Kiedyś, kiedy jeszcze pracowałam, najbardziej lubiłam wieczory. Już po pracy, po obiedzie, po załatwieniu spraw na dziś, nawet po kolacji. Trochę stresowały dwie sprawy: w co nas rano ubrać i co ugotować na jutrzejszy obiad ale żyło się od poniedziałku do niedzieli, w rytmie tygodnia. Nie
znosiłam ranków gdy trzeba było wcześnie wstać, wrzucić coś do
pudełek śniadaniowych i biec do pracy. A teraz lubię tę porę
doby, gdy można sobie jeszcze doleżeć w łóżeczku po
przebudzeniu, poprzeciągać się i czuć jak sprawnie pracują
mięśnie (gdy nic nie boli). A potem powoli krzątać się
przyrządzając kawę z mlekiem i odrobiną czekolady i z kubkiem
pełnym gorących smakowitości usiąść latem w foteliku na balkonie
(gdy nic nie boli) rozglądać się dookoła blisko, na rośliny
posadzone moją ręką i daleko aż po horyzont na drzewa, krzewy i
niebo a w zimne dni w wygodnym fotelu przy cudnym biurku planować dzień z
kalendarzem i karteczkami w ręce lub przeczytać raz jeszcze rozdział ulubionych książek. Dlatego tak bardzo chciałam jak
najwcześniej iść na emeryturę by to mieć już na zawsze. I trwa to już dwadzieścia lat a więc jakby od zawsze. I mam nadzieję, że na zawsze.
Teraz
też lubię wieczory, gdy to co trzeba i się chciało już zrobione a reszta odłożona na jakieś jutro. Można przespacerować się choćby do sklepu na małe zakupy lub przed garaż poplanować zagospodarowanie tego kawalątka trawnika albo beztrosko podumać na balkonie. A potem pooglądać filmy i programy na TV czy internecie przed snem i kłaść
się z poczuciem, że nie muszę wstawać rano.
czwartek, 21 lipca 2022
Pory dnia i roku
Na skraju wyprażyło mocno ale zapowiadają się zmiany. To mnie cieszy, bo to znaczy, że Anna jednak lubi 'posiadłość' i ma plany. Zanim się zdecydowałam tam pojechać i to zobaczyć na własne, już nadeszły upały, dla mnie znienacka. Więc odłożyłam wyjazd na kiedyś, nie byłam tam prawie rok więc kilka dni nie zrobi różnicy a może nawet zmiany będą już bardziej widoczne. Może i nie powinno mnie To już interesować ale jest tam wciąż spory kawałek mojego serca i życia. Dokładnie jedna piąta - 1/5 - czyli 20 %.
Dziś kupiłam trzy kilo wiśni i wreszcie wyciągnęłam z pawlacza nową, kupioną dawno temu drylownicę do wiśni. Kupiłam ją wraz z zakupem i posadzeniem drzewa wiśni, bo miałam nadzieję na obfite plony. Ale przez pierwsze lata owocków było tyle co z drzewka do buzi a zaraz potem jakaś zaraza, albo wiek sprawiały, że owocki maleńkie albo spadały albo przysychały na drzewie. Kupiłam sobie też cały dzień roboty bo albo ja coś robię nie tak albo drylownica wadliwa. W teorii miałam wsypywać garść wiśni na podstawkę i tylko naciskać tłok a mechanizm miał wyrzucać wydrylowane wiśnie do miseczki a pestki do pojemnika, w praktyce trzeba palcem popychać co drugą wisienkę do miseczki i tylko co trzecia, czwarta pestka wpada do pojemnika, reszta do miseczki. I pryska sok dookoła. Po skończeniu blat wygląda jak po operacji, mimo zabezpieczenia gazetą. Wyszło 0,5 l skondensowanego soku, cztery średnie słoiczki konfitury i 3 małe. Czy się opłaca i czy mi wystarczy? To trudne pytanie ale przecież nie o to chodzi, ostatnie konfitury z wiśni robiłam w 2017 roku i mam jeszcze jeden słoiczek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja kupiłem 10 kg wiśni, ale problemy z pestkami były takie same.
OdpowiedzUsuńTo chyba na rozdawanie i podarunki. No chyba że na nalewki to inna konsumpcja.
UsuńCzyli we wszystkich porach dnia i roku można odnaleźć jakieś pozytywne strony. Zrobiłaś mi ochotę na wiśnie... :). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzukajcie a znajdziecie - to też dotyczy pozytywów i powodów do wdzięczności. Swoich wiśni już nie mam, teraz trzeba dawać zarobić innym.
UsuńI u nas w ogrodzie na razie nie ma na tyle wiśni by robić z nich przetwory. Pożarliśmy już wszystkie prosto z drzewa i tyle. Na szczęście wiosną posadziliśmy kilka wiśniowych drzewek, wiec może za kilka lat będzie tych owoców więcej. Parę lat temu udało mi sie kupic od rolnika kilka skrzynek wiśni i wtedy narobiłam troche nalewki oraz dużo pysznych dżemików. Jeden mam do tej pory i niech sobie stoi. Drylowałam wtedy wiśnie ręcznie, pomagając sobie wsuwką do włosów, co raz pomagało a raz nie.
OdpowiedzUsuńOj, tak przeraźliwie gorące lato jak teraz nie nadaje się do aktywnego zycia. Co za dużo, to niezdrowo. Szkoda, że nie da się przechowac nadmiaru tego ciepła na zimę. Tak jak nadmiaru zimowego chłodu na lato. Może kiedyś wymyślą na to sposoby...?
Pozdrawiam Cie serdecznie, Krystynko!:-))
Ja przetwory z wiśni robię raz na kilka lat, utrzymują się wspaniale. Dotąd też drylowałam ręcznie agrafką, w tym roku wreszcie posłużyłam się tym cudeńkiem i nie powiem by mnie zachwyciło. Mnie tam zawsze za gorąco wiosną, latem i jesienią, tylko w zimę w sam raz. Ale rozumiem, że większość ludzi ma inaczej. Więc niech mędrcy wymyślają co począć z nadmiarem na czas niedostatku.
UsuńSerdeczności przesyłam
Przepiękne te cztery zdjęcia ławeczki. Cudny pomysł. 😍
OdpowiedzUsuńJa przetworów nigdy nie robiłam i nie zamierzam.
A pogoda Pellegrino - mam podobnie. Nie lubię gorąca i mój pies też nie.
A u mnie na działce, znowu szkody. Drzewa padły i rozwaliły mi płot w dwóch miejscach. Coraz częściej zastanawiam się nad sprzedażą. Bo sama wiesz jak jest - jak nie urok, to sraczka. 😏
Mnie też się podobają, więcej mam na FB.
UsuńJa robię spontanicznie i niewiele, głównie grzybki marynowane. Wiśnie też lubię bo bardziej kwaśnie niż słodkie.
Podobno starsi ludzie marzną i mam takich znajomych, mnie tam zawsze gorąco gdy powyżej 20 stopni.
Oj, wiem dobrze, kłopoty i radości właścicieli nieruchomości !!!
Lubię wszystkie pory dnia, choć najbardziej nieśpieszne poranki i to o każdej porze roku. Pamiętam Mamę w letni późny wieczór, gdy wychodziła na swój taras i z rozkoszą wdychała wieczorny chłód. Patrząc z góry tarasu na mnie śledzącą białe piwonie, tonące w powoli zapadającym mroku , mówiła, że wreszcie ma czym oddychać. Lato w mieście zawsze będzie przypominało mi ten obrazek. A na emeryturze każda porą roku ma swój niepowtarzalny urok. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPoranki pełne nadziei, wieczory pełne wdzięczności!
UsuńTeż tak mam, latem dopiero wieczorową porą naprawdę lubię przyrodę i naturę i mam czym oddychać.
Masz rację na emeryturze każdy dzień jest niedzielą więc mamy czas dostrzec ten urok strefy umiarkowanej
Ławeczka w czterech porach roku wspaniała.:)
OdpowiedzUsuńJa też kiedyś miałam taką drylownicę i dałam komuś. Zdecydowanie wolę drylować agrafką.:)))
Od śmierci mamy upłynęły już dwa lata, a ja nadal muszę sobie jeszcze wiele poukładać. Zwłaszcza wewnętrznie... Trudne to...
Serdeczności:)
Inspiracja siostry tylko wykonanie moje.
UsuńSama nie wiem Grażko po co ją kupiłam jak tak rzadko robię słodkie przetwory.
Wyjechałam z domu w wieku 18 lat i od tej pory już nie mieszkałam z rodzicami. W wieku 24 lat się usamodzielniłam. Miałam 56 gdy zmarła Mama, chorowała i przyjęłam to zwyczajnie, w końcu miała 77 lat. Dopiero teraz, gdy zbliżam się do tych dwóch kos czasem mi coś nieprzerobionego wyłazi.
Za cztery pory roku należy Ci się medal. Super.
OdpowiedzUsuńWiem Elu, pomysł siostry a wykonanie moja więc dwa medale😀😘
Usuń