Rano, za radą Siostrzyczki, wzięłam dodatkową zieloną tabletkę na uspokojenie. Potem przed wyjazdem w południe wzięłam trzecią, już bez wiedzy siostrzyczki. A na Rynku w Dębicy, gdzie przyjechałam za wcześnie, wypiłam jeszcze nierozsądnie, szklaneczkę zacnego Tokaja. Ta mieszanka była ryzykowana ale tym razem zadziałała znakomicie. Byłam asertywna, pewna siebie, grzeczna ale dociekliwa. Zażądawszy projektu aktu notarialnego, kwestionowałam grzecznie ale stanowczo niektóre punkty a notariusz ze mną się zgadzał. Miałam tę przewagę, że dwa miesiące temu przechodziłam już tę procedurę, przy sprzedaży mojej działki, z prawem pierwokupu i opłatą planistyczną. Skutek taki, że umowa narazie warunkowa i że jednak powiedziałam, że czuję się przymuszona do podpisania, nie fizycznie ale psychicznie. A sedno i powód sprawy są takie, że siedem lat temu, w czasie mojej nieobecności, bez mojej wiedzy i zgody, sąsiedzi postawili częściowo na mojej działce, swoje pomieszczenie gospodarcze, psując mi widok z tarasu. A ja wtedy nie byłam dość asertywna by sprawę zakończyć bo to jednak rodzina, chociaż ani po mieczu ani po kądzieli.
Czuję się poniekąd, narazie, zwolniona z chęci i potrzeby posiadania swojej działki, tego miejsca na ziemi tylko dla mnie. Odkąd sprzedałam działkę i chattę na skraju, odkąd moja Córeńka kupiła swoją dziką działkę z małym domeczkiem i uprawia ze swoim Menem drugą działkę, zadbaną, zagospodarowaną i dającą obfite plony. Jakbym przekazała pałeczkę w najlepsze ręce. Powoli oswajam się z działkami coraz mniejszymi. I oczywiście wypatrzyłam i kupiłam taką książkę " 52 pomysły dla miejskich ogrodników" czyli każdego tygodnia więcej zieleni. To mój program na następny rok.
Wizyta w sądzie zawsze niesie ze sobą emocje, nerwy, bezsenność, u mnie też, obojętnie w jakiej sprawie się występuje. Poznałam tę dumę, kiedy człowiek wreszcie postawi się, wypowie swoje:-) mnie osobiście nie zawsze się to udaje, ale gdzieś przeczytałam takie zdanie, że ludzie czynią nam tyle, na ile im pozwalamy:-) czyli rozumiem, że spokój zagościł już w Twoim życiu, czego Ci serdecznie życzę; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak to taka słodka duma i satysfakcja, tym bardziej że mnie się to bardzo rzadko udaje, najczęściej odpuszczam i mam do siebie żal za naiwność. Ale to prawda, czynią nam tyle na ile pozwalamy a ja pozwalam na za wiele. Jestem teraz spokojniejsza ale jak znam życie, znowu coś wywali. Ale dam radę, troszkę pieprzu i adrenaliny potrzebne w życiu,
UsuńA teraz już spokojnego czasu Ci życzę.
OdpowiedzUsuńOby jak najdłużej.
UsuńFajna ta psinka w koszyku. Jak świetnie się wpasowała. ☺
OdpowiedzUsuńJa u siebie w chacie na razie, odpoczywam, lenię się i jeszcze więcej odpoczywam.
Pięknie na twoim balkonie. Ja w moim mini mieszkaniu nie mam balkonu, a dodatkowo tak często wyjeżdżam, że w środku też nie mam roślin. Córka kupiła mi jakiś czas temu sztuczną roślinkę i muszę powiedzieć, że bardzo ją polubiłam. Za oknem mam zielono, chociaż tyle. Mnie i tak więcej tam nje ma niż jestem.
1 września ruszam w Tatry a niedługo potem kolejny, długi wyjazd.
Pozdrowienia z Kaszub. 🌻🌼🌳
Ma dwa takie koszyki, ten drugi, w domu nawet większy niż ten na tarasie ale i tak najbardziej lubi spać wyciągnięta wprost na ciepłych płytkach tarasu.
UsuńJa też u siebie w mieszkanku robię to samo co Ty, nic nie robię i to mi zajmuje całe dnie.
Też przez całe lata niewiele miałam zielonego w mieszkaniu i na balkonie, bo ciągle w drodze a zielonego do sytości na skraju, teraz narazie to się zmienia.
Ja 3 września jadę do Warszawy na kilka dni a potem się zobaczy.
Pozdrawiam z Podkarpacia.
Przeczytałam te dwa wpisy. Ech Krystyno, faktycznie, zaniedbana sprawa. Człek nie może być za dobry, bo mu na głowę włażą. Znam, robiłam, nadal mi się zdarza, ale się uczę. Gratuluję asertywności, choć ten tokaj to już było po bandzie ;)
OdpowiedzUsuńA zielone na balkonie ładne :)
Zaniedbana sprawa jak zaniedbana rana, wraca w gorszym stanie i dłużej trwa leczenie. Ale już wreszcie ma się ku końcowi. Zły, niedobry, dobry, za dobry ... to płynne pojęcia, trudno trawić w punkt. Było po bandzie i mogło skończyć sie niedobrze ale ja wierzę w Tokaj bardziej niż w zielone tabletki na uspokojenie. Zielone zawsze ładne.
UsuńCoś mądrego chciałam napisać, ale mi nie wychodzi 😉 więc tylko gratuluję zakończenia sprawy. Szkoda tylko, że inni planując i robiąc coś dla siebie, nie potrafią dostrzec potrzeb innych. Ech, życie...
OdpowiedzUsuńTrudna sytuacja to i mądrości do niej nie pasują, wystarczy tzw. dobre słowo.
UsuńKażdy gdzieś tam w środku jest egoistą tylko większość, która tez ma trochę empatii potrafi się wznieść ponad. Ale to prawda, skrzywdzą cię na tyle na ile pozwolisz.
Cieszę się, że już po sprawie, która kosztowała Cię tyle nerwów. Też kiedyś musiałam na parę rozpraw sądowych sie zgłosić i strasznie to przeżywałam, jakby co najmniej mieli mnie na gilotynie ściąć. Oby nigdy więcej! I też rzadko bywam asertywna i śmiała, wiec rozumiem, jakim sukcesem jest dla osób mi podobnych przyjęcie takiej postawy. Ech, życie! Mimo wszystko, uparcie i skrycie...!:-))
OdpowiedzUsuńNie lubię kłótni i roszczeń więc i sądów nie lubię bo sądy to nie to co sprawiedliwość. Też mantruję: Oby nigdy więcej. Dlatego taka jestem dumna z tej mojej asertywności bo niewiele miałam takich satysfakcji w życiu, najczęściej płakałam cicho w kąciku i użalałam się nad sobą i niesprawiedliwością świata. I też nie wiem, czy mi się zdarzy druga taka.
UsuńTak Oleńko: "Ech Ty życie łez mych winne, nie zamienię cię na inne"
Dlaczego z wiekiem musimy ciągle z czegoś rezygnować.........kroczek po kroczku....cholerka.
OdpowiedzUsuńZ czegoś musimy rezygnować ale ciągle, przynajmniej mam nadzieję, coś zyskujemy. We wszechświecie jest równowaga. Tylko żeby odkryć, co zyskujemy?
UsuńFajnie, że się udało pozytywnie załatwić. Jeden problem mniej.
OdpowiedzUsuńSąd chyba na wszystkich działa dołująco. Obyś już tam nie musiała więcej zawitać.
Psinka fajna, taki rozkoszniaczek w koszyczku:)
Żeby wypić tokaj, to już musi być coś naprawdę paskudnego dla mnie:)Ale skoro Ci pomógł, no to super.
Miłego dnia
Jeden problem mniej a dwa następne już czekają na liście do zrobienia. Działa dołująco bo się nie wierzy w sprawiedliwość urzędów i działanie prawa.
UsuńTak, w koszyczku jest grzeczna bo śpiąca, ale tak w ogóle to potrafi narozrabiać.
Ja lubię tokaje, zwłaszcza Aszu 5 puttonyos. Na rynku była tylko trójka ale tez pachniała jesienną słodyczą.
Wspaniałe wieści i przecudny projekt na przyszły rok. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńProjekt wspaniały ale się okaże co się da zrealizować. Narazie czytanie i planowanie daje radość a o to przecież chodzi.
UsuńHmmmm.... przyszłam zobaczyć Twoją Krysiu odpowiedź na mój komentarz, a tu komentarza nie ma... gapa ze mnie, chyba po napisaniu nie wysłałam go i poleciał w kosmos ... To jeszcze raz, tylko już krócej ;)))
OdpowiedzUsuńWspaniale, że Twoja córcia z zięciem przejęli pałeczkę i działają na działce. To wielka frajda.
Rozumiem, że ta trudna sprawa, która męczy Cię, toczy się w jak najlepszym kierunku ?
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Krystynko, nie zagladalam do Ciebie bardzo dlugo, a tu takie zmiany. Miałam blokadę jakas taka wewnetrzna i odstawilam blogi, teraz pomalutku wracam.
OdpowiedzUsuńMusze wrocic do archiwum Twojego bloga aby dowiedziec sie, co sklonilo Cie do sprzedazy chaty.
Serdecznosci przesylam:)
Jakoś nie myślę o sobie, że jestem rozsądna :)ale jestem z Ciebie dumna, że byłaś spokojna i przyjazna . Masz wielkie i dobre serce. Ja to wiem najlepiej.
OdpowiedzUsuńWizyty w sądzie bywają nieprzyjemne i wiążą się ze stresem. Ale Ty, jak widzę(a raczej czytam) - dałaś radę! Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego z okazji dzisiejszego Dnia Blogera :)
OdpowiedzUsuńGratuluję bardzo asertywności i spokoju przy załatwianiu tak nerwowych spraw. To bezcenne!
OdpowiedzUsuńMam tą samą książkę, są w niej bardzo fajne pomysły, tak więc pewnie zostaniesz miejskim ogrodnikiem :)