wszystkim na prace komputerowe od młodzieży dla nas. Osobno Halinka z Dżejem, a osobno Ja z Maro.
A po południu w jeszcze jedziemy na działkę po zapomniane drobiazgi a ja robię kilka fotek. Warszawka odwozi mnie na Rynek i to już koniec imprezki 'odwiedziny u rodziny'.
29.07 - wtorek - Rankiem, o 7.45 z Mielca wyjazd do Rzeszowa. Bo przed 10-tą spotkanie koleżeńskie z Kobietami z pracy czyli z Olą K, Jadzią D i Tereską S. Z samego spotkania nie mam fotek, tyle było wrażeń serdecznych ale i owszem, z drogi do miejsca spotkania i owszem.
A przed południem zamawiam taxi do Bog, w samo południe. I sprawy służbowe były i przystawki i obiad smakowity i obfity też był chociaż deser już sie nie zmieścił.
Piękny zapis wspólnego czasu – tyle serdeczności, pracy i bliskości w ciągu kilku dni. Lubię czytać o takich zwyczajnych-niezwyczajnych chwilach.
OdpowiedzUsuńNiech się mnożą takie dobre dni.
Zazdroszczę takich rodzinnych chwil.Oby trwały zawsze i często...Wszystkiego dobrego..Ewa.
OdpowiedzUsuń