A teraz, w Niedzielę Palmową cofka, wszystkie one przykryte śniegiem, jedyna solowa kępka przebiśniegów czyni honory wiosny przy południowym rogu chatty. Od północy klimat chłodnej, śnieżnej zimy a od południa słonecznej wiosny.
Wszechobecna szarość, błoto i kretowiska, na spacer po okolicy konieczne kalosze, które i tak zapadają się po kostki.
Budzę się wcześnie rano, prawie ze słońcem ale wstaję późno. Cóż można robić w łóżku, przez trzy godziny, gdy się jest samej i ma się ponad siedemdziesiątkę? Ano, w chatcie to łatwe. Rozpalam albo podkładam do pieca, słucham ptaków albo radia, rozmyślam niewesoło i marzę wesoło (wysłałam totka !), podrzemuję i czytam (ostatnio "Colas Breugnon" Romaina Rollanda czyli "Żyje jeszcze człowiek poczciwy". Książeczka do smakowania, co godzinę - miesiąc, od 2 lutego do Trzech Króli. Planuję, notuję i tym razem, gdy wstaję, mam już plan 9 punktowy. Na szczęście, z tych dziewięciu, tylko cztery terminowe i obowiązkowe, reszta może poczekać do kwietnia (ile może poczekać jeśli 7 kwietnia jadę do Radawy?). A z tych czterech tylko dwa do zrobienia w tych okolicznościach natury i przyrody, gdy błoto do 10 cm a w głębi lodowiec.
Po wstaniu i po śniadaniu azymut na codzienny spacer. Słoneczko to chowa się, to wygląda zza chmurek. Ptaszęta zacichły, o tej porze cisza niezwyczajna na skraju. Szaro, buro, bez soczystych kolorów, przebiśniegi u mnie, bazie i kaczki nad zalewem, to jedyne zwiastuny wiosny.
Próbowałam spalić część okrycia i nacieszyć się ogniskiem ale wszystko mokre, zadymiam okolicę ale nikomu to nie przeszkadza. No i zawsze jeszcze mam kominek, by pocieszyć się ogniem.
Tydzień świąteczny a ja leniuchuję na skraju. Niedziela Palmowa to się wie, świętowanie! Ale poniedziałek, ale wtorek? Pewnie wszyscy pucują, odkurzają, myją okna, planują potrawy, zaczynają robić zakupy a ja tak się zapamiętałam w świętowaniu i leniuchowaniu, w znaczeniu i potrzebie tych trzech filarów wielkanocnych czyli postu, modlitwy, jałmużny, że dopiero we wtorek popołudniu się ocknęłam, gdy zaczęło deszczyć, cosik wlazło mi w pas barkowy a na powiece wylazł mi jęczmień. Czas przewrotów, czas powrotów.
Trzeba wracać z dziczy i głuszy do cywilizacji i społecznych, tradycyjnych, świątecznych, rodzinnych, miłych dni, zwyczajów, obowiązków. Na ile - sama nie wiem!
Dziękuję Trzem Gracjom za przemiłe, urocze spotkanie w Niebieskich migdałach. Niech się urodzi coś dobrego z planowanej zamiany, ku pożytkowi i wspólnemu dobru wszystkich, których to dotyczy!