Hasłowe, lapidarne impresje z ponadtygodniowego, świątecznego pobytu u Dziecków we Wrocławiu. Było gęsto, czule, intensywnie. Były to urokliwe dni jakby poza rzeczywistością, w pięknym mieście, cudnym domu, wśród życzliwej, serdecznej rodzinki🧡 Poświątecznie czyli od 27 do 28 grudnia 2024 rok
Piątek 27 grudnia. Jeżdżenie, spacerowanie i zwiedzanie Wrocławia aż do zmęczenie, od rana do wieczora bo to ósmy, ostatni dzień pobytu. Najpierw autobusem i spacerkiem na skwer Krasickiego do pracowni peruk, ale zamknięta. Potem tramwajem na dworzec i zwiedzanie go po modernizacji, dół i górę. I spacerem po Świdnickiej na spotkanie z Lesiem, w naszym tradycyjnym miejscu, koło Teatru Lalek.
Lesiu wiezie nas do swojej dawnej pracy, łatwo się domyślić jakiej. Halinka zachwycona, ogląda te wszystkie cudeńka pierwszy raz w życiu. Ja też dopiero drugi raz. Przy okazji szkolenie pierwszej pomocy na fantomie, to zawsze się może przydać by uratować czyjeś życie.
Jedziemy na chwilę na działkę na Odkrywców bo to niedaleko. Mają dylemat czy ją sprzedać bo w trakcie remontu nie mają czasu by na niej bywać ale trochę im szkoda bo wypieścili ją przez te kilka lat, z ruinki zrobili uroczy latem zakątek. A działka bez ludzi marnieje i traci na wartości.
I już szarówka i ostatni punkt programu na dzisiaj - Sky Tower. Idziemy do Asi ale okazuje się, że musi zostać dłużej w pracy, więc umawiamy się wszyscy w Arenie przy Komandorskiej, bo jeszcze dojeżdża wnuk Maro. Siedzimy w czwórkę w przyjaznej atmosferze stwarzanej przez właściciela Mini Restauracji i jemy smaczne obiady, dla każdego coś miłego a dla Asi pierożki na wynos. Ale ledwo zaczynamy popitki przybiega Córcia i właściciel każe podgrzać jej pierożki. Ten to wie jak prowadzić interes! I ma zasłużony sukces!! Ponieważ Arena jeszcze czynna, zwiedzamy jej stoiska i kupujemy Maro mocno ocieplane spodnie na jego styczniową wyprawę na północ Europy, po zorzę polarną.
I wreszcie docieramy pod Sky Tower, już po zmroku. Może to i dobrze bo robi się klimatycznie. Kupujemy bilety z opcją wykorzystania kwoty w podniebnym barze i windą jedziemy na 49 piętro. Obchodzimy dookoła Wrocław z góry w zachwycie i atrakcje dookoła ale zdjęcia mi nie wychodzą. Na koniec siadamy we wnęce z widokiem na centrum Wrocka i zamawiamy napoje. I ten chwyt z opcją ... okazuje się iluzją, za dużo warunków do spełnienia. A po remoncie nie ma półeczki do robienia cudnych zdjęć.
Sobota 28 grudnia w podróży. Ostatni dzień we Wrocku, po 9 dniowym, świątecznym pobycie. Najpierw pożegnanie z apartamencikiem na Sołtysowickiej. To był dobry pomysł, korzystny dla starszych Pań a i dla młodych też, niezależność w nocy a radość z przebywania razem w dzień.
W planie, po obfitym wspólnym śniadaniu, powrót pociągiem z jedną przesiadką w Dębicy, od 13 do 18 tej. Na piękny, stylowy dworzec odwozi na Wnuk Maro, już swoim Fordem Fiesta.
Ale realizacja to już całkiem inna bajka. Gdy już zbieramy się na peron - komunikat, że pociąg opóźniony, bo był wypadek po drodze. Opóźnienie może się zwiększyć. I się zwiększa bo ktoś wpadł pod nasz pociąg i policja, prokuratura, śledztwo w toku. Najpierw do 2 godzin, potem do 3 godz. i do 4 -ech a nawet 4,5. Komunikaty, że co chwilę większe opóźnienie ale ja focę tylko od czasu do czasu by się nie wkurzać więcej. Dobrze, że mamy kanapki ze śniadania ale z tego stresu i jeść się nie chce.
Wreszcie w pociągu. W ramach rekompensaty dostajemy kolację na ciepło i napoje. Ale opóźnienie się zwiększa bo czekamy i w Katowicach i w Krakowie a nawet gdzieś w polach pomiędzy. Pytamy konduktora i kierownika pociągu jak się mamy dostać z Dębicy do Mielca bo ostatni pociąg odjechał już dawno i czy zapewnią nam taxi albo hotel ( jak nas informowano w Wrocławiu na dworcu) ale oni po kontakcie z dyspozytorem mówią, że nie przewidują takich opcji. Gdy dojeżdżamy do Dębicy, oczywiście nasz ostatni pociąg odjechał już 6 godzin temu. Nie 5 ale 11 godzin w podróży, 6 godzin opóźnienia. Na szczęście mamy zaprzyjaźnionego, uczynnego sąsiada który po 23 przyjeżdża po nas, bo inaczej czekałybyśmy na tym dworcu do rana. Ciemno i mgła, jedziemy powoli.
Niedziela 29 grudnia. W Mielcu jesteśmy po północy, do domu weszłyśmy o 0.30 💚 Już tylko siusiu, paciorek i spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz