piątek, 22 września 2017

Zaułki i atrakcje rodzinnego miasteczka

Spacer z psem wyostrza postrzeganie, bo Marcysia jest psem szperaczem i spaceruje z nosem przy chodniku czy murawie, co i raz się zatrzymując i węsząc. Wtedy ja też się zatrzymuję i rozglądam. Od przodu banalne chociaż ładne a od tyłu - zachwycająca ruinka.

Albo odwrotnie. Od przodu stara, zniszczona brama a od tyłu - uroczy zakątek.

Gdyby to było w Toskanii turyści by się zachwycali. Jaki czarowny zakątek!  Jakie stare drewno! Jakie magiczne, wiekowe  cegły i kamienie!  Jaki kontrast między starymi murami a świeżą zielenią! Focili by i dotykali. A że to zwyczajne polskie miasteczko to tylko ja podziwiam, zatrzymuję się i rozmarzam, bo ja bym wszędzie tam, gdzie i tak pięknie, dodawała zieleni i koloru. Pomalować mury, dodać doniczek i bluszczu i niech się schowają włoskie i chorwackie starówki.
Mam chyba jakieś zboczenie, im starsza ruina tym bardziej dla mnie malownicza i bardziej mi się podoba, jeszcze trochę i 'zakocham się w sobie' jak każe Ewa Foley.
Przepraszam, Ewa kazuje "Zakochać się w życiu"

To efekt tylko jednego spaceru z psem i aparatem wokół Rynku. Szkoda, że nie było wtedy słońca.
A to ulubieniec mojego serca, jak wchodzę do rodzinnego, mam taki widok. Siostrzyczka z ciemnej studni podwórza, zrobiła zieloną i kolorową oazę. Bluszcz, po rynnie, już wspiął się na dach.

                         
Dożynki czyli święto plonów.
Podobne do smaków jesieni, żniwioków, wieńca ....  Zawsze mnie nęcą, chociaż coraz bardziej nie są świętem radości z obfitych plonów, obrzędem dziękczynnym za ukończenie żniw, nagrodą za zebrane plony. Teraz to od przodu konsumpcyjny, handlowy, komercyjny interes. No bo jak nazwać 3 zł za trzy pierogi, 2 złote za kuśtyczek nalewki albo 1 zł za maleńkiego proziaczka .....

Ale tyle tu słoneczników, kwiatów jesiennych, snopków, dyń, grzybów, świec woskowych, narzędzi drewnianych ..... to pokuszajki. I choć wiem że to zanęty by wydać jak najwięcej, to pozwalam się kusić i wydaję tyle ile zabrałam ale pomna swojej słabości zabrałam niewiele.

Całkiem za darmo jest oglądanie wieńców dożynkowych, chociaż to już nie wieńce ale instalacje, rzeźby, dzieła sztuki .... Czy z gustem to już inna sprawa, o tym nie dyskutujemy i nawet nie mówimy.

A od tyłu biesiada dla uczestników i organizatorów., stoły suto zastawione, nalewki już nie w kilonkach tylko w szklaneczkach, śpiewy nie zawsze czyste, marynarki porozpinane mimo deszczu. Tutaj raczej nie fotografuję, te są niewinne i urocze.

14 komentarzy:

  1. Czy Marcysia jest Twoim psem czy tylko wyprowadzasz go grzecznościowo? Jak Twoim to napisz coś wiecej o tym tajemniczym psiaku!:-)
    Też lubie takie obrośnięte bluszczem i dzikim winem zakatki. Te wąskie zaułki, balkony obwieszone doniczkami, stare cegły wystajace z muru, ciasne, tajemnicze przejscia miedzy podwórkami a nawet pranie wiszące pomiędzy balkonami.Ostatnio nawet(zajadajac ostro przyprawionego kebeba) podziwiałam cos takiego w Dubiecku.
    O dozynkowym święcie czytałam w Nowinach Podkarpackich i ciekawa byłam jak to naprawdę wypadło. Ceny przysmaków kosmiczne! Ale pewnie te "pokuszajki" warte były swojej ceny.Oj, dałabym sie skusic, jakem łakomczuch niepoprawny!:-)
    Serdeczne pozdrowienia o deszczowym poranku zasyłam Ci Krystynko!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To psinka mojej siostry, napisałam o niej post pt Dwa takie spacery 31 maja http://kopianieba.blogspot.com/2017/05/dwa-takie-spacery.html Ja nie mam warunków ani charakteru na swojego. Narazie :-)
      Tak, takie zaułki mają historię i duszę i to się czuje. Oj a ja nigdy nie byłam w Dubiecku.
      I ja się skusiłam na naleweczki, po łyczku aroniowej, malinowej i dereniówki - krzakówki. Warto było!
      U mnie też deszczy i mży więc oglądam sobie program o maleńkich domach, takich około 20 m kw. Nie letniskowych ale całorocznych. Da się!
      Pozdrawiam Was i piesy, całą szóstkę.

      Usuń
    2. Przeczytałam i obejrzałam majowego posta z Marcysią(w maju nie czytałam blogów bo był u nas Tata) i już wiem, jakie jest Twoje miasto rodzinne (bo wpatrujac sie w powyższe zdjęcia nic a nic nie poznawałam) a po drugie, że Marcysia to sympatyczny jamniczek.W Twoim rodzinnym mieście byłam siedem lat temu i centrum wcale nie widziałam, bo podążalismy gdzieś na jego obrzeża do hurtowni tanich drzwi. Tamze zakupiliśmy ich moc i już wracalismy do domu, gdzie czekała stęskniona, mała Zuzia! Och, ileż sie od tej pory zmieniło a przede wszystkim jak Zuzia urosła!
      Dubiecko jest małym miasteczkiem (a chyba nawet wsią, bo ma za mało mieszkańców by kwalifikować sie jako miasto), ale ma parę ciekawych rzeczy do zobaczenia. Np. park ze starymi drzewami i pałacem( teraz jest tam hotel i restauracja).
      A propos naleweczek to właśnie sobie sączę pigwowo-malinową...Pycha!:-)
      Serdecznosci wieczorne zasyłam od naszej szóstki!:-))

      Usuń
    3. Marcysia to pies ze schroniska, storas jak mówią, ale z przewagą jamnika. Wierna i oddana mojej siostrze a ja tylko wyprowadzam ją na poranne spacery by siostra mogła sobie dłużej pospać. Coś jest w tym miasteczku, ja też tutaj dokonuję tanich i okazyjnych zakupów. Obrzeża miast i miasteczek nie wyglądają nęcąco, osiedla właściwie też, najwięcej uroku mają starówki.
      U mnie też przez siedem ostatnich lat zmieniło się dużo, z czasem się okaże, na dobre czy na złe.
      Dobrze że stare pałace dostają drugie życie, źle że tylko dla wybranych bo kogo stać na nocleg w takim hotelu!
      Sączenie wonnej, kolorowej, smakowitej naleweczki w deszczowy, wilgotny dzień - bezcenne dla nas, psy mają inne pocieszajki ale chyba nie umieją się delektować, przynajmniej Marcysia, rzuca się na jedzenie jak głodomór a przecież od lat nie bywa głodna.

      Usuń
  2. Mysle ze spacerowac z psem jest duzo przyjemniej niz w pojedynke, taki spacer ma jak gdyby wiekszy sens, a miasteczko na Twoich zdjecia jest urokliwe, lubie takie miejsca.
    Gdybym byla na takich dozynkach tez bym kupowala, nawet zeby dac tym ludziom zarobic, tyle pracy wlozyli, przygotowali stoisko, no i sa tam po to zeby sprzedac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam, że sam spacer bez celu jest jakiś niepełny i zwykle trwa krócej. A np z aparatem, po grzyby, z psem mogę długo dłużej. Ja mam sentyment do mojego miasteczka i nie jestem obiektywna ale jak i Tobie się podoba to znaczy, że 'Coś' ma.
      Dlatego i ja wydałam trochę grosza, przecież to tylko dwa, trzy razy w roku. Jest kolorowo, kusząco, pachnąco, nęcąco - i dobrze.

      Usuń
  3. Masz Talent... W odnajdowaniu cudów w zwykłym świecie! Aż mnie zachęciłaś do zwiedzenia Twojego miasta! Piękny reportaż . Brawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko starówka ale one z reguły są najciekawsze. Z aparatem inaczej się patrzy, dokładniej, dogłębniej, wnikliwiej. Pozdrawiam Adelinko

      Usuń
    2. Dziękuję :) za pozdrowienia. Niestety nie mam czasu na pisanie, życie powoduje, że mało jestem w domu, mało przy komputerze. A jeśli chodzi o szczęście... to tak spokojnie - są lepsze i gorsze dni. Ale do Ciebie zawsze zaglądam z wielką przyjemnością :)

      Usuń
    3. Czasem jest taki czas intensywny, że na pisanie nie ma czasu. Ale jak się napisze kilka słów i załączy kilka zdjęć to łatwiej potem TO wspominać w długie, zimne, słotne wieczory.
      Spokojnie czyli zwyczajnie czyli dobrze!

      Usuń
  4. Zachwycające zaułki, podwórza jak studnie ... nawet takie miejsca można oswoić, udomowić, sprawić, że stają się oazą zieleni; lubię kontakty z ludźmi na takich imprezach, może z tej racji, żem chłopska córka:-) ceny czasami powalają, ale na drobiażdżek można sobie pozwolić, zresztą mąż mile połechtał moje ego, twierdząc, że nie ma tam nic, z czym i ja nie poradziłabym sobie kulinarnie:-) lubimy regionalne potrawy, proste, smaczne, niewydziwiane, z lokalnych produktów, żadne tam chińszczyzny, tajskie czy owoce morza, trochę dziwolągi z nas, ale tak mamy:-) my też znamy Dubiecko, to niedaleko od nas; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zieleń wszystko upiększa, byle mur ustrojony bluszczem wygląda bajkowo.
      Ja też lubię te klimaty i smaki, ten wystrój i tę muzyczkę, tę radość i luz po ciężkiej pracy. Zwykle bywam tam po obiedzie ale zawsze znajdę miejsce na kawałeczek sera, kilka pierożków, naparstek nalewki czy miodu. Oj chyba nie dziwolągi Mario, coraz więcej ludzi przyznaje się do takich zdrowych, prostych, smacznych potraw. Lokalne i sezonowe produkty to gwarancja smaku. Serdeczności

      Usuń
  5. Nasze zaułki nie są doceniane, a bywają śliczne.:)
    Piękne te stroje z niebieskimi spódnicami.:)))
    Wieniec w kształcie... pawia? Hmmm...
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudze chwalicie, swego nie znacie ... to ciągle aktualne.
      To rzeszowskie stroje ludowe, granat, bordo i biel.
      Hmmmm, niektóre zaiste dziwne!
      Pozdrawiam Grażko

      Usuń