Nie wiem dlaczego przypomniało mi się powiedzenie, że człek dwa razy się cieszy: jak dostaje i jak daje, jak kupuje i jak sprzedaje, jak gromadzi i jak rozdaje itp. To prawda ale w taki przedwiosenny czas, gdy marazm i brak wigoru, łatwo tylko o myśli by dawać, sprzedawać, rozdawać. Coraz więcej rzeczy mnie otacza i zniewala, woła o troskę i zaopiekowanie, o uwagę i koszty. Bo rzeczy się starzeją a mnie żal ich wyrzucać więc naprawiam chociaż te naprawy już dawno przewyższają rynkową wartość tych rzeczy. Ale one przyjazne, obczajone, starzały się razem ze mną. A te nowe pełne elektroniki i groźne, teraz coraz mniej się naprawia więc i o mechaników coraz trudniej. Jeszcze jakoś radzę sobie ale nie tak łatwo jak opisuję, bo ten blog to dla mnie pamiętnik a nie chcę wspominać kiedyś, potem, złych chwil. A jednocześnie chcę, by był prawdziwy więc te złe tylko zaznaczam a skupiam się na dobrych. Na przykład takie uroki zimy jak kształty drzew bez liści. Więc jeśli nie urokliwy, żółty FORD KAczorek, stareńki i zawodny - to co w zamian? I czy potrzebne coś w zamian? W zasadzie potrzebny mi on do przemieszczania się do chatty na skraj, bo trudno na tej trasie o transport publiczny (trzy busy i dwie przesiadki to pięć godzin zamiast jednej autkiem). Komunikacja między mieszkaniem a domem rodzinnym narazie komfortowa, najwyżej jedna przesiadka. A Fordzik w ciągu ostatnich kilku lat psuje się coraz drożej, do kosztów eksploatacji dochodzą koszty napraw. Ale jak porzucić ulubieńca z tego powodu, że stary, pordzewiały, zawodny, kosztowny, stresogenny? 21 lat razem, w doli i niedoli, tyle wspomnień, może czas mu dać odpocząć. Najchętniej bym go postawiła na skraju, pozwoliła porosnąć bluszczem, powojnikiem, winogronem. Zamieszkały by w nim ptaki, jeże, kurki i inne przyjazne. Ale nie wolno, jakieś przepisy nie pozwalają. Narazie go focę w różnych okolicznościach przyrody i się zastanawiam. W tym roku zapadnie decyzja, wykonanie za rok. Więc jeśli nie chatta na skraju, daleko od domu - to co w zamian? Ogródek działkowy w miasteczku? "Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a zostanie tylko fotografia, to - to jest bardzo mało" M. Pawlikowska Jasnorzewska. Ale może lepszy ogródek blisko, niechby i RODOS niż trudno dostępna chatta skraja. Już kiedyś miałam, nawet trzy razy takie działki z domeczkami i pamiętam je dobrze i czule. Pierwsza zakładowa - z maleńkim domkiem 2,2 na 2,2 m ale ze sporą działką gdzie i drzewka i krzewy, i warzywa i kwiaty. Druga - gdzie cztery strefy na 4 arowej działce, woda i rynny i beczka, ogień i krąg, ziemia i tunel plastikowy, powietrze gdzie trawnik z huśtawką. Trzecia - mały biały domek 3 x 4 m na 2 arach, gdzie w części kuchennej mały stół, wielka kuchenka elektryczna, koza na drewno, szafki i w kącie narzędzia a w części sypialnej spanie dla trzech osób, wc, miejsce na prysznic i wieszak na ubrania. Ta trzecia to moja ulubiona, wszędzie bliziusieńko, w zasięgu wzroku i ręki. Są dwie prawdy, przysłowia. Jedno mówi: " Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma". A druga: " La, la, la, jak się nie ma co się lubi, to nie lubi się i tego co się ma" Mimo sympatii dla Poniedzielskiego optuję za tą pierwszą wersją.
Narazie je, chattę, działkę i otoczenie focę w różnych okolicznościach przyrody i się zastanawiam. Czy w tym roku czas na decyzję? Bo nie czuję tu presji, działka się nie psuje a i chatta nie woła o inwestycje. Czy poczekam na znaki? Na przypływ energii i wigoru? Na ozdrowieńczą Białą Moc?Mam ostatnio, tak jakoś po przechorowanym lekko covidzie, coś w rodzaju choroby dwubiegunowej. W jednej chwili i przez kilka dni apatia, melancholia, marazm - sprzedaję autko i garaż, może nawet chattę na skraju bo najlepiej mi w ciepełku i lenistwie, ze sklepem spożywczym w zasięgu wzroku i słuchu. A za jakiś czas euforia, entuzjazm i wigor - nic nie sprzedaję, kupuję nowe autko a nawet planuję wielką, szaloną inwestycję. Czy to przez pandemię tak mnie nosi? Czy to wina wirusa czy peselu? Żadnych półśrodków, żadnego rozsądku. Potrzebne mi głosy rozsądku ale inne źródła też mówią: Idź za głosem serca", "Tylko ty wiesz co jest dla Ciebie dobre". Ale to jakby już u mnie nie działa. Nie mam imperatywu moralnego jak moja siostra i jej opieka nad niesprawnym mężem i przygarniętym psiakiem albo jak moja przyjaciółka z niepełnosprawną mamą. Jestem wolna i swobodna. Od czego? Do czego?
Trudna decyzja, życzę " ozdrowieńczego" przypływu wiosny, może pomoże w podjeciu decyzji.
OdpowiedzUsuńElu, poczekam oczywiście na wiosnę, mam czas na decyzje do końca roku.
UsuńBył czas, kiedy bardzo emocjonalnie wiązałam się z autami, które nam służyły, to przywiązanie czasami owocowało ogromnymi kwotami za remonty, aż w końcu przekonałam się z wydatną pomocą męża, że to tylko maszyna do przemieszczania się, oby sprawna, mało paliła i bez częstych interwencji mechanika, no i wyjechała pod naszą górkę, zwłaszcza zimą:-) Wkurzające jest to przeładowanie elektroniką, człowiek patrzy, co się wyświetla, a nie na drogę:-) ale nie ma nic prostszego w zamian, sami oglądamy się za topornym "czołgiem", jak nasz pierwszy, ale takich już nie ma. Myślę, że jeszcze nie czas u Ciebie na poważne decyzje, nie wytrzymałabyś w zaciszu mieszkanka, jak zaświeci wiosenne słońce, świat pokryje się zielenią, Ty, przyzwyczajona do wolności, przestrzeni, lasów i wody, ognia i dymu. Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni pandemią, strachem, obawami o bliskich, ograniczeniami, to spowalnia, niszczy radość, ale sama wiesz, że bezpieczniej człowiek czuje się na łonie przyrody niż wśród ludzi. Sama pogoda nie pomaga, taka marcowa rozkisłość, zimno wchodzące za plecy, że nie chce się wychodzić, wierzę w "ozdrowieńczą" moc wiosny jak napisała powyżej Kobieta, sama na nią też czekam:-) Nie planuj wielkich inwestycji, przede wszystkim potrzebne Ci sprawne autko, żeby być mobilną:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarysiu, moja głowa to wszystko wie, że to tylko maszyna ale emocje są silniejsze. Każde następne autko prześwietlam przez pryzmat tego ulubionego, prostego, przyjaznego i każde wypada słabo. Ale tez wiem, że jak spróbuję się poruszać bez autka, z trudem i przeciwnościami to niełatwo mi będzie znowu wsiąść za kierownicę, gdy wreszcie znajdę ten mój ideał. Z Natury i przyrody już nie zrezygnuję, zawsze już będzie mi bliższa niż ludzie ale czy to będzie na skraju, czy w RODOS czy na jakimś zadupiu w zasięgu busa to insza inszość. Właśnie i takie głosy rozsądku mi chodzi, "sprawne autko to mobilność".
UsuńOj, Krystynko nie mialam covida a od zawsze mam coś w rodzaju owej choroby dwubiegunowej.Huśtawka nastrojów, niemoc a potem nadmiar mocy. Ale czytałam niedawno, że to dotyka wielu nadwrażliwców.Za mocno przeżywamy. Tęsknimy na równowagą a nie umiemy w niej długo wytrwać. Ale cóż - trzeba w koncu polubić siebie takimi, jakimi jesteśmy.Bo z wiekiem jakosto nie mija a wrecz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńCudny i słodki jest Twój żółciutki samochodzik, tyle lat Ci słuzył i też by mi było ciezko sie z nim rozstać.Ale czasem trzeba sie rozstać ze starym, by mogło przyjsc nowe.Moze to okrutne, ale nieuniknione i takie jest życie.
Tyle miłosci i starania włożyłas w swoją chattę na skraju, że nie sądzę byś była gotowa na rozstanie z nią. To Twój prawdziwy, dotykalnyraj na ziemi. Ucieczka przez zwariowanym światem. Trzeba cos takiego mieć. Swoją norkę, swoją bezpieczną oazę i osobnośc. Oczywiscie mozna też namiastkę tego znaleźć w przeżyciach duchowych - w ksiązkach, muzyce, filmach, w blogowaniu albo z rozmowach z bliskimi i przyjaciółmi.
Ale czas płynie. Niestety pojawiaja sie rózne niemożności, z którymi trzeba sie pogodzić, dostosować do nowych okoliczności. I rzeczywiście, nie dziwę sie Twoim namysłom nad tym wszystkim.
Ale masz czas. I chyba naprawdę prawdziwa ciepłą i kolorowa wiosna wiele moze zmienic w Twoim nastawieniu.Wsłuchuj sie w siebie i płyń, Krystynko, jak Ci siły i prądy oceanu pozwolą.
Ściskam cie serdecznie i mnóstwo życzliwości przesyłam!:-)*
Masz rację Olu, nie czas po temu by sie odmieniać, trzeba polubić się z wadami. Gdzieś słyszałam takie powiedzenie, że prawdziwa moc to łagodnie odnosić się do swoich słabości.
UsuńWiem, że czas pożegnać się i zrobić miejsce na nowe ale łatwiej mi to idzie z ciuchami z szafy czy z książkami. Nawet stare meble poupychałam na stryszku zamiast wyrzucić choć nowe nieodmiennie mnie zachwycają. To seria Indiana z firmy Black Red White.
Gdy mi przychodzą myśli, żeby sprzedać chattę, to znak, że dochodzę do jakiejś granicy i trzeba tylko przeczekać bo się odmieni, teraz pewnie tez tak będzie. Ale jak przyjdzie czas to może i z chattą trzeba się pożegnać by zrobić miejsce nowemu (może jakaś chatynka z widokiem? lub pokoik w domu z opieką?)
Czas mi pędzi i gna a nie płynie, ledwie styczeń i już marzec, ledwie 70 a już 75, coraz trudniej o dobre decyzje bo za dużo się już ich przeżyło. Więc czasem lepiej nie musieć decydować tylko płynąć z prądem i czekać na mieliznę.
Życzę Wam prawdziwej mocy, by łagodnie odnosić się do swoich słabości!
Widzę Krystynko, że dopadła Cię przedwiosenna chandra unyńska. W okresie końcówki zimy, gdy organizm zmęczony , wycieńczony długim czasem bez energii słonecznej,a u Ciebie i walką z covidem, to normalne, że sił mało. Myśli ciemne , jak te marcowe chmury często goszczą w głowie i huśtawka nastrojów. Przypuszczam, że gdy zrobi się cieplej, słoneczniej, a przyroda zachwyci, to inaczej spojrzysz i pomyślisz o otaczającej rzeczywistości. Twoje autko cudnie się prezentuje i jak na pełnoletniego zucha, to świetnie wygląda. Z motoryzacją tak jest, że trzeba od czasu do czasu inwestować. Ja mam dobrze, bo moja Lady Blu , czyli garbusek jest od opieką syna, który prowadzi warsztat mechaniczny. I wiem, że gdybym nie miała dwóch dbających o jego stan techniczny, to byłoby kiepsko, bo też jest leciwy. Niemniej w ubiegłym roku zainwestowałam na części dwa tysiące, a teraz też czeka mnie zakup nowych letnich opon. Co do Chatty, to daje Ci wiele dobrej energii i pozwala zbierać siły fizyczne i psychiczne. Twoje posty w czasie pobytu na skraju są tak pełne radości, że myślę, iż i tym razem ze sprzedaży będą nici. Piszesz, że masz do niej daleko, ale przecież możesz tam wyjeżdżać na długo , a godzinna odległość to nic w porównaniu z naszymi sześcioma, siedmioma. Każdy ma trudniejsze okresy w życiu i wtedy myśli są czarniejsze,a później wiatr przegania te chmury. Nie zatruwaj sobie radości życia myśleniem, że nie dasz rady. To może będzie kiedyś w przyszłości, a może i nie. Żyj teraz! Nie psuj sobie dni zamartwianiem się, na to zawsze jest czas wtedy, gdy zły czas nadchodzi. Na razie jest dobrze i to się liczy. Zadziwiało mnie zawsze Twoje ciepłe i radosne spojrzenie na życie, więc wiem, że i tym razem tak będzie. Przesyłam Ci ciepłe myśli i dobrą energię. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńBożenko, masz rację, huśtawka w przyrodzie to i huśtawka w głowie. Wygodne fotele, urocze biurko, przyjazna kuchnia, biblioteczka i biblioteka bliziutko - to wszystko zatrzymuje człowieka w ciepłym mieszkaniu, z tej pozycji wiosna i lato to przede wszystkim czas na pracę.
UsuńGdyby mi się trafiła jakaś okazja na samochodzik z dobrej ręki łatwiej by mi było podjąć decyzję bo juz się z Fordzikiem żegnam, może wystarczy tylko poczekać i wizualizować, rozpuścić wici i mantrować.
Teraz na przedwiośniu strach ma wielkie oczy, wszystko trudne i mroczne. Autkiem do chatty to godzinna podróż ale autobusami, z przesiadkami to 5 do 6 godzin i to z plecakiem, koszykiem, czasem i torbą. Ja często jadę tam na kilka dni, na dłużej nie mogę bo mam jeszcze obowiązki w mieście rodzinnym i miasteczku. Niech przyjdzie wiatr i przegania, niech przyjdzie słońce i rozjaśnia! Żyć tu i teraz - łatwiej powiedzieć niż stosować, rozterki się pchają nachalnie i natrętnie go głowy.
Będzie dobrze, dziękuję za ciepłe myśli Bożenko.
Nie tylko jesteśmy rówieśniczkami Strzelcami ale i nasze Fordy są w tym samym wieku. Mój jest czerwony. Też wpakowałam w niego sporo pieniędzy i ciągle nie jestem go pewna. Na szczęście mam młodszego Citroena, który ciągle jest bardzo sprawny. Widzę, że zima i przebyta choroba skłoniły Cię do pewnych przemyśleń, a wahania nastrojów pewnie nie pomagają w codziennym życiu. Ale chyba nie myślisz poważnie o pozbyciu się swego miejsca na ziemi, swego raju nad zalewem ? Sama napisałaś, że to kopia nieba. I niech tak zostanie.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci spokoju i harmonii w życiu.
Aniu, jak to jest z dwoma, jeździsz na zmianę? Płacisz ubezpieczenie za dwa? bo ja tez się zastanawiam nad takim wyjściem. Ach to przedwiośnie! Te wiatry i zmienność w pogodzie! Wtedy rozterki wyłażą z kątów dotąd ciepłych i przytulnych i pchają się do głowy. Jak jakoś załatwię z autkami to sprawa mobilności sama się rozwiąże i chatta będzie moja i bezpieczna.
UsuńHarmonia i równowaga niech przy nas trwają.
Przy takim myślowym chaosie najlepiej jest wstrzymać się od jakichkolwiek działań, a auto może lepiej wymienić na bardziej przyjazne środowisku i bezpieczniejsze dla Ciebie. Wszystko ma swój czas i człowiek i rzecz.
OdpowiedzUsuńJa właśnie się wstrzymuję z działaniem ale terminy wymagają, by przynajmniej podjąć decyzje i z tym mam kłopot. A wybór następcy Fordzika też niełatwy. Ale dam radę, "niech no tylko zakwitną jabłonie"
UsuńTrochę smutno mi się zrobiło po przeczytaniu twojego wpisu. 😐
OdpowiedzUsuńPewnie ci się odmieni i pomyślisz sobie: zwariowałam? Chciałam sprzedać chattę? - ja tak mam od czasu do czasu. Ale w moim przypadku chodzi o to, że nie mam własnego mieszkania w mieście i nie mam funduszów na kupno - to absolutnie poza moim zasięgiem. Więc czasem przychodzi mi do głowy: może sprzedać dom nad jeziorem i kupić mieszkanie? Odganiam tę myśl i mówię sobie, że jak nie będzie wyjścia, jak zostanę przyparta do muru to może to zrobię. I wtedy pęknie mi serce. 💔
Więc na razie jest jak jest. Dobrze.
Mój tata jeździł tam do samego końca.
W wieku koło 80 lat sprzedał swój stary samochód i wtedy polegał na innych. Ale zawsze był ktoś, kto go zawiózł. Nie byłob z tym problemu. Tylko mój tata jak pojechał w maju to siedział tam aż do października. Wtedy zaczynał się rok akademicki i wnuk przywoził dziadka do Gdańska, bo razem mieszkali. Tata nigdy nie myślał o sprzedaży tego miejsca i ja nie wiem czy bym dała radę gdybym musiała.
A samochód? Pellegrino - pisałam już że moje wiekowe volvo poszło do ludzi latem zeszłego roku. Pewnego dnia powiedziałam sobie, że nie ma sensu już w niego pakować. Też lubiłam to auto. To był luksusowy samochód, z mocnym silnikiem, miał zryw. 😊
I racja, kupić nowy, który i tak będzie stary to nie lada wyzwanie. Chyba, że stać cię na nowy. Albo prawie nowy.
A ja kupiłam kolejny bilet i patrzę na covidowe statystyki w Polsce i bardzo się boję, że znowu zamkną granice.
Wyjechałam z kraju 15 października i bardzo chcę w końcu wrócić.
Pozdrawiam i życzę ci wyłącznie przyjemnych myśli. 😊
Dom nad jeziorem, jak to cudnie brzmi. Z jednej strony lokata kapitału ale z drugiej wakacyjna siedziba rodzinna. Ja o sprzedaży musiałabym i tak pogadać z dziećmi i wnukami.
UsuńZ dojazdem bez samochodu miałabym niełatwo bo ja tam jeżdżę dwa, trzy razy w miesiącu na cztery, pięć dni i wracam kiedy mi się zachce a nie kiedy ktoś ma czas. Ale i to dałoby się zmienić. Do 80 siątki mam jeszcze kilka lat więc raczej teraz dla mnie wariant z nowym ale używanym autkiem. Wiem, ze nie będzie łatwo bo kaski odłożonej u mnie niewiele a kredytów nie lubię.
Jak to mówią, wszędzie dobrze ale najlepiej w domu, w kraju więc Ci życzę byś przyjechała wiosną, za miesiąc będzie u nas fiołkowo, pierwiosnkowo a może i liliowo.
Już mi dołek minął, wypisałam się przeszło.
Pozdrawiam i życzę zadowolenia z podejmowanych decyzji.
Jak sie skonczy 25 lat, to sie tak ma - powiedzialaby moja Mateczka, gdyby przeczytala Twoje przedwiosenne przemyslenia Krystynko. Zawsze tak mowila, gdy ona sama lub ktos jej bliski mial jakis zyciowy dylemat. A ja chcialabym dodac, ze to przedwiosnie i jesien tak maja; rodza melancholie i zwatpienia. "Niech no tylko zakwitna jablonie" - to jest wlasnie najwlasciwszy czas na podejmowanie decyzji. Zycze Ci Krystynko wyciszenia serca i dokonania w swoim czasie najtrafniejszych wyborow. Pozdrawiam sercem :)
OdpowiedzUsuńPS. Poniedzielski .... mmmm .... ;)
Młodzi tez mają swoje problemy i dylematy, czasem i trudniejsze bo mało mają doświadczenia. Tyle że z uwagi na wiek maja większą odwagę. Jesień kocham, zapowiada czas odpoczynku i dostatku. A wiosna? To zapowiedź pracy i wysiłku, przednówka, postu. Dopiero maj godzi mnie z wiosną, fiołki, bez i konwalie.
UsuńDziękuję Ci, trafna decyzja w odpowiednim czasie - to najważniejsze.
Poniedzielski ... mmm ... dobrze czy źle?
Mysle o mlodych ludziach, ktorzy dzisiaj maja, zdawalo by sie, wszystko, a jednak dzisiaj trudniej im zyc, jak nam, gdy bylysmy w ich wieku. To oczywiscie temat rzeka, na inna okolicznosc; warto o tym mowic i czynic wiele, aby zmienic ich wejscie w zycie. Ja tez Krystynko kocham jesien, to byla od zawsze moja ulubiona pora roku. Przedwiosnie i wiosna sa cudne, lecz w czasie urlopu, gdy podziwiamy cuda tej pory roku, nie wysilajac kregoslupa i nie brudzac rak.
UsuńPoniedzielski? Kocham tego pana :)
Każdy w nas wierzy, że zawsze 'ta nasza młodość' najlepsza i 'każde pokolenie odejdzie w cień a nasze nie! Też myślę, że to temat rzeka do długich filozoficznych przemyśleń.
UsuńSporo jest entuzjastów jesieni a nie wiosny, wręcz mniemam, że może pół na pół. Ale ja zdecydowanie jestem jesienna kobieta. Jesteśmy fankami Pana Andrzeja, to miłe.
Krysiu, choć spóźnione to serdeczne życzenia imieninowe. Krysiu te humory, źle samopoczucie..... To chyba obecnie wszystkich dotyka. Serdeczne pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńDzięki Krystyno, choć w marcu nie obchodzę ale dobre życzenia zawsze cenne. I dlatego że wszystkich, nie martwię się tym bardzo bo to nie choroba tylko "sorry taki mamy klimat"
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńTakie przebudzanie się przyrody z zimowego snu lubię najbardziej🌞🤗🌷
Obserwuję mój ogródeczek, podglądam, co już wyrasta, co ma paczki, malutkie kwiatuszki, czy listki🌼😃
Pozdrawiam Cię cieplutko, zdrówka życząc😍🌞💛
Ja mam ambiwalentne uczucia, bo lubię przebudzenie ale nie przepadam za zapowiedzią pracy i roboty. Ale zwiastuny wiosny, pączki, listki, kwiateczki oczywiście lubię i to bardzo.
UsuńPozdrawiam