niedziela, 27 listopada 2016

Wygoda czy przygoda?

Podróż do chatty autkiem to WYGODA! Jak mi się zachce, zapragnie, umyśli żeby jechać, to wrzucam do torby ciuchy i przydasie bez składu i ładu, w kosz pakuję co w lodówce i w godzinę jestem gotowa do podróży a w drugą godzinę już na skraju.

Podróż autobusami to PRZYGODA! Jak się mało jeździ, nie zna rozkładów jazdy autobusów i nie ma praktyki, to trzeba dzień wcześniej się przygotować. Wstać tak wcześnie rano by zjeść śniadanie, spakować się uważnie i starannie, by nie było za ciężko i by nie nosić wielu toreb, torebek, koszyczków  ... Na przystankach się nie irytuję na czekanie bo mam czas, mam książkę, okulary, notes, ołówek, mam ciepłe ubranie i kanapkę, mam nitromint i captopril, mam pare złotych na bilet i picie - mam wszystko czego potrzebuję.
Ale za to, jak się już wsiądzie do autobusu, to przyjemność bycia wożoną  - bezcenna! Siedzę sobie wygodnie rozparta, z nosem i oczami przy szybie i spokojnie oglądam to, co mi tylko miga gdy jestem kierowcą. Zwłaszcza teraz, gdy krajobraz bezlistny i stają się widoczne detale i szczegóły. Dziś skupiam się na gankach, werandach, tarasach ..... Czasem na kapliczkach przydrożnych, czasem na przedogródkach, czasem na reklamach i szyldach, czasem na przybudówkach i szopach, czasem na nowych drogach, czasem na wiatach, altankach .....
Tym razem zapomniałam o aparacie, a zresztą zdjęcia zza brudnych szyb autobusu - nic ciekawego. Nazajutrz, w sobotę, mam wiadomość, że autko z naprawy do odebrania o 10 tej więc się nie spieszę ze śniadaniem. Ale tuż przed 9 tą telefon, że można przyjechać wcześniej, ja na to, że jestem w proszku i zanim dojdę potrwa z godzinę. On na to, że żona po mnie przyjedzie. I zanim się ubrałam do końca przyjechali oboje, żona moim fordem a mąż ich matizem. Zapłaciłam i pojechali.

Tym sposobem nie przejechałam się autkiem po naprawie, bo piękne słońce wygoniło mnie do lasu. Oczywiście zanim doszłam do polany, słońce już się bawiło ze mną w chowanego.

Dopiero nazajutrz postanowiłam przetestować autko po naprawie i zaniepokoiłam się poważnie. Autko albo wyrywa do przodu, gdy ruszam 'normalnie', jak dziki źrebak albo gaśnie gdy muskam je delikatnie. Dzwonię do mechanika a on mówi, że nowe sprzęgło tak ma i trzeba się przyzwyczaić. Trudno, jak trzeba to trza. Gdy wracam z chatty do miasteczka auto dziwnie stuka przy wolnej jeździe. Ale wiozę farby w koszyku w bagażniku, więc mniemam, że to może one. Nazajutrz jadę do szpitala do ulubionego szwagra, już bez farb a autko znowu dziwnie się tłucze na nierównych ulicach obrzeży Dębicy. Coś się naprawiło, coś się popsuło. Jak u Sapkowskiego: "Coś się kończy, coś się zaczyna" Nie mam kiedy jechać z reklamacją bo już czeka, obiecana od dawna, wyprawa do Iwonicza, do 'apartamentu' Cesi i w odwiedziny u Zoni, ulubionej bratowej, która jest tam w sanatorium. Trudno, najwyżej będzie przygoda! Po drodze przez wiejskie drogi, autko tłucze się coraz bardziej ale jesteśmy obładowane nawet rondlem z zapiekanką więc może to te gary. Mimo to udaje się bez przygód dojechać do jodłowego dworku i do apartamentu mojej 'amerykańskiej' koleżanki.

Po rozpakowaniu, jeszcze przed zmierzchem, mały spacer po okolicy. Cesia jest po operacji jednego kolana a przed operacją drugiego, więc porusza się powoli i gdy na nią czekam na zewnątrz, bo mi za gorąco wewnątrz, zdarza się, że pokrywają mnie resztki spadających liści.  
Nazajutrz mgła i mżawka, Cesia jest meteopatką i do zmierzchu nie wychodzi z pokoju, więc zapraszamy Zonię i spędzamy miło czas do południa, bo potem Zonia ma zabiegi. W samo południe idę na spacer bo dla mnie mgła i mżawka listopadowa ma niezwykły, melancholijny urok.
Snuję się niespiesznie po okolicy i tak jakoś trafiam na sanatorium bratowej. Ta mgła i mżawka sprawia, że po długim spacerze i uczucia się skraplają więc chociaż wiem, że Zonia jest teraz na zajęciach wchodzę do budynku. Nie bez małych trudności, zwiedzając cały obiekt od parteru do III pietra, trafiam na WC (to temat na osobny, obszerny post).

"Wyszedłszy letki z cichej klozetki" kieruję się ku wyjściu, gdy wtem z oddali długiego korytarza  miga mi przemiła sylwetka. Czyżby to Zonia? Nie wydaje mi się to możliwe ale zachodzę od zewnętrznej strony i ..... to ona. Umawiamy się na spacer po zabiegach.

Mam trochę czasu więc wychodzę na spacer w pobliżu. Z dołu, zza mgły, sanatorium wygląda monumentalnie i tajemniczo. A przecież przed chwilą byłam we wnętrzu i jest tam miło i przytulnie. Sprawy nie zawsze mają się tak, jak nam się wydaje i nie tylko tego sanatorium to dotyczy.

 Cesia odpoczywa, Zonia kończy zabiegi i wybieramy się na spacer po uzdrowisku. Pusto i cicho, nie ma wielu takich odważnych ludziów, krążymy po deptaku w coraz gęstszej mgle i o zmierzchowej godzinie kupujemy prezenty przy pijalni.

Wracamy po trzech dniach, Cesia do lekko gorzkiej codzienności.

6 komentarzy:

  1. Jak to mówią, każdy samochód inaczej "bierze", to o sprzęgle:-) a tu nawykła noga naciska po staremu i troszkę trzeba pojeździć, żeby wyczuć te nowe "narowy":-) ale Ty już po podróży do Rymanowa, więc już się przyzwyczaiłaś; tylko te stuki, obcy dźwięk wprowadza niepokój, lepiej sprawdź; trudny wybór - być wożonym, ale związanym z rozkładem jazdy, czy samemu być kierowcą, niezależnym od wszystkiego, myślisz, jedziesz ... chyba jednak wolę to drugie:-)marzy mi się taki pobyt u wód, dadzą jeść, wyklepią, wymoczą, pomasują, a ja byłabym grzeczną pacjentką, i spacerowałabym dużo po okolicy:-) i co? pewnie wszystkie WC pozamykane były? tak jak w naszym urzędzie, tylko dla pracowników, a tu w oczach aż się przelewa na żółto:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad 300 km zeszło i oswoiłam nowe sprzęgło, teraz rwie jak mustang, oby reszta za nim nadążyła. To był Iwonicz Mario ale nie dziwię się, że pomyliłaś, one takie podobne do siebie i blisko siebie. Bracia bliźniacy. Sprawdziłam stuki, znowu wydatek! Jeździć czy być wożona - ma plusy i minusy, dobrze, że mogę i tak i tak - mam narazie wybór. Już niezadługo sprawdzę ile prawdy w tych sanatoryjnych rozkoszach, czy wyklepią, wymoczą, wymasują i dadzą pospacerować - też będę grzeczną kuracjuszką. Nie wiem skąd takie ignorowanie najprostszych, ludzkich potrzeb - to o WC a właściwie ich braku. Serdeczności i uściski Maryś :-)

      Usuń
  2. Śliczne te zdjęcia we mgle, ale najładniejsze to Twoje, jak siedzisz zadumana wśród liści "na skraju". Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwo się zadumać i zagubić w takiej mgle, wśród rudych liści. Łatwo i przyjemnie!

      Usuń
  3. Tak duzo przemysleń i opisów wydarzeń zawarłaś w swym poście Krystynko, że mam teraz głowę pełna mysli.Najpierw o tym, że podziwiam Cię jako kierowcę i smiałą podrózniczkę. Ja jestem pod wzgledem samodzielnego kierowania pojazdami bardzo strachliwa a ten lek tak mnie paralizuje, że mimo posiadanego od wielu lat prawa jazdy nie jezdże wcale. Wozi mnie mąz a ja mam czas na podziwianie widoków. Ale to nie w porządku wobec niego, bo i on chciałby móc popodziwiać, albo po prostu odpocząc. Musze popracować nad sobą, żeby sie w końcu przemóc, bo w życiu bywa przecież róznie i w razie czego powinnam móc pojechac gdzieś i załatwic coś. Jednak wciaz odwlekam to, odwlekam...
    I o mgle chciałam wspomnieć oraz tym, że sprawy wyglądają często inaczej, niz nam sie wydaje.Też lubię mgłę, o ile nie trwa ona za długo - to znaczy po parę dni. A u nas na górce często tak mamy. Zjedziesz na dół a tam o żadnej mgle nie słyszeli. Tymczasem nasz świat mglisty, schowany w tej mlecznosci, nierealny przez to, jak z opowieści Tolkiena.Domu nie widać, lipy nie widać, nicość, która niepokoi albo koi - zalezy od nastroju. Dopiero wejdziesz do domu a tam wszystko normalnie - ciepło przede wszystkim (o ile napalone) i przytulnie.
    A na jednym ze zdjec dostrzegłąm kolorowy wiatraczek - tak isam, jak nam podarowałaś!:-) Bardzo dobrze nam słuzy - kręcąc siei lekko hałąsując ptaszyska latające nad ogrodem odstrasza. Niedawno kupiliśmy sobie w zwiazku z tym drugi wiatraczek. Będą sobie razem wirować, żeby im nie było smutno w pojedynkę.
    Coś jeszcze miałam napisac, ale nie pamietam...Ściskam Cię serdecznie Krystynko i duzo ciepłych myśli zasyłam z naszej górki!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się Olu ułożyło w życiu że rzadko bywam wożona, może stąd zachwyt nad taką sytuacją. A Ty korzystaj i doceniaj, zawsze jest czas na zmianę, dobrą zmianę.
      Mnie mgła nieodmiennie wabi i nęci i ta nierealność, tajemniczość, jej pieszczota na twarzy i dłoniach, jej skraplanie się w perełki kropel ....
      Tez kupiłam na odpuście najpierw jeden wiatraczek dla siebie. Uczepiłam na balkonie, wirował i rozsiewał radość więc pobiegłam na stragan i kupiłam jeszcze dwa dla dziecków i siostry. A potem pobiegłam jeszcze raz i wykupiłam wszystkie z tego straganu bez wyrzutów, bo na innych kramach było ich więcej.
      Też tak mam, tyle myśli jak siadam do komputera a jak zaczynam pisać albo pierzchają albo tłoczą się przepychając i te delikatne i nieśmiałe przegrywają.
      Pozdrowienia ślę z doliny

      Usuń