wtorek, 10 czerwca 2014

Piknik nad zalewem czyli ...się działo !!!

Poprzedni pobyt to czekanie w deszczu na koszenie. Wróciłam na spotkanie z projektantką, remont Forda, zakupy z Krystyną, umówienie fachmanów do przeniesienia kaloryfera, wykupienie recepty, opłacenie czynszu i internetu. Wracałam tak szybko, że nie zamknęłam furtki, nie pomyłam garów i naczyń, nie schowałam narzędzi ... ale na szczęście Anioły czuwały i szkód żadnych nie było. Pozałatwiałam co pilne i wróciłam do chatty, na trzy dni, z Cesią od pięknego domku. Przyjechałyśmy późnym popołudniem i rozpakowałyśmy dobytek.
Potem zdjęłam z południowego okienka zimowy, błękitny ręcznik i powiesiłam tęczową, letnią firanę od bratowej Zoni. Izba nabrała blasku! Wieczorem obowiązkowo ognisko po niebem księżycowym prawie do północy.
Rano, chociaż nie rankiem, lekkie śniadanie pod lipką a potem, oczywiście, na piknik rodzinny, który słychać już od południa. Schemat znany ale patriotyzm lokalny sprawia, że wszystko się podoba. I ludowe zespoły, i zgrabne szałamaistki, i dziewczęce solistki i wóz policyjny do oglądania od środka wraz z możliwością uruchomienia koguta a zwłaszcza piękne maszyny motocyklowego klubu Wehikuł i ich przystojni właściciele. 
I wszystko cudne, dopóki nie wracamy do siebie, na skraj. Bo tu widać imprezę "od kuchni', tą jej niefasadową cześć. Zdesperowani imprezowicze, przyciśnięci naturalną, fizjologiczną potrzebą, oblegają okoliczne drzewa, krzewy, krzaki, zakola i zakamarki, nie zważając na prawo własności i wstyd przyrodzony. Początkowo jestem wkurzona na tych bezwstydników i bezwstydnice ale po chwili moja złość kieruje się na organizatorów tej imprezy. Żeby nie przewidzieć i nie zabezpieczyć dostatecznej ilości sanitariatów !!! Mam nadzieję, że łaskawy deszcz zmyje śladu błędów organizatorów, bo inaczej będziemy trafiać nad zalew po zapachu amoniaku. 
Nazajutrz, wcześnie rano, jeszcze przed śniadaniem, zabieramy się za poprawienie stosu drewna opałowego, bo ono schnąc rozlazło się na boki i napiera na zabezpieczenie, grożąc rozsypaniem się w niedługim czasie. Ale bateria od wkrętarki rozładowana, więc trzeba czekać aż się naładuje. A w południe i wczesnym popołudniem pracować się nie da więc czekamy aż cień od chatty pozwoli na działanie. W międzyczasie polegiwanie w cieniu, na kocyku i fotografowanie trawnika z pozycji żaby.
Po powrocie w mieszkaniu demolka czyli przenoszenie kaloryfera w kuchni. 

10 komentarzy:

  1. Oooo! Widzę, że też naoglądałaś się piękności. :))) Motocykle mam na myśli. :)
    Firana piękna, a sposób robienia zdjęć też mi się podoba. :)
    Znalazłam przepis na "denaturat". Poszukam składników i będę próbować. Brzoskwinie z syropu zawsze chętnie zjadam. :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieodmiennie zew przygody mnie woła przy takich maszynach. A jakie dopieszczone, wybłyszczone, zaiste piękności. Takich firan mam 5 i będę je wieszała stopniowo by się dłużej cieszyć.
      Ten denaturat wyszedł mi przypadkiem trzy razy pod rząd, a jak chciałam zrobić po przerwie po raz czwarty, by podać proporcje ... to mi nie wyszedł, też trzy razy. Napisz koniecznie o rezultatach.

      Usuń
  2. Ładne ale odważne te zasłony. A jak miejscowa społeczność zażąda usunięcia tęczy z okna?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że też nie pomyślałam o tym aspekcie tęczy. Ale jakby co to bronić jej będę jak niepodległości.

      Usuń
  3. Jade sie byczyć na łonie, ale pomyślę tez o nieszczesnym kaloryferze, by się dało wszystko zrobić cacy. Antoni ma trchę racji z ta teczą, ale przyszło mi na myśl, ze ta na niebie też podejrzana hi hi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luz, blues z kaloryferem, już przeniesiony nie bez przeszkód ale czy cacy to się okaże jesienią. Więc już nie musisz myśleć tylko bycz się na łonie. A my, miłośnicy tęczy bez podtekstów, jesteśmy i będziemy górą !!!

      Usuń
  4. Tęcza wspaniała, też bym taką chciała powiesić u siebie :--))) na oknie! Okazało się, że piknik w takiej bliskiej odległości nie jest taki straszny, tylko organizatorzy nie do końca się spisali. Lubię zdjęcia z perspektywy żaby, ja najcześciej pragnąc takiej perspektywy, kładę się na brzuchu i cykam, trochę to niewygodne, ale póki jeszcze mogę wstać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam 5 takich firan, będzie cudnie jak założę wszystkie :-) Organizatorów informujemy o błędach i będziemy rozliczać. Tak Domi, z tym wstawaniem coraz gorzej. Pozdrawiam upalnie.

      Usuń
  5. Pięne te chwili i te festyny :))). Ale i tak urzekła mnie kołdra na tarasie. Ja też zawijam się w kołdrę i sobie siedzę delektując się kawą ! Jak to dobrze , że idzie do nas lato i ciepło:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kołdra na tarasie to dla mnie synonim luksusu i sabarytyzmu. I tak mam od roku. Rankiem, w jeszcze ciepłej kołdrze witać dzień - czy może być zły? Tego Ci życzę!

      Usuń