Znowu wyjechałam na kilka dni do mieszkania bo 30 czerwca i Walne i wizyta potencjalnych kupców mieszkania. Dużo się w tym czasie w remoncie nie posunęło bo to był weekend i tylko dwa dni pracy.
Ale od środy, 5 lipca praca wre. Na deski wyrównywanie posadzki bo różnica ponad 1,5 cm, na to posadzka samopoziomująca która musi schnąć dobę conajmniej więc jak najmniej po niej chodzenia.
W czwartek 6 lipcaWreszcie był czas by się zająć balkonem przy gołębniku. Podlewanie, nawożenie, przycinanie, przesadzanie i dopieszczanie pomogło, teraz wygląda ślicznie i perspektywicznie.
A życie płynie, to kuchenne w magazynie, bo jeść trzeba, chociaż w te upały to raczej pić się chce.
W piątek, 7 lipca
W piątek, 7 lipca
- wreszcie czyste prace, wykładanie posadzki folią i płytami izolująco wygłuszającymi, na które położona będzie mata grzewcza a na niej panele. Więc wigilijny, przed urodzinowy luzik.
A wieczorem niespodziewajka niemiła. Przy przebieraniu na noc, mój szwagier Heniu, właściciel Alzhaimera uderzył się w oko. W moment w oku zrobił się krwiak i rósł w takim tempie, że po kilku minutach całe oko zalane było czarną krwią i zaczęło jakby puchnąć. Siostra zadzwoniła po pogotowie i nawet szybko przyjechali. Porobili badania, wywiad, byli mili zwłaszcza lekarz, stwierdzili niebezpieczeństwo i zabrali go na SOR. Siostra bardzo się bała jak tam sobie poradzą z Heniem ale z oka zaczęła się sączyć jakaś wydzielina i nie było wyjścia. Zapakowali Henia na wózek, okryli kocem i pojechali. Nie kazali jechać z nim bo prawdopodobnie pojedzie do miasta wojewódzkiego na dyżur chirurga okulisty. Lepiej zadzwonić.
W sobotę 8 lipca.
W sobotę 8 lipca.
Byłyśmy tak zdenerwowane, że o północy wyszłyśmy na spacer z psem. O dziwo, sporo młodzieży na spacerach, najwięcej pod sklepem monopolowym. Ale grzeczni i spokojni. Więc całkiem spokojnie kupiłam sobie butelczynę wiśnióweczki i usiadłyśmy na ławeczce a ja popijałam z gwinta dla spokojności. Po godzinie pierwszej siostra zadzwoniła na SOR i powiedzieli, że Henia odwieźli do miasta wojewódzkiego Rzeszowa. Wróciłyśmy położyć się do łóżek, choć spania niewiele było.
Rano, koło ósmej spotkałyśmy się na tarasie i siostra zadzwoniła na SOR spytać gdzie jest jej mąż Heniu. Pierwszy rozmówca mówi, że Heniu chyba jest w szpitalu w Rzeszowie bo on ma ponad 20 letnie doświadczenie i tak się to robi ale przekierowuje nas do innej osoby. Ta też mówi, że Heniu jest w Rzeszowie ale prosi by jeszcze poczekać. Zastanawiamy się, jak powiadomić dzieci Henia mieszkające w Rzeszowie, co z Tatą. Halinka mówi, że pojedzie na SOR by dowiedzieć się osobiście ale rozmówczyni mówi, by jeszcze czekać. W tle słychać rozmowy, że nie wiadomo gdzie jest pacjent, wiedzą tylko, że pojechał do Rzeszowa koło pierwszej. Jakiś drugi głos mówi, że jest dokumentacja z TK więc pacjent chyba do nich wrócił. Ratunku, zgubili Henia!!! Halinka znowu mówi, że do nich pojedzie ale znowu proszą by czekać. W tle słychać: " co mam jej powiedzieć?" Jakieś niewyraźne dyskutujące głosy i wreszcie jeden głoś mówi, że pacjent jest wypisany i poszedł do domu. Szok! Jak poszedł do domu jak jest niechodzący i bez kontaktu? Podziwiam Siostrę za opanowanie, mówi stanowczo, że to niemożliwe, znowu szepty, szeleszczenie papierami i mówią, że może przyjechać po pacjenta. Ale jak po niego przyjechać gdy nie mamy auta a Heniu ani nie wsiądzie do taksówki ani z niej nie wysiądzie. Ale siostra jedzie na SOR i okazuje się, że Heniu jest, śpi sobie w pokoiku całkiem nieświadomy zagubienia. Jeszcze tylko problem z załatwieniem karetki transportującej i gdy wracam z porannego spaceru z psem właśnie zajeżdża karetka i właśnie Halinka przybiega zdyszana. Wnoszą go na łóżko i wreszcie wszystko wraca do jakiejś normy. Śmiać się czy płakać!
Ależ historia z tym Heniem - i śmieszna, i straszna. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło, chociaż nerwów nie zazdroszczę. Macie gołębnik? To jedno z moich marzeń, które pewnie nigdy się nie spełni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak Karolinko, najpierw straszna a potem śmieszna. Mamy gołębnik ale gołębi już nie ma, były hobby Henia a teraz nie mamy na nie czasu, przy opiece nad Heniem. Ale pomysłów na zagospodarowanie gołębnika mamy mnóstwo, po remoncie sie pomyśli.
UsuńSytuacja w szpitalach 'normalka', nikt nic nie wie. Och mam doświadczenie sprzed roku. U Ciebie praca wre, to dobrze. Pozdrawiam:-))
OdpowiedzUsuńJak sie wyjaśniło, chaos powstał bo było na styku zmian. Na szczęście chory nie świadomy zamieszania.
UsuńPraca wre, raz wolniutko, raz z przyspieszeniem. To już trzy tygodnie.
Dla mnie każdy remont jest koszmarem. Fajnie jet za to już mieć go za sobą, nawet jeśli efekty nie są tak idealne, jak sobie wymarzyliśmy, a szpitale najlepiej omijać z daleka.
OdpowiedzUsuńM
Mario, dla mnie też. Gdyby nie siostra to bym nie ogarnęła. Efekty polubimy nawet gdyby były niedoskonałe i dalekie od oczekiwań, bo takie mamy dobre charaktery.
UsuńWspółczuję nerwówki ze szpitalem. Tu remont, tu ból oka i jeszcze nerwy. I teraz widać, że wspólne zamieszkanie z siostrą ma głębszy sens. Bardzo ładnie się wspieracie, a mieszkanie pięknieje:)
OdpowiedzUsuńNerwówka była bo siostra ma bardzo złe doświadczenie z Heniem w szpitalu ale na szczęście wszystko dobrze sie skończyło i już oko sie goi niespotykanie szybko. We dwie fajniej, dobrze się o tym przekonać na stare lata.
UsuńNo remont jak remont, ale "zgubienie" Henia to okropność. Wiśniówka z gwinta całkowicie na miejscu.
OdpowiedzUsuńRzeczywistość skrzeczy, ale zawsze lepiej jak jest wsparcie.Ech...
Okazało się, że to nieporozumienie to konsekwencja styku zmian na SOR więc im wybaczamy. Lepsza wiśnióweczka niż prochy, ja tak uważam. Tego sie dopiero uczę, że dobrze we dwoje.
UsuńCo tam remont jak Henia medycy zagubili. Najważniejsze, że w tym całym zamieszaniu niczego nieświadom pacjent spokojnie sobie spał. A wyprawa po północy po wiśnóweczkę dla spokojności nie do pobicia. No to się dzieje 😄
OdpowiedzUsuńNo, jednak remont, w trakcie mieszkania i z chorym to armagedon i wyzwanie. Gary, ciuchy, przydasie porozwlekane wszędzie, zakurzone i przestawiane. Czasem trzeba zakosztować niekonwencjonalnych sposobów na spokojność i łagodność.
UsuńOch, Krystynko, masz ciężkie chwile za sobą, i z remontem, i że szwagrem, zresztą obie z siostrą szarpiecie się z trudnościami. Remontów nie cierpię, omijam, odwlekam, ale kiedyś i one dopadają człowieka. Jesteście na pewno zmęczone, to trudne warunki bytowe, kiedy w tym się mieszka, gotuje, jeszcze opiekuje chorym. To minie co prawda, ale trwać trzeba, dużo sił życzę, zdrowia i pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego.
OdpowiedzUsuńMario, nigdy wcześniej nawet nie pomyślałam, że będę dokonywać takich drastycznych i radykalnych zmian u schyłku swojego życia, to "w podróży" dotyczyło raczej ducha niż ciała. Ale zrobiłam jeden krok sprzedając Brzózę i pofrunęłam ... Mam nadzieję, że już jestem po połowie i z górki bom już wyczerpana ponad miarę i siły. Życzenia serdeczne potrzebne bardzo i za nie dziękuję.
UsuńDużo pracy w te zmiany wkładasz. Fizycznie i psychicznie przy takich zmianach nie jest lekko. Podziwiam Ciebie Krysiu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie da się inaczej, bo zmiany wielkie więc i trud także. Ja też sama się podziwiam bo nie wierzyłam, że mnie na to będzie stać!
UsuńJestem pod wrażeniem, ile się dzieje. Remonty i szpitale - sił dużo na to potrzeba. Akcja z człowiekiem -Heniem co nie chodzi a powiedzieli że sobie poszedł - właśnie, śmiać się czy płakać. Dobrze, że Henio w domu już jest - zdrówka dla niego i dla Was też.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Sikorko, ja sama jestem pod wrażeniem, że to z siostrą ogarniamy bo już niemłode z nas Starki. Ale jak trza to trzeba! Zdrówko nam potrzebne bardzo więc dziękujemy za życzenia.
Usuń