wtorek, 21 sierpnia 2018

Wakacje od chatty?

       Tak się zdarzyło w tym roku, że prawie dwa miesiące miałam 'wakacje' od działki i chatty. Wyobrażacie sobie jak zarosło, jak się skłębiło, jak przekwitło i dojrzało spadając na ziemię. Po powrocie na całej działce głównie zielono i żółto. Oj, miały w tym roku u mnie ptaki i drobne gryzonie pełną stołówkę. A ja nie miałam kłopotu z tak powszechną wokół klęską urodzaju, sama nie wiem czy na szczęście czy na nieszczęście. Kosiareczka nie dała rady, stępiła się i silnik chyba kaput. Sekator też stępiony. Ot, znowu koszty. W dodatku w mieszkaniu fachman wyczaił nieszczelność w piecyku gazowym, nie wiadomo czy da się naprawić. A dostawca internetu nie reaguje na kilkanaście telefonów, sms-ów i nagrań na pocztę głosową, chociaż nie mam już internetu od kilku dni.

Po powrocie wcale nie odpoczywałam jak sugeruje Maria i jak powinnam, bo opiekunki szwagra miały wakacje i połowę sierpnia spędziłam w Mielcu. Ale było dobrze, siostrzyczka najmilejsza, podwórze i taras jak we Włoszech, widoki u niej z okna cudne.

A w dłuuugi sierpniowy weekend przyjechała córeńka i to dopiero był sprint. Wieczór, noc i dopołudnie w Mielcu u Halinki i Henia, tamżesz wizyta w Jadernówce, w muzeum fotograficznym i na wystawie aktu.

Popołudnie u Zoni, naszej ulubionej bratowej, która inwestuje co roku nie tylko w pomidory.
I jak zapowiada, kultowa wanna za rok może zniknąć.

A nazajutrz do południe u Marcina w Kalpapadzie bo córeńka chciała na własne oczy zobaczyć i poczuć, jak to jest mieszkać i żyć na takim niezwykłym uroczysku. Dziękuję Marcinku, że nas przyjąłeś tak prosto z naszej i twojej Drogi.

Popołudniem jeszcze godzinka u Cesi, bo to po drodze do naszej chatty na skraju. A po drodze do niej Manasterz, gdzie zatrzymał nas stok z widokiem, na którym na starym cmentarzu była droga krzyżowa z trzy-krzyżową Golgotą.

Czesia właśnie  wyjeżdża do swojego uzdrowiskowego apartamentu więc obdarowała nas sporą ilością brzoskwiń prosto z drzewka. Oj, zarasta nam Czesia!

A wieczorem w chatcie pracochłonne poprawianie stołu tarasowego i przykręcanie blatu mojego ulubionego stołu z płytek Herkulanum Pompei
I chociaż inspiratorką, inicjatorką i w ogóle spiritus movens tej trasy i tych odwiedzin była moja ukochana Córcia, wcale prawie nie ma jej na zdjęciach, bo ja, jakoś z tej radości zapomniałam aparatu i to ona dokumentowała wydarzenia.
Nazajutrz mamy gości na skraju, winko mołdawskie, malowanie zachodniej ściany, obiad pod lipką. Na deser malinki, jeżyny i borówki prosto z krzaczka. Miało być jeszcze wielkie ognisko i podziwianie nocnego nieba ale goście spieszyli do domu bo tam czekał piesek. Więc i my wróciłyśmy.

Dobry to był czas wakacyjny, intensywny, rodzinny, gościnny. I My odwiedzaliśmy i Nas odwiedzano

14 komentarzy:

  1. Jejku! to rzeczywiście się działo! kolorowo, letnio, gorąco, gościnnie, skąd tu wykroić czas na odpoczynek:-) i na pracę na grządkach:-) przyjdzie Twój ukochany jesienny chłodek, będzie czas na spacery po lesie, grzybki, sesje fotograficzne z liskami w pniu drzewa:-) zaintrygowała mnie ta gliniana budowla w Kalpapadzie, wygląda jak ściana domku hobbita:-) tak to jest z tymi maszynami, psują się w najmniej oczekiwanym momencie, i wszystkie naraz; może kosiarka do naprawy, a sekator pan naostrzy w tymże samym zakładzie; osy widzę na lampie, też dokuczają? u nas przypuściły teraz atak na pszczeli domek, mąż tam trzyma pachnące miodem i woskiem ramki, więc chcą się dobrać:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, wypoczynek był - czynny :-). Letni, gorący i kolorowy. A teraz właściwie już po wakacjach, na grządkach więcej chwastów niż pożytków. Ale malinki mam późne i teraz zbieram, no i jeżyn sporo, nie nadążam z jedzeniem. I winogrona ciemnieją. Ciekawe czy i na grzyby będzie w tym roku taki nadurodzaj?
      To boczna ściana ich domu, rogi to kostki słomy otynkowane gliną a wzory na ścianie to inwencja Samueli.
      Kosiareczka poszła do naprawy ale Pan stwierdził, że czas pomyśleć o nowej bo naprawy już się nie opłacają. Sekator nie tylko stępiony ale i coś z zamknięciem ale to nie problem bo nowy to niewielki koszt. Os i szerszeni w tym roku mnóstwo, córeńka malując jedną ścianę wypatrzyła dwa gniazda pod dachem a przecież nie ma u mnie dla nich żadnych pokus. Co innego pachnące miodem akcesoria jak u Was
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  2. Mowisz chatta na skraju zarosnieta, na zdjeciach podoba mi sie, szczegolnie ta zoltosc kwiatow w ogromnych ilosciach, powoli, powoli ogarniesz, nie ma co sie spieszyc. Z wiekiem coraz bardziej uwielbiam zielen, duzo zieleni wszedzie, w domu, na zewnatrz, na szczescie mam ja przez okragly rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdjęciach rzeczywiście wygląda to bujnie i pięknie ale w realu trzeba się przedzierać i jedno wchodzi na drugie, oplątuje i duszą się wzajemnie. A te żółtości i mnie się podobają, większość to dzikie kwiaty przeniesione z łąk okolicznych. Ja też z wiekiem coraz bardziej gnę do Natury i jej flory, choć kleszczy, os, szerszeni, meszek i innych muchowatych chyba nie polubię.

      Usuń
  3. Mój tatko gdy ma wyjechać chociażby na kilka dni i zostawić swój ogród dostaje przysłowiowej "sraczki", no bo jak to bez jego obecności te hortensje będą kwitły, róże pachniały i trawa się zieleniła? na pewno nie dadzą same rady. Tymczasem po powrocie okazuje się zawsze, że ogród jak istniał tak istnieje, kwiatom nic nie jest, może tylko trawa większa i do koszenia, albo jakieś chwasty się rozgościły. Ale jemu na to jak na lato, on kocha taką robotę, to jest jego emeryta hobby.
    Co do złotego jubileuszu moich rodziców, to wiem, że nie zawsze było lekko, słodko i miłośnie. Jak to mówią nie ma domu bez łomu. Kiedyś w nerwach na mojego męża (20 lat stażu) mówię do mamy, jak ona wytrzymała z tatą tyle lat, gdy mnie mój małżonek czasami do szewskiej pasji doprowadza. Na co moja mama żartem, z niewinną miną odpowiedziała- chowałam ostrzałki do noży, aby mnie nie pokusiło :D. Teraz jest to już rodzinną anegdotą i tata mój mówi, że nie boi się kuchennego wałka tylko tych ostrzałek ;)
    ale faktem jest, że nie ma ani przepisu, ani złotego środka na udane małżeństwo. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam z balkonem bo on delikatniejszy niż działka i wymaga częstszego doglądania. Ale jak coś uschnie to dosadzam nowe i się cieszę ze mam miejsce (a balkon niewielki).
      Oj, nie ma ani przepisu ani gwarancji, jak w pogodzie są i dni słoneczne i deszczowe i burze. Czasem wystarczy schować ostrzałkę, czasem postawić się a czasem być potulną. Nie ugadniesz kiedy co zadziała. Ale złote gody to naprawdę jest coś!

      Usuń
  4. Ogród wymaga pracy i zabiegania o plony. Nic samo nie urośnie, jedynie chwasty mogą rosnąć bez problemów. Zdjęcia ukazują, że wszędzie jest klimatycznie i ciekawie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, coraz popularniejsze są trendy, żeby prace w ogrodach ograniczać do minimum, jeśli zależy nam na zdrowych zbiorach a nie na rekordach czy grządkach pod sznurek. Odwiedzam ostatnio te uprawy permakulturowe i coś w tym jest!

      Usuń
  5. Uwielbiam taki busz, aczkolwiek wiem, że potem pracy mnóstwo by choć ścieżkę wykarczować :-). U mnie jest podobnie, bo najpierw przeciążyłam rękę, a później lekko uszkodziłam nogę. Dziewczyny kosiły trawę ale chwastów nawet nie próbowały usunąć. Czekam, aż mróz je wykończy i ten sposób Ci polecam :-))). Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, busz może i cudny ale opanować go po powrocie coraz trudniej. Zawsze jest jakiś powód i usprawiedliwienie dla zaniedbania, czasem taki, że nie mogę, że wybieram co innego a może być i taki, że mi się nie chce.
      Znam ten polecany przez Ciebie sposób i często go stosuję, po zimie zawsze działka bez chwastów i gotowa do sadzenia i siania. Serdeeczności

      Usuń
  6. Lubię Twoje zdjęcia i opowieści. Takie ciepłe, rodzinne, kolorowe, pełne wrażeń.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię Grażko Twoje opowieści o starodawnych czasach, technikach, wojach i życiu codziennym i chociaż to tylko rekonstrukcje, zajmujące są bardzo. Pozdrawiam

      Usuń
  7. zima wygra z tym, czemu maszyny nie dały rady.
    ale od wakacji trochę minęło, więc może powoli udało się wyprostować ogródkowe ścieżki. i dojść do owoców/warzyw, które przetrwały nieobecność gospodyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem ale czasem brakuje mi cierpliwości.
      Trochę się udało wytrzebić ogrodowe ścieżki a trochę jeszcze w planach. Ale na szczęście plonów coraz już mniej, zostały maliny, jeżyny, winogrona i leszczynowe orzeszki.

      Usuń