sobota, 4 czerwca 2016

Mądrość ciała doskonała

Mądre ciało! Po takim słabym przedwiośniu bałam się o swoją kondycję na wojażach ale się spięło, wspięło i dało radę a nawet po powrocie dalej pełne wigoru tak, że w maju spędziłam w domu tylko 3 i 1/2 dnia (głównie na praniu i przepakowywaniu), za to dużo 'załatwiłam' spraw zaległych i bieżących, miejscowych i odległych. Ostatniej niedzieli maja pojechałam do chatty popracować, bo się uzbierało. Trawnik kwitnie, chwasty rosną jak szalone, kwiaty i warzywa jakby mniej. Taras wymaga na gwałt szlifowania, malowania i olejowania, okiennice obłażą z czekoladowej farby, ściany z półwałków wymagają szorowania, dziurek szpachlowania i malowania na jasny orzech, siedzisko łaciate od kilku warstw farby, krety ryją wokół kręgu ogniska, sień zabałaganiona po zimie.....

Kalendarzowo jeszcze wiosna a dookoła lato w pełni. Setki odcieni wiosennej zieleni wyrównało koloryt. Upał obezwładniający od przedpołudnia, więc chociaż wcześniej rosa, wstaję o świtaniu i robię co najważniejsze czyli nawilżam (co dopiero zacementowane), odchwaszczam truskawki i poziomki (niedbale), maluję raz po raz taras i siedzisko (starannie) i podziwiam azalię, która zakwitła pierwszy raz od sprezentowania czyli od pięciu, sześciu lat. I to jak zakwitła! Codziennie więcej kwiatów i większe, krzew ugina się pod taką obfitością. A ja wracam do izby w samo południe, zmieniam przepoconą koszulkę i wypijam litr zimnej maślanki.

W międzyczasie zalegam miękko na tarasie, na kołdrze i podusiach, czytam co dostałam w prezencie od ulubionej Córeńki, czaję się z aparatem na moje ptaszki, focę przedburzowe niebo, wspominam wyprawę do Toskanii i co tu ukrywać - podrzemuję w upajającym zapachu kwiatów oliwnika.
Popołudniu schodzę z zacienionego tarasu, obkaszam trawnik i ścieżki, podścielając skoszoną trawą wokół truskawek i poziomek. Odchwaszczam staranie grządkę, wsadzam fasolkę, pomidory, ogórki i wtykam tyczki by się miały po czym piąć i bym miała z okna widok na obfitość. Skubnę tu i tam dorodne chwasty, posprzątam w piwnicy zamiast w sieni (bo tam chłodniej) ale i tak co i raz omywam spocone ciało chłodną wodą.

A wieczorami, banalnie i oczywiście palę ogniska i to chyba mi się nigdy nie znudzi.
Wodne, cudne dzieci. Pierwsze młode łabądki oglądane tak blisko, pięć małych popielatych kuleczek przypominających kotki bazi wierzbowych w marcu. I sznureczek małych rozkosznych kaczuszek, które widuję co roku i to chyba też nigdy mi się nie znudzi.

Wschód słońca nieodmiennie magiczny, może dlatego, że tak rzadko oglądany i przeżywany. 
Do czwartku dobrze i miło a czwartkowym rankiem mnie dopadło. Jeszcze poszalałam bo mogłam i powinnam, jeszcze zaprowadziłam autko do blacharza a od piątku już tylko to co konieczne, unieruchomiło mnie z lewej strony od szyi do palców. Mądrość ciała doskonała, czas na odpoczynek.
I nawet nie zauważyłam chwili, kiedy mój licznik się wyzerował.

16 komentarzy:

  1. pięknie, cudnie...słów mi brak.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatkało kakao Motylku ? :-) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Nie mam jeszcze oliwnika u siebie, a pewnie pszczoły na nim urzędują:-} tak mi się wydaje, że to chyba rododendron, a nie azalia, bo mam podobny w ogrodzie /ma skórzaste liście, które są zimozielone?/; podziwiałam Twój wypad do Toskanii, pamiętam przecież zauroczenie tą krainą:-) majowy czas, dzielony na wyprawy, chattę, intensywny w przeżycia, ruchliwy, to i w końcu ciało zbuntowało się:-) mnie również dopadła rwa, wystarczył jeden niewłaściwy skręt przy trzymaniu deski i już mnie pogięło:-) :"Słodkie pieczone kasztany"??? ... dochowałam się swoich w miejskim ogrodzie, upiekłam je na próbę, jakoś mnie nie wzięły:-) Mima teraz nosi je w zębach, rozgryza na surowo i zjada, jej smakują:-) na przedostatnim zdjęciu tęcza podwójna? odpoczywaj, czytaj, dogadzaj sobie, wszak robota nie zając, nie ucieknie:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urzędują to mało powiedziane, jeden głośny bzzzzyk. Zgadza się, to rododendron, ma zimozielone liście, ciekawe czy teraz będzie kwitł co rok? Za dużo ofiarował mi ten maj i pewnie pędziłabym nadal gdyby mnie nie uziemiło na troszkę. Czasem i rwa jest potrzebna by odpocząć bez wyrzutów sumienia. W podtytule są to toskańskie opowieści ze smakiem, najmniej tam o kasztanach, ja kiedyś kupiłam pieczone, w Paryżu choć nie na placu Pigalle i też mnie nie wzięły. Ostatnio prawie zawsze tęcze podwójne, dobra zmiana? Serdeczności ślę.

      Usuń
  3. Bardzo lubie czytac co sie dzieje na Twojej dzialce, no i oczywiscie ogladac zdjecia, piekne masz to miejsce. I las blisko, i woda, sliczne te kaczuszki. Zawsze tez podziwiam jak duzo prac potrafisz wykonac, no ale chyba tym razem przedobrzylas.
    Pozdrawiam, Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Teresko, że mnie odwiedzasz i że Ci się podoba moje miejsce na skraju. Wyobraź sobie jak ja jestem zachwycona, czasem słów brak, stąd te zdjęcia.
      A jeśli chodzi o prace, to robię ćwierć tego, czego ta działka wymaga ale czasem to maximum tego co mogę. Serdeczności przesyłam

      Usuń
  4. I znowu porcja smakowitego tekstu, okraszonego pięknymi zdjęciami.:)
    Łabędziątka to słodziaki.:)
    Pieczone kasztany jadłam w Mediolanie i bardzo mi smakowały.:)
    Wiesz, że ja prawie wcale nie czuję zapachu oliwnika? Moja mama też. Tylko tata go czuł.
    I żeby Ci ciało nie musiało w taki sposób przypominać o odpoczynku...:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porcyjka na jeden kęs Grażko a świat nawet późnowiosenny piękny jest!
      Może źle trafiłam z tymi kasztanami ale były mdłe i bez smaku.
      Ja, tak w ogóle, mam słaby węch ale ten oliwnik mnie powala, może masz jakiś inny gatunek?
      Już prawie dobrze, muszę się sprężyć, bo w piątek zaczynam trzydniowy zjazd. Może nie Watrowisko, bo to zorganizowany spęd ale będzie miło, ciepło i ciekawie. Pozdrówka!

      Usuń
  5. Ja preferuję kefir ale dam radę tylko 1/2 litra
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem maślanka czasem kefir. 1/2 l na jeden łyk? Bo ja ten litr sączę przez godzinkę lub czasem nawet dwie.

      Usuń
  6. Ja dziękuję za wirtualną podróż po Toskanii. Kupiłam nawet książkę "Pod słońcem Toskanii" i czytam ;) Ale czasami myślę sobie, ze ja swoją małą Toskanię mam na Skarpie ;) Może nawet kiedyś winnicę założymy, a co ;) W końcu stok południowy, do słońca.

    Uwielbiam Twoje opisy prac na działce. Ja to bym nie chciał ich kończyć nigdy.. Zrobię jedno, zaraz do głowy przychodzi drugie, trzecie i dziesiąte ;) Czasem robie coś czego w ogóle nie planowałam, wychodzi spontanicznie. Tylko, że doba ma tylko 24 godziny a i ciało jakieś swoje limity ma.

    Twoje zdjęcia wschodu słońca nadają się na tapetę do komputera.. i zaraz sobie chyba jedno "ukradnę" i na tapetę wstawię!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek relacji. Ale masz rację, ja też mam na skraju swoją Toskanię i Prowansję, sanatorium i Raj. I Wy będziecie mieć winnicę, jeśli zapragniecie, no bo kto komu napalonemu zabroni?
      Spontan to moje drugie imię i mogę sobie na to pozwolić bo jestem panią swojego losu. Niestety, nie wszyscy, wszędzie i zawsze mają taki komfort.
      Wschody są jakieś magiczne, chociaż niektórzy mówią, że takie jak zachody. Ale wschód to początek, obietnica, pełnia i wachlarz możliwości ...
      Bierz co chcesz Iwo. Jak publiczne to do rozdania i dania.

      Usuń
  7. Piękno-cudne te świty (dam linka Newie i niech to rysuje! )
    Uh, stanowisko ogniowe masz super-stylowe, pal na zdrowie! ;) Niemożliwe, żeby patrzenie wieczorem w ogień mogło się komuś znudzić, to taki atawizm z czasów jaskiniowych jeszcze - że nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie cuda najlepiej się rysuje 'z natury', niech Newie wstanie o świcie a będzie zachwycona i oczarowana.
      Lubię swoją strefę ognia i zamierzam ją jeszcze rozbudować, bo to kucanie, choć urocze, męczy mnie coraz bardziej.

      Usuń
  8. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń