Choć przepisy, nakazy i zakazy poluzowane w sferze gospodarczej (bo trzeba ograniczać koszty tarczy antykryzysowej chociaż nie ma stanu klęski) ale został ten co mnie najbardziej ogranicza bo dotyczy oddychania. I chociaż zakazy a właściwie nakazy nie dotyczą "zaspakajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego" to nie określono jakie to mogą być potrzeby, pozostawiając szerokie pole do interpretacji. Stąd zostaje ten najnowszy
od 16 kwietnia 2020 r. do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania ust i nosa przy pomocy części odzieży, przyłbicy, maski albo maseczki. Nakaz dotyczy sytuacji przebywania w środkach publicznego transportu zbiorowego i w pojazdach samochodowych, w których poruszają się osoby niezamieszkujące lub niegospodarujące wspólnie, a także w czasie przebywania w miejscach ogólnodostępnych, w tym na drogach i placach, w obiektach kultu religijnego, obiektach handlowych, w placówkach handlowych i na targowiskach .....
Cóż, nie dam się zwariować, zaraz po świętach zebrałam com tam miała z zapasów i wiśta wio, pojechałam moim ka - czorkiem na skraj. Luzik, wokół nikogo. Tylko stokrotki. Jest ich tyle, że trudno chodzić, by ich nie deptać, trawę zawłaszczają, trzeba zdecydować czy stąpać po zielonym czy po białym.
Na wszelki wypadek wzięłam papiery (rozpoznanie I10, I25, M15, M47 czyli samoistne nadciśnienie, wieńcówka i różniste zwyrodnienia) by udowadniać, że nie mogę i nie muszę nosić maseczki. Tam na miejscu okazało się, że nie muszę też nosić ze sobą tych papierów. Ale by się każdemu nie tłumaczyć co i dlaczego, noszę szalik na wyjścia do sklepu a na spacery chodzę tam, gdzie nie ma ludzi lub są w dalekiej odległości. Wiec się samoograniczam ponad zalecenia, polecenia, zarządzenia. Tym bardziej że w TV, większość ważniaków paraduje bez maseczek twierdząc, że nie są chorzy albo są w trakcie pracy lub służbyPobyt zaczęłam od odkręcenia wody, to u mnie skomplikowany proces. Okazało się, że od lat się wpisuję w dobrą, nową, świecka tradycję oszczędzania, bo od listopada do kwietnia używam wody tylko z potoka, z deszczu i ze śniegu.
Prawie co wieczór dzień kończę spaleniem przyciętych gałązek i wygrabionych łętów, ogniska niewielkie i bezpieczne.
Moja leszczyna purpurowa ma tyle odrostów, że mogę je rozdawać. Tym razem wykopałyśmy je z Władzą, sztychówką i siekierą ( Władziu, szacun i podziw dla twojej energii i wigoru) i zawiozłyśmy do Rodziców Ojca A. Mają ciekawą posiadłość, interesujące wnętrza i detale, nie mogłam się oprzeć by nie focić.
I dowiedziałam się, że lekarze tak kwalifikują chorych:
do 40 lat wiek młody
- 40 do 60 lat wiek dojrzały
- 60 do 80 lat wiek podeszły
- 80 do wiek sędziwy
Podeszły nieciekawie brzmi ale sędziwy brzmi dostojnie. Sporo mi jeszcze do tej sędziwości brakuje!
A potem codzień było wsadzanie i przesadzanie. Różę przy jabłonce kolumnowej, malinę purpurową przy jabłonce wczesnej, forsycję spod sosny, brzózki spod lipki na miejsce obok ogniska .....
Gdy młody Kuba przekopał mi grządki, popracowałam w deszczu nad postawieniem stelażu z tyk na fasolkę, z przygodami, bo co wetknęłam i zaczęłam wiązać, ulewa i wichura przeganiała mnie a gdy wracałam tyki zawalone i trzeba było prace zaczynać od początku. A potem jeszcze wsadzenie fasolki tycznej i karłowej, wsianie groszku i bobu, przygotowanie nowego kompostownika......
Kwiateczki u mnie teraz małe ale ślicznie błękitne i coraz więcej barwinków i niezabudek. Są też białe i żółte ale narazie tych niewiele. Tak czy siak coraz więcej u mnie bylin i wieloletnich, łąkowych i dzikich i to jest planowana tendencja, bo z każdym rokiem coraz mniej chodzę po łąkach i nieużytkach, lasach i polanach a coraz więcej deptam wokół ogrodzenia. Powodem pesel i kleszcze.Dopiero po mieszkaniowym, przymusowym odosobnieniu wskrzesiłam troszkę podupadły zachwyt nad posiadaniem skrawka trawy i nieba bo jakoś ostatnio spowszedniała mi wdzięczność za ten dar losu. Gdyby było cieplej biegałabym boso po stokrotkach, bo tych tu więcej niż trawy. W tych dniach było wszystko wszystko to za co kocham skraj bo i ogień w kominku i ciężka praca i odpoczynki na tarasie lub siedzisku pod lipką i ogniska i lekka praca i przycinanie, sianie, koszenie, podlewanie .....
Wieczorami oglądam i słucham nie tylko trzasku polan w piecyku, chociaż to zawsze jest najmilsza muzyka w ciszy.
Dwa dni później słuchałam " Płatki z nieba" czytanej przez Katarzynę Jamróz i byłam rozczarowana. Może to stąd, że tej książki nie czytałam a może modulacja Pani Kasi mi nie odpowiadała. Ale to nie zniechęciło mnie do audiobooków.
Oglądałam też 'Himalayę", to jeden z moich ulubionych filmów, mogę go oglądać wciąż i wciąż. Po raz pierwszy oglądałam go w izbie, w takich okolicznościach ciszy i skupienia odkrywam go na nowo bo dopiero od grudnia mam tu odtwarzacz.
Wróciłam do mieszkania by się przepakować, wreszcie wymienić opony na letnie, zdobyć kod do recepty na moje liczne schorzenia, zadbać o balkon. Poszłam też na niezbędne zakupy, a jakże, w maseczce. Padało mocno więc oprócz torebki i koszyka wzięłam też parasol. W sklepie okazało się, że oprócz popsikania rąk muszę też założyć rękawiczki zrywki. Zaczęłam od warzyw. Kapusta, cebula, pieczarki. Spróbujcie w rękawiczkach zrywkach otworzyć woreczki zrywki!!! Się nie da, absolutnie. To szczyt szczytów zręczności. Mnie zamiast sekund zeszły minuty. Potem poszłam po żeberka ale były tłuste i byle jakie więc znowu trochę zeszło zanim znalazłam kawałek chudziutkiego boczku. I jeszcze pieczywo i mleko. Koszyk, siatka, torebka, parasol, maseczka. Teraz już tylko jajka ale zanim do nich doszłam już czułam się słabo i niezbyt przytomnie. Sięgnęłam po jajnik, zachwiałam się, oparłam o regał i runęły. Jakimś cudem kilka pchnęłam na półkę, kilka posunęłam na cukier, kilka złapałam ale pięć spadło i się roztrzaskało. Miła młoda kobiełka powiedziała, że posprząta ale oczywiście było dla mnie jasne, że te jaja będą mnie sporo kosztować, bo wybierałam od szczęśliwych kurek. Z pięćdziesięciu jaj siedem zostało całych, a ponieważ nie mam kota reszta pójdzie na grządki pod pomidory.
Chłodny maj, dużo czasu spędzam sama siedząc, słuchając, leżąc, oglądając, podrzemując, czytając, gotując - przykryta ciepłym kocykiem, otulona puchatym szlafrokiem. Wirus mnie nie dopadnie.
W mieszkaniu mieszkam, w chatcie bywam, do siostry jeżdżę. Tri lokum.
Widzę tu bratnią duszę :). Przesadzać, przesadzać, przesadzać... Życie z maseczką jest nieciekawe ale lepiej się tego nauczyć, bo tak szybko się ich nie pozbędziemy. Ja mam fajnie, bo córka załatwia zakupy przy okazji wizyt w paczkomacie. Głównie kupujemy przez internet. Trawnik cały w stokrotkach to ostatni ogrodniczy hit ! Z powodu suszy trawniki trzeba kosić rzadko, a taka stokrotkowa łąka jest trendy :-). Bywaj w chattce częściej , bo taka zieleń koi nerwy, których teraz nam nie brak. Uściski !
OdpowiedzUsuńCo ja zrobię jak co i raz zmienia mi się koncepcja albo niektóre nasadzenia znikają albo niektóre rozrastają się ponad spodziewanie. Ale właściwie to lubię 'ruch w interesie' i zmiany.
UsuńAniu, jakoś nie lubię zakupów w internecie, ja jestem macantem i trójwymiarowcem, poprzednie próby skończyły się odsyłaniem. Dawno nie byłam w czołówce hit, dzięki stokrotkom samosiejkom jestem trendy!!! Może nie bywam częściej ale bywam na dłużej. Piękne, oryginalne i ciekawe Twoje kwiaty
Stokrotek w tm roku istne mrowie. Tylu ich jeszcze nie mieliśmy. Co skoszę (bo trawa rośnie jak szalona), to znowu sie pojawiają w towarzystwie mleczy i niezapominajek.
OdpowiedzUsuńTeż mnie bardzo to noszenie maski irytuje, męczy, zniewala. To samo z rękawiczkami w sklepie.Najgorsze, że coraz mocniej powątpiewam w sens tych ograniczeń. Coraz bardziej sie to wszystko wg mnie kupy nie trzyma. Dobrze, że są ogrody - w nich człowiek wraca do równowagi i poczucia wolności.No i roboty tyle, że nie ma czasu na niepoprawne politycznie myśli.
Weekend ma byc cieplutki, ale potem zimni ogrodnicy. Miejmy nadzieję, że nasze ogródki sobie z tym poradzą. Zawsze sobie radziły, wiec i teraz pewnie nic złego sie nie stanie.Nie ma co panikować, przynajmniej u siebie, bo tej pandemicznej wariacji zdecydowanie jest za duzo wszędzie.
Gorące uściski zasyłam Ci Krystynko z naszej górki!:-)***
U mnie co roku stokrotek więcej, przeganiają trawę i już miałam je popsikać Mniszkiem na dwuliścienne ale Ania powiada, że teraz taki trawnik bez koszenia to trendy.
UsuńTeż tak mam, powątpiewam coraz bardziej czy to moje poświęcenie ma sens, kto na tym zarabia lub załatwia własny interes. Ale to tylko w mieszkaniu, na skraju wirusa po prostu nie ma i żyjemy jak poprzednio. Dali mi do wiwatu zimni ogrodnicy, zmarzły zupełnie wsadzone z pietyzmem pomidory i ogórki a i reszta też ucierpiała. Ale jeszcze jest czas na zaradzenie i kupienie nowych sadzonek.
Ściskać i przytulać wirtualnie można do woli więc to niniejszym czynię.
Krystynko, ogórki po prostu wysiej i przykryj włókniną, wykiełkują po kilku dniach, jest dobry, akuratny czas na to, ma być ciepło:-) a pomidory? niestety, musisz się zaopatrzyć w sadzonki ... za szybko wysadziłaś, naszej babci zmarzły begonie i aksamitki, a swoje straty ocenię dziś, już za kilka godzin:-) serdeczności.
UsuńJuż to kiedyś testowałam, pestki ogórków, cukinii , dyni, słonecznika ... moczę w wodzie przez dwie, trzy doby a potem wsadzałam namoczone do ciepłej ziemi. Teraz też tak zrobię. Ale pomidory i paprykę trzeba dokupić. To żadne nieszczęście i klęska, gdyby się udało plony byłyby wcześniejsze a tak będą w normie.
UsuńUrocze twoje Stokrotkowo. :) Wirus bardzo służy naturze, i rośliny i zwierzęta są śmielsze kiedy człowiek nie hałasuje i nie depcze. Może stąd ten wysyp stokrotek.
OdpowiedzUsuńU mnie włączenie wody trwa sekundę, po prostu przestawiam wajchę i gotowe. ale czy ja w twojej studni widzę stopnie? Jeśli tak, to mądry pomysł. U mnie ułatwia wejście drabinka z łóżka piętrowego, które zlikwidowałam podczas remontu, drabinkę na szczęście zostawiłam. Czasem też służy jako zejście z pomostu do wody dla tych, którzy obawiają się zielska i mułu. Mnie to nie dotyczy, ja chodzę boso po mulistym i kamienistym dnie. Zielsko i popękane muszle mi nie straszne.
Przepiękne to zdjęcie z samotnym drzewem, na które padają promienie słońca. Lubię takie klimaty.
Ja też przesadzam dzikie rośliny do siebie, wrzosy przesadziłam z łąki, która została zniszczona całkowicie przez ludzi, którzy nabyli tam działki. Wydrapali wszystko, wyrwali i zadeptali wrzosy, które rosły tam odkąd pamiętam. A ponieważ na moje szczęście nie ma tam jeszcze płotów, to co jakiś czas wykopuję niechciany krzaczek wrzosów i sadzę u siebie.
Nepal to dziwny kraj, bo to pewnie Nepal w tym filmie. Tysiące turystów zostawia tam tysiące dolarów a ludzie żyją w blaszanych domach i w biedzie. Gdzieś te dolary wędrują, ktoś je przejmuje i zatrzymuje.
Ja nadal tkwię tu, gdzie tkwię. W naszym kraju lotniska zamknięte, więc samolotem się nie wydostanę. Może dałoby radę do Niemiec dolecieć, a stamtąd już blisko. Ale na razie czekam na rozwój wypadków. Na maturę córki i tak nie dam rady, a reszta jest nieważna.
Pozdrawiam cię serdecznie i nadal zazdroszczę. Moja chata znowu zostanie przewietrzona, bo jutro siostrzeniec z rodziną jedzie.
Stokrotek u mnie co roku więcej, one bardzo zawłaszczające są, dosłownie pożerają trawę.
UsuńMoja chatta była budowana jako letniskowa, sezonowa i wtedy administrator po prostu wyłączał wodę centralnie. Teraz każdy sobie wyłącza kiedy chce ale to się łączy ze skomplikowanym systemem. Coś za coś.
Dużo mamy wspólnego, ja też uwielbiam chodzić na bosaka. A takie widoki miedzy dniem a snem, o zachodzie, z niesamowitym niebem też moje ulubione.
Przesadzam dzikie rośliny do siebie ale niestety, nie zawsze one to lubią chociaż przenoszę je z ekosystemem czyli z wiaderkiem ziemi i korzeni dookoła.
To Nepal albo Tybet ale sprzed kilkudziesięciu lat. I ja myślę, że to nie bieda tylko dobry, zdrowy styl życia chociaż nam się wydaje trudny i ciężki. I oni są szczęśliwsi bez tych naszych dolarów. W każdym razie mnie to zachwyca.
Kiedyś te strachy miną i wrócisz do kraju. I dobrze że ktoś cieszy się z chaty.
U nas stokrotek mniej, ale mnóstwo dąbrówki, mniszków, bodziszków żałobnych, trawa z podagrycznikiem już prawie po kolana, w oczach urosła:-) zatem, jak co roku, sezon ogrodniczy u Ciebie uważam za rozpoczęty, jak zwykle przesadzaniem:-) kupiłam w biedrze malino-jeżynę i jeżynę bezkolcową, jeśli urośnie, rozepnę na ogrodzeniu grządek; też dużo roślin przeniosłam z łąki pod chatkę, chcę je bliżej obserwować; oj, Krystynko, też wykryto u mnie nadciśnienie, a ja głupia myślałam, że to uderzenia gorąca z powodu menopauzy:-) myślałam, że Pogórze, kontakt z naturą jest antidotum na wszystko, jednak nie, trzeba chodzić do doktorów; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMniszków, kurdybanku, gwiazdnicy, niezabudek, mięty i u mnie dostatek, żal kosić. Sezon jak zwykle rozpoczęty przesadzaniem chociaż i przesadzaniem się kończy. Moja jeżyna bezkolcowa posadzona przy wiacie winnej słabo się zbierała ale jak zeszłego roku bujnęła to wlazła na borówkę i na osłaniającą ją siatkę. Jesienią przycięłam ją mocno, chyba za mocno bo teraz ledwo się zbiera. Jesienią czeka ją przesadzanie gdzieś przy ogrodzeniu. Ja od ponad 10 lat mam zdiagnozowane nadciśnienie, da się z tym żyć ale są ograniczenia, ani szybko, ani długo, ani ciężko. Trzebaby żyć jak Dama, dostojnie i powoli ale to nie moja bajka. Przytulam Was, a co!!!
UsuńPrzekonałas się do audiobooków nareszcie?!
OdpowiedzUsuńDobry lektor musi być!
Piękny ten Twój zakątek w Brzózie 🌳🌲🏵️
Pozdrawiam serdecznie na miły dzień i cały udany nowy tydzień 🌤️🌼🧡🤗🍓
Narazie korzystam z uzbieranych i zakupionych wcześniej, teraz sięgnę po te z biblioteki. Nie myślałam, że takie znaczenie może mieć, kto czyta.
UsuńOj piękny on ci, po prawie 15 latach myślałam, że mi się troszkę znudził ale teraz, w czasach odosobnienia nabrał nowego blasku.
Uściski serdeczne.
Takie trawniki są przepiękne.
OdpowiedzUsuńDo audiobooków mam uraz. Trzeba dobrze trafić, żeby lektor, choćby wybitny aktor, nie popsuł odbioru. Ja tak kiepsko trafiłam. Głos wydawał mi się pasujący do mojej ulubionej książki. Ale interpretacja mnie tak zdenerwowała, że płytę schowałam do pudełka i gdzieś smyrgnęłam tak, że jej nie widzę. I dobrze...
Wyrwałabym się gdzieś do lasu... Sama...
Serdeczności:)
Mnie się od zawsze takie trawniki podobały a teraz się okazuje że są trendy!
UsuńJa kilka audiobooków kupiłam za bezcen gdy likwidowali księgarnią ale dopiero teraz, gdy dostałam odtwarzacz je odpakowałam.
Jeszcze będą takie czasy Grażko, gdy powędrujesz gdzieś, kiedyś, sama - tylko poczekać cierpliwie.
Pozdrawiam
Stokrotkowo tak jak dla mnie wymarzone miejsce. Zdjęcia fantastyczne. Serdeczne pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPiękne i czarowne miejsce Krystyno, w sam raz na odosobnienie od wirusa. Ale tu plenerów malarskich!
UsuńKrystynko, uwielbiam Twoje pisanie. I te historie, które normalnego człowieka wytraciłyby z równowagi:) są jak te stokrotki w trawie życia (bo nie w potoku). W tym roku w mojej szkockiej okolicy tez było bardzo stokrotkowo.
OdpowiedzUsuńA w związku z wiekiem, pewnie znasz ale wysyłam :) Andrzej Poniedzielski ; https://www.youtube.com/watch?v=GIxqCTwIIWE
i film "Młodość" https://www.youtube.com/watch?v=GIxqCTwIIWE Przytulam:) xx
Dorotko, mnie tez wyprowadzają z równowagi i właśnie po to piszę, by spuścić parę i złapać równowagę.
UsuńPana Andrzeja P uwielbiam jako też Pana Andrusa i Pana Bałtroczyka - to kontynuacja inteligentnego, dyskretnego, literackiego humoru, spuścizna Starszych Panów Dwóch.
A film "Młodość nie się nie otwiera :-(
Piękny dywan stokrotkowy i piękne kwiatuszki drobinki niebiesko-fioletowe. A ogólnie jest prześlicznie:) W mieście wiosnę też widać, ale nie aż taką piękną :) Teraz powolutku, pomalutku topnieją obostrzenia, chociaż maseczki długo obowiązywać będzie, chociaż nie wszyscy mają i noszą zwłaszcza Młodzież piesza, czy na deskach i rowerach ;)Mam nadzieję Krysiu, że jakoś się tam trzymasz mocno i za mocno nie dajesz się :) Smutek ogarnia, bo i wakacji ma nie być podobno. Ja na tydzień wyjechałam do rodziców, bo zdrowie tacie szwankuje, ale po szpitalu, lekach w miarę normalnie już jest, chociaż niepewność też.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Krysiu i Twoim najbliższych :) Oby Moc była z nami :)
Agnieszka - Łódź
Lubię swój trawnik pełen kwitnących kwiateczków, to głównie chwasty ale mnie to nie przeszkadza. Koszę rzadko, tyle by uciągnęła moja mała kosiareczka.
UsuńMaseczki to moje najcięższe obostrzenie, noszę je tylko we wspólnych pomieszczeniach, a na świeżym powietrzu zachowuję dystans. Ale rozumiem, że ktoś chce je nosić i na polu czy na dworze. Mnie, emerytkę, ten wirus prawie nie ogranicza, bo ja się śmierci nie boję, ja się boje tylko bólu i niedołęstwa a korona-wirus nie boli i nie upośledza.
Niech moc będzie z Nami Agnieszko i z naszymi bliskimi !!!