Powolutku, najpierw oswajam gołębnik bo on jakby niczyj (wcześniej był Henia) i tam znoszę wszystko co żółte. I do środka i na mój balkon z widokiem na nasz kolorowy taras. I tak już teraz będzie: Moje, Twoje i Nasze. Niby normalnie, miliony a nawet miliardy tak żyją ale dla mnie to w XXI wieku nowe i dziwne doświadczenie, od ćwierć wieku mieszkam sama i wszystko było tylko Moje. Jeszcze wolniej oswajam Mój living room, chociaż tam jeszcze nie ma moich mebli ale zwożę, znoszę i dostaję od Halinki wszystko co niebieskie. Bo dotychczas moja kuchnia była na niebiesko a gabinet na zielono. Teraz nasz living będzie na zielono więc niebieskości będą w moim pokoju. Powolutku czyli najpierw drobiazgi i szpargały, materiały i lekkie detale a potem kiedyś jesienią meble - inaczej niż ptaki z naszego tarasu, ja wiję sobie nowe gniazdo w domu rodzinnym latem i jesienią.
31 lipca, w poniedziałek, pożegnałam Czesię Martę, moją serdeczną koleżankę. To może nie była przyjaźń ale bardzo bliska znajomość.
Kiedyś, w listopadzie 2019 roku tak napisałam: " Byłam u psiapsiółki Czesi, sympatycznej, życzliwej, serdecznej ale bez umiejętności wybaczania i odpuszczania. I w dodatku ma niesamowitą pamięć. Często myślałam, że moja słaba pamięć to wada ale teraz widzę, że to jednak błogosławieństwo. Ona pamięta każdą złą chwilę ze swojego długiego życia i nie waha się o tym opowiadać po wielokroć. Jej domek jest piękny i czarowny i we wnętrzu i na zewnątrz. I tu się obie zgadzamy. Ale już w otoczeniu i sąsiedztwie to subiektywnie bo ja uważam, że jest ślicznie i uroczo, jak w niebie a ona że źle, oszukańczo, perfidnie, podstępnie ..... W niebie też może być piekło?"Mimo wszystko lubiłam ją.
Sposób w jaki odeszła uświadomił mi dosadnie, że po pierwsze Ona miała szczęście bo chyba odeszła szybko ale przysporzyła bliskim przeżyć nie do zapomnienia. Odwiedzałam ją w Hyżnym, w jej urokliwym domku, o różnych porach roku i zawsze było tam pięknie i klimatycznie. Ostatni raz byłam tam jesienią zeszłego roku zobaczyć i pochwalić jej nowy taras, którego budowa kosztowała ją mnóstwo rozterek, pieniędzy, stresu i irytacji. Bo chociaż dom nadal był w sprzedaży od lat, to już nie wierzyła, że jej się uda go sprzedać. I czy tego tak naprawdę chce.
Bywałam też w Iwoniczu, prawie co roku, w jej maleńkim apartamencie w "Zofiówce" na górce, w tym kilka razy na pożegnaniu, z szampanem bo kupiec był i oferta zadawalająca. Żegnałyśmy się z apartamentem i Iwoniczem ale w ostatniej chwili Czesia się wycofywała, tak jak i ze sprzedaży domu. Dla wspomnień założyłam etykietę pt Czesia, jest tam kilka postów z moim u niej pobytem. Żegnaj Czesiu, byłaś mi wielką Nauczycielką i Lustrem, jak nie należy i nie trzeba żyć.
Z zasady i przekonania nie chodzę na pogrzeby ale na tym pożegnaniu nie mogłam nie być.
Pożegnania są trudne, uświadamiają nam, że są sprawy nie zależne od nas, jakby zapisane w gwiazdach i nikt nie jest w stanie tego anulować, wykupić, wyperswadować...niestety.
OdpowiedzUsuńTak Alinko a nagłe pożegnania dodatkowo uświadamiają nam, jak trzeba doceniać dzisiejszy dzień i nie zwlekać z dobrymi decyzjami.
UsuńPodpisuję się pod komentarzem Daglezji, a tworzenie nowego gniazda daje kopa. Nie wiem jak będzie z tym wspólnym, ale to siostra. Myślę, że ja bym była zadowolona, ale nie mam siostry, a brat... już chyba nie mamy czasu na takie wspólne., a te wspólnoty, które mam... tęsknię za moim samotnym przez 25 lat i na dziś nic nie mogę zmienić. :-(
OdpowiedzUsuńElu, dobrze Cię rozumiem, moje singlowe życie przez 25 lat mnie zachwycało ale przyszedł czas na zmiany, co i raz dostaję o tym Znaki. Więc wiję nowe gniazdo i raz czuję kopa i sens takiej zmiany a raz wręcz przeciwnie. " Będzie to co musi być ...
UsuńPamiętam jak wspominałaś o swojej koleżance z Hyżnego i ilekroć przejeżdżalismy tamtędy z mężem przychodziło mi na myśl, że pewnie którys z mijanych domków jest Jej domem i może Ty tam akurat jesteś...
OdpowiedzUsuńAle to co napisałaś, tak szczerze i prosto z mostu, że Ona była dla Ciebie nauczycielką lustrem tego, jak nie nalezy zyć, bardzo to do mne przemówiło. Rozumiem to dobrze. Często spotykam na swojej drodze ludzi wiecznie niezadowolonych, widzących swiat w czarnych barwach. Na chwileczke czasem wychodzą z tego czarnowidztwa, jakby na siłę i sztucznie a potem wracają do swojego malkontenctwa, bo w nim chyba czują sie bezpiecznie i swojsko, bo pewnie boja sie poczuć szczęsliwymi, dać sobie prawo do radości życia przeczuwajac, że zaraz to szczęście prysnie jak bańka mydlana i znowu poczują żal i smutek, jeszcze większy niż zazwyczaj...
Krystynko, cudownie urządzasz sie u siostry. Jak zawsze wszędzie, gdzie sie pojawiasz zabierasz ze sobą swoją dobrą energię, ciepło i umiłowanie piękna. To najlepsze z możliwych mebli...
Pozdrawiam Cię serdecznie!*
Też tam mam, ilekroć mijam znajome, nawet tylko ze słyszenia i ze zdjęć, miejsca.
UsuńOlu, ja Czesi to często powtarzałam i to nie jest jakaś tajemnica, żeby odpuściła i przebaczyła, bo to można zrobić siłą woli dla siebie. Zapomnieć nie ale wybaczyć tak. I żeby wreszcie podjęła jakąś decyzję co do domu w H i mieszkanku w I a nie od lat żyła w rozkroku, z prowizorką, niepewnością, narzekaniem. Ale jej taki styl życia coś załatwiał, choć jej nie służył. Odwet był napędem i ja to nawet jakoś rozumiałam, chociaż nie pochwalałam. Stąd czasem przerwy w naszej znajomości ale w końcu znałyśmy się ponad pół wieku.
Masz rację Oleńko, najlepszy mebel to dobra energia, zgoda na zmianę i znajdywanie plusów dodatnich w każdej sytuacji. A jest ich naprawdę sporo.
Serdeczności ślę na górkę.
Żółty kolor dodaje energii, to kolor szaleńców i ludzi szczęśliwych :)
OdpowiedzUsuńW każdym wieku można zmienić swoje życie, ale nie każdy chce. Czesia nie chciała. Wybór.
Dodam jeszcze, że taka zmiana w życiu jaka sobie fundujesz, rozmnaża nowe ścieżki neuronowe w twoim mózgu jak króliki :) Ostatnio czytam o neuroplastyczności naszego układu nerwowego. Od takiego czegoś się młodnieje!
Anno, trafiłaś w punkt, szalona i szczęśliwa to Szałaputka czyli Ja. 💛
UsuńW pewnym wieku jakby trudniej zmieniać swoje życie ale trzeba pragnąć lub potrzebować. Ja potrzebuję. Wybór. Czesia tylko chciała. Wybór. Nie ma co chojrakować, że się nie boję bo mam swoje strachy i demony ale one mną nie rządzą.
Anno, jak mi potrzeba takich potwierdzeń nawet 'doskonałej' decyzji. Też to czuję, ten przypływ energii, tą koncentrację. Jak króliki powiadasz! Niech tak się staje.
Fajnie, że tak umiesz pod kolor. Ja niestety mam pstrokaciznę, ale przyzwyczaiłam się, bo tak po prawdzie moje prawdziwe życie toczy się na zewnątrz, a dom to tylko schronienie.
OdpowiedzUsuńOdchodzimy niestety po matulku. Mnie czeka bardzo ciężkie pożegnanie brata ciotecznego. W zasadzie to się dzieje już, bo od poniedziałku rodzina w szerokim tego słowa rozumieniu pogrążona jest w szoku, bo to kolejna osoba, która w tej rodzinie odebrała sobie życie. Jakieś fatum czy przekleństwo...
M
Mario, to tak samo mi się układa.
UsuńŚmierć z własnej ręki boli bardziej bo ci co zostają, zadają sobie pytanie: Czy mogłem (-am) zapobiec? A to bardzo mocna trauma. Chyba że rozumiemy pobudki i nawet je popieramy. I tak też bywa. Ale żeby kolejna w rodzinie?
Przytulam Cię mocno.
OdpowiedzUsuńSzczerze piszesz o Czesi. To rzadkość. Ludzie wolą iluzję od prawdy.
Zanim napisałam coś do poprzedniego postu, ty już masz nowy. Dopiszę więc tutaj trochę na temat remontu. Trochę ci pozazdrościłam, że już jesteście na etapie kiedy coś widać. U mnie strasznie się ślimaczy. Zrobili wylewkę w kuchni, ona bardzo długo schnie. Trzeba czekać. Organizacja tej pracy też jest do kitu. Ale jak mówiłam, nastawiłam się na długi remont. I staram się nie marudzić.
Trochę inaczej jednak robię niż ty. Ty bierzesz ze sobą kawałek dawnego życia, żółty, niebieski, zielony. Ja natomiast robię wszystko inaczej niż miałam. Inne kolory, tworzywa.
Chciałabym wprowadzić minimalizm. Naprawdę, takie mam postanowienie. Mało mebli, mało wyposażenia. Tylko tyle ile rzeczywiście potrzebuję. Chciałam jeden rząd szafek, absolutnie minimalistyczną kuchnię i ... Nie wyszło. Jest paskudna rura odpływowa w zupełnie idiotycznym miejscu. Żeby ją zakryć, żeby nie tkwiła na środku ściany jako pamiątka po kimś, kto kiedyś projektował to mieszkanie (ło matko bosko - kto mu dał dyplom???) trzeba zrobić zakręt.
Na razie wszystko rozgrzebane, burdel na kółkach. Widziałam się z parkieciarzem, przyszedł, obejrzał i zrobi tak, że mój dębowy parkiet, przez 60 lat nie czyszczony, będzie jak nowy.
Planuję wprowadzać się na początku października, zobaczymy czy tak będzie.
I też mam takie jakieś rozterki, niefajne myśli. Że to nie to, że nie podołam finansowo, że moja kochana psina nie da rady wchodzić na trzecie piętro, że za parę lat i ja nie dam rady. Potem to mija i zaczynam się cieszyć, że mam swoje mieszkanie.
To duża zmiana. Może stąd te wątpliwości przeplatające się z radością.
Alino, szczerze bo piszę dla siebie.
OdpowiedzUsuńJa chcę kontynuacji bo lubię swoje poprzednie życie i mam mnóstwo dobrych wspomnień. Ale też marzę o minimaliźmie i dlatego jeszcze przed przeprowadzką rozdaję i wyrzucam mnóstwo rzeczy. Mnóstwo, ale mniej by zostało tylko to co niezbędne. Czasem potrzebny kompromis. Moja ulubiona Anna B napisała mi: "Dodam jeszcze, że taka zmiana w życiu jaka sobie fundujesz, rozmnaża nowe ścieżki neuronowe w twoim mózgu jak króliki :) Ostatnio czytam o neuroplastyczności naszego układu nerwowego. Od takiego czegoś się młodnieje!" Uwielbiam ją za to. 'Jak króliki' powtarzam sobie przy każdych trudnościach i ich pokonywaniu.
Każdy ma rozterki przy takich wielkich zmianach ale odejście Czesi potwierdziło mi, że nie ma co martwić się o przyszłość daleką. Wybory dokonywać na podstawie informacjach i bieżących danych. A neurony rozmnażają się wtedy jak króliki i tego się trzymajmy. Raz wątpliwości raz radość
Tak, mi też się spodobało, to co Anna napisała. :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że nie ma co planować daleko naprzód. Bo z planów może nic nie wyjść, albo będzie konieczna zmiana planu.
Ja już sobie opracowałam plan A i plan B, a może nawet C. Jak psina nie da rady trzy razy dziennie wchodzić/schodzić wyprowadzę się do mojej chaty. Zamieszkam tam do śmierci psa. Córka też ją przygarnie gdyby i ta opcja nie wypaliła.
Sama nie wiem: czy po prostu szukam dziury w całym??? Jest we mnie jakaś niechęć, niepewność czy dobrze zrobiłam. Może dlatego, że to potworny wysiłek finansowy.
Więcej jest niepewności niż zadowolenia. Wciąż o tym rozmyślam. Zdecydowanie za dużo.
Czas pokaże, co będzie. Jak będzie. Jestem przygotowana na różne ewentualności.
Niby nie warto planować ale marzyć wolno i czasem te plany i marzenia się mieszają. Ja też mam kilka planów alternatywnych na wypadek gdyby nam z siostrą nie wyszło ( czego raczej nie przewiduję), ale życie nieprzewidywalne jest. A marzenie jest z tych niezmiennych od lat a teraz nie do zrealizowania: drewniana chata z werandą, na zboczu leśnej polany, przy strumyku. Chatta skraja była blisko tego marzenia i bardzo mi jej brak.
UsuńMam to samo Alino, jeśli to taki dobry wybór to skąd te wątpliwości i nutka smuteczku? Na szczęście u mnie więcej jest zadowolenia niż niepewności. Ale też zdecydowanie za dużo o tym rozmyślam zwłaszcza wieczorową porą.
Taki dłuuuugi komentarz wysmażyłam przed kilkoma dniami, tuż pod komentarzem Olgi, zachodzę poczytać odpowiedź, a tu komentarza brak :((( W takim razie napiszę tylko, że trzymam bardzo mocno kciuki, za jak najłatwiejszą i najbardziej bezproblemową przeprowadzę, kibicuję Ci bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie, Agness:)
Agness, tak sie czasem dzieje, że znikają, blogspot coraz częściej płata figle. Dziękuję za kibicowanie. przyda się wszelkie wsparcie bo to naprawdę trudne i ryzykowne przedsięwzięcie, zwłaszcza w tak słusznym wieku. Pozdrawiam gorąco.
UsuńKrystynko jestem pod wrażeniem tego co napisałaś o Czesi. Wzruszająca prawda, a Ty tak to pięknie opisalas. Dziękuję. Pozdrawiam 🙂
OdpowiedzUsuńDomniemywam, że to Ty Dorotko, ale nawet jeśli to nie Ty, pozdrawiam serdecznie.
UsuńCoraz częstsze odchodzenie znajomych, idziemy w lata i trzeba się jakoś z tym pogodzić. Teściowa jeszcze w swoim domku letniskowym, ale widzę, że jest jej źle, prawie wszyscy znajomi odeszli, ale co robić w mieście? Chyba ten rok będzie znamienny w decyzje. Moja mama przed śmiercią mówiła, po co mi to wszystko, ten trud, tyle pracy, po co to było gromadzić? ale tę mądrość uzyskuje się dopiero po latach, po sporym doświadczeniu życiowym, młodość rządzi się innymi prawami. Świat się zmienia, widzę to sama po sobie, pewnie i nasi rodzice patrzyli podobnie na nas, jak my teraz na swoje dzieci:-) Krystynko, już chyba jesteście z siostrą na finiszu z remontami, choć wątpliwości męczą, mam nadzieję, że z czasem stracą ostre kanty, a kącik do pobycia w samotności masz pod ręką:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie jestem w niezgodzie, że odeszła, tylko okoliczności jej śmierci mnie szokują.
UsuńMarysiu, niech teściowa jak najdłużej spędza czas w Radawie, tam mimo wszystko życie ciekawsze, zdrowsze i radośniejsze niż w mieście.
Ja od lat mówię sobie - po co mi tyle rzeczy, przydasi, klamotów ale dopiero od dwóch lat rzeczywiście dużo sprzedaję, rozdaję i wyrzucam, chociaż do minimalizmu mi jeszcze daleko.
Marysiu, bliżej nawet do przeprowadzki niże do sprzedaży, bo ja już zamówiłam auto przeprowadzkowe a kupcy jeszcze nie dostali kredytu. Wątpliwości są coraz mniejsze i wydatnie w tym pomagają gołębnik i balkon przy nim.
Pozdrawiam
Bardzo mi przykro z powodu śmierci znajomej, ale takie jest życie. Każdy kto się urodził, musi i umrzeć. Grunt, żeby została w naszej pamięci zapisana na jak najdłużej. Cieszę się, że remont Twojego gniazdka dobiega końca, mam nadzieję, że będzie Ci się w nim przyjemnie mieszkało. A niebieski to jeden z moich ulubionych kolorów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMasz rację Karolinko, każdy musi umrzeć ale sposób odejścia ma znaczenie.
UsuńTeż się cieszę, że remont już dobiega końca ale i troskam, że przeprowadzka coraz bliżej, bo to jednak dla mnie duża i znacząca zmiana.
Ja od niedawna polubiłam niebieski, najpierw na lato a potem w ogóle.