niedziela, 23 lipca 2017

SLOT ART - po raz trzeci

Tak, tak, tak - po raz trzeci tydzień w namiocie, w tak pięknych okolicznościach, w tak miłym towarzystwie, tak rozrywkowo, nastrojowo, radośnie i melancholijnie.
Tym razem wzięłam podusię bo przezornie przed wyjazdem przeczytałam zeszłoroczną relację SLOT 2016
Więc i noce były wygodnie przespane i dni pełne energii i mocy.
Pewnego ranka, nie czekając w dłuuugiej kolejce do prysznica z ciepłą wodą, przy porannej toalecie, spotkałam czterech Proroków. Czterech braci: Jeremiasz, Zachariasz, Jonasz i Eliasz czy Izajasz. Czterech dorodnych młodzieńców myjących zęby przy umywalkach z zimną wodą. Czy jest drugie takie miejsce? A ja tak byłam przejęta, że nazwałam ich Aniołami.

 Śniadania na trawie, z widokiem na klasztor i kościół - bezcenne!

Po śniadaniu koncerty modlitewne, tym razem nie na dużej scenie tylko w kościele. Radosne uwielbienie dnia, życia i Boga. Śpiewem i tańcem, zasłuchaniem i kołysaniem. Każdy jak może, chce i czuje.
                                                           
Tym razem mój młodszy 14 letni wnusio i jego rówieśnicy postawili namioty nie obok ale nieopodal. Przychodzą meldować się na posiłki i tak bez powodu też.

Wybieram  maksymalnie trzy dziennie x 4 dni czyli 12 warsztatów a eliminuję prawie 140. I wielu z nich żal. Bo i manualne i sceniczne i muzyczne i sportowe i różne. Tym razem wybieram:
Na I turze od 11 do 13 tej - ebru czyli malowanie na wodzie
                                          - dendrologia
                                           - podaruj drugie życie czyli pierwsza pomoc. 
Na drugiej turze od 13 do 15 tej - quest prawdę Ci powie
                                                    - domki dla zapylających
                                                    - szablony na podkoszulkach

Na trzeciej turze od 15 do 17 tej - decoupage
                                                     - siej ferment
Ale tak się złożyło że nie miałam wtedy aparatu. Za to mam fotki z warsztatów i zabaw Maro.

Dla każdego coś miłego, potrzebnego, oczekiwanego. Czasem radosny tłum a czasem spokój klasztorny.

Jedzenie, mimo siermiężnych warunków, wcale wytworne. I towarzystwo takoż. 
A popołudniami, wieczorami i nocami koncerty, spektakle teatralne i kabaretowe, filmy, spotkania autorskie, wystawy, kluby, slajdowiska.

No i można też nie biegać z imprezy na atrakcję tylko siedzieć na kocykach pod platanem i patrzeć i słuchać i czytać i podjadać - godzinami.  Bo tyle dzieje się wokoło!!!

 Był też moment niebezpieczny, bo w czasie burzy i wichury złamało się u podstawy olbrzymie, stare drzewo. Na szczęście skończyło się na strachu i zadrapaniach. Cóż, stary zespół poklasztorny, stare drzewa.

 Zielona noc nieprzespana więc rano, przy pakowaniu młodzież padła z niedospania. 
A takie praktyczne pamiątki i inspiracje przywiozłam.

Ten woreczek to żart, na festivalu jest nakaz - bez chemii i środków odurzających. Sprawdzają wszystkich, nawet babcie!

18 komentarzy:

  1. Przyjemnie się czyta, tyle jest w opisie entuzjazmu, zachwytu, szczęścia.:))) Cieszę się, że tak dobrze się tam czujesz.:) Ale wrażeń mnóstwo.:)))
    Nie będę się zachwycała wszystkim, tylko, po swojemu, przyczepię się szczegółu.:))) Na jednym ze zdjęć, obok trzech dzbanków z miarką jest przepiękna, biała filiżanka.:)))
    Lubisz Jo Nesbo?:)))
    Podobają mi się te domki dla owadów. Dobry pomysł.:))) Powoli oddajemy Naturze to, co zniszczyliśmy. Szkoda tylko, że nie robią tego ci, którzy niszczyli... Ale na szczęście inni rozumieją potrzebę ochrony i ratowania.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiesz to, bo pewnie tak jak Ty u wojów. Wszystko zachwyca i zadziwia, wszystkiego chce się popróbować, zatrzymać w kadrze.
      Ta 'filiżanka' ma dziurkę na dnie bo to taki fikuśny filtr, w który wkłada się filtr ze specjalnej bibułki. W ogóle kawa tam to rytuał i celebra.
      Czy lubię? To pierwsza jego książka którą czytałam, lubię jego styl i postacie więc chyba dam mu jeszcze szansę. Ależ ty masz oczyska Grażko! Mistrzyni szczegółu.
      Te domki i ładne i pożyteczne, szyszki dla biedronek, rurki z trzciny dla murarek a dziurki w pniach zapomniałam dla kogo. Musze je przywabiać bo nie stosuję chemii na moich grządkach.
      Pozdrawiam letnio i gorąco.

      Usuń
    2. O. Szkoda, bo taka filiżanka byłaby prześliczna.:)))
      U nas na szczęście zapylacze są i innych owadów dużo. Niektórych nawet za dużo, ale od tego są nietoperze i jaskółki...:)))
      Mój synek marzy o skrzynce dla nietoperzy.:)))
      Pozdrawiam upalnie:)

      Usuń
    3. Pewnie gdzieś się robi domki dla nietoperzy, trzeba pogrzebać w internecie, tam podobno jest wszystko. Tylko czy jest sens przywabiać nietoperze? Dla Twojego synka pewnie tak.

      Usuń
  2. Och, jak Ty niesamowicie intensywnie żyjesz, Krystynko! Dużo młodsi mogliby Ci tego pozazdroscic i oczywiscie wziac z Ciebie przykład, zamiast siedziec w przy komputerze i psuc sobie wzrok wpatrywaniem sie w wirtualną rzeczywistosć.
    To malowanie na wodzie musiało byc fascynujace! A czym malowaliście? Jakieś specjalne farby? To mi sie kojarzy troche z widokiem powierzchni kawy, którą ładnie ozdabiają bariści albo z widokiem kałuż po burzy. Tam sama natura (oraz zanieczyszczenia z powietrza) tworzą nieraz fantastyczne smugi, które obserwowac można krótko, bo to ulotna sztuka podobna trochę do tworzenia mandali. Ulotność i zmiennosć urody takiej sztuki, ruch, wzruszenia i miłe skojarzenia - i magia w tym wszystkim. Piekności i radosci w Twym poście mnóstwo!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jam z tego pokolenia co go wirtualny świat nie zwiedzie. I cieszę się, że moi bliscy też bez problemu przez tydzień obeszli się bez internetu. Wnuk z kolegami nawet nie ładowali telefonów, to dorośli chcieli mieć kontakt z rodziną.
      Malowanie na wodzie to technika staroturecka. W ramce płyn ze specjalnymi algami, pędzlem strząsa się farbę na powierzchnię a potem rysikami bełta delikatnie powierzchnię. Na koniec przykłada się z góry kartkę i zdejmuje razem z farbą a powierzchnia płynu jest czysta i gotowa na nowy obrazek. Tak malują też na tkaninach.
      Masz rację Olu, my tylko bardziej lub mniej udolnie naśladujemy naturę, która bywa okrutna ale też jest piękna. Tylko się zatrzymać i ją zauważać!

      Usuń
  3. piękne to Twoje życie...nie powiem że nie zazdroszczę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Ci zazdroszczę zwierzyńca, psów i kotów i kozuchów. Zawsze taki gwar i ruch u Ciebie. Cóż, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, tak mówią i że u sąsiada trawa bardziej zielona.

      Usuń
  4. Taki tydzien raz w roku to swietna odskocznia od wygodnego, domowego zycia, jak wielka przygoda. I tak jak piszesz dla kazdego cos milego, mysle ze to doskonaly pomysl tak organizowac czas, pewien rodzaj sprawdzenia sie w roznym towarzystwie, szczegolnie dla mlodych, w mojej mlodosci mialam harcerstwo, obozy, biwaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mówię że było łatwo i komfortowo ale masz rację, to tak jak na obozie, ma być inaczej, ciekawiej i ma się dużo dziać. I tak było. A oprócz tego tydzień bardzo blisko z córeńką i wnusiem - bezcenne.

      Usuń
  5. Zachwyciły mnie zabudowania klasztorne, chyba SLOT przywrócił tam życie:-)
    Twój wnuk ma wspaniałe włosy, a w ogóle to po co chłopakowi takie włosy ... bo ja zawsze marzyłam o kręconych włosach:-)
    Ależ wspaniałe oderwanie od codziennej rutyny, szarości, a nawet chyba zmartwień, bo w takich okolicznościach blakną, a może i zyskuje się inny, lepszy kąt patrzenia; też przyuważyłam Nesbo, a i owszem, czytuję również:-)
    Czy może pomysł na wstążki na drzewie też przywiozłaś stamtąd?
    Domki dla owadów super, swoje w tym roku zaniedbałam, bardzo podoba mi się różnorodność materiałów, od szyszek, rurek, po nawiercony pieniek, no i bardzo ładnie wyglądają; następne zdjęcia z Brzózy już chyba w takiej dekoracji:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slot ma w tym udział ale Fundacja Lubiąż stara się jak może zbierać fundusze z wielu źródeł a mnóstwo jest jeszcze do zrobienia bo to drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie (po Eskurialu w Hiszpanii). Slot pełni tu funkcje reklamy, bo kto raz przyjedzie opowiada wszem i wobec jak warto tu wracać.
      No własnie, po co chłopcu takie włosy i taka uroda?
      Pomysł z wstążkami jest inspiracją z Tybetu, tam wstążki modlitewne były bardzo popularne, teraz po chińskiej inwazji tylko w wysokich górach wstążki przedłużają modlitwy, jak lampki z masła jaka.
      No i nie udało się, domki jeszcze niezainstalowane bo wracałam Neobusem i te cięższe pamiątki zostały we Wrocku.
      Pozdrawiam upalnie

      Usuń
  6. Krystynko! Zauroczył mnie twój post. Lubię takie klimaty i chętnie sama pojechałabym na taki SLOT. Pomyślałam sobie, że atmosfera musi być niesamowita. Jesteśmy z pokolenia namiotowiczów, harcerek itd. Ja pamiętam dobrze atmosferę śpiewów przy ognisku, nocne wędrówki po górskich szlakach, bo za dnia było zbyt gorąco, aby wędrować, a czekał na całą grupę kolejny nocleg wiele kilometrów dalej. Może teraz wybieram wygodę, ale dla niesamowitej atmosfery, nowych artystycznych przeżyć wybrałabym namiot. To piękne, że i teraz ludzie nie tylko karmią swoje ciała, ale i duszę, wrażliwość na piękno . Warto łapać te niepowtarzalne chwile i odkładać w pamięci na potem, gdy jest gorzej, boleśniej. Te wspomnienia grzeją serce, rozświetlają szare dnie. Masz piękną pamiątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem postanawiam, że to już ostatni raz ale gdy córcia dzwoni, że rezerwuje wejściówki mówię: dla mnie też. Co rok jest prawie tak samo ale jednak inaczej, tyle się dzieje, że nie ogarniasz w tydzień i chcesz wrócić po więcej. Mogłabym wynająć kwaterę w miasteczku ale ten klimat pola namiotowego to istotna część festiwalu. Wszystko tam ważne i atmosfera i warsztaty i koncerty i wykłady i teatry i kabarety i wystawy ..... no i miejsce i ludzie.

      Usuń
  7. Nigdy nie miałam okazji być na czymś takim::))Trzeba być odpornym na wszelakie niedogodności ☺ Wcześniej uwielbiałam spędzać czas pod namiotem,Często nad morzem zamiast hotel ,wybieraliśmy dobre pole namiotowe .Teraz zaniechałam bo człowiek już zaczyna iść na wygodę.Podziwiam Ciebie Krysiu i zazdroszczę ,że jesteś w tak świetnej formie.W sumie człowiek nie musi spać na puchu☺☺.Ale jak młodzi dopingują i spędzają razem czas ..To tylko się cieszyć.Świetna atmosfera,dużo się działo z tego co widzę::))I pozostają wspomnienia.Pewnie jeszcze nie raz zaliczysz taki wyjazd::)Pamiątki fajniusie::))Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sprawa wyboru wartości. Jeśli tyle ciekawego się dzieje od raniutka do nocy to niewygoda w namiocie, bałagan w plecaku, mycie w zimnej wodzie - niestraszne. Tym bardziej że to tydzień a potem cały rok w domu ciepłe kąpiele, wygodne piernaty, przestronne szafy. Ale bez tylu atrakcji co w cieniu klasztornych wież.

      Usuń
  8. Krystynko, jestem pod wrażeniem Twojej witalności i radości życia. Jesteś n i e s a m o w i t a !
    A już to spanie w namiocie... Przerasta moją wyobraźnię:) Niech ten entuzjazm zostanie w Tobie na długi czas. Pozdrawiam ciepło:) xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, spanie w namiocie i czekanie w dłuuugiej kolejce do pryszniców to nic takiego gdy wokół takie budowle, takie wydarzenia, taka muza, tacy ludzie ...... Dla Ciebie były tańce, robótki ręczne, filmy i wystawy. Może kiedyś? Kto wie.

      Usuń