środa, 10 lutego 2016

Choinka i bobry?

Wyjazd do chatty pierwszy? drugi? w tym roku. Rano jeszcze raczej na Nie ale powoli spostrzegam coraz więcej powodów na Tak. Po pierwsze choinka w garażu czeka na posadzenie, po drugie za kilka dni jadę do siostrzyczki, po trzecie czas posprzątać świąteczne ozdoby i wypić wreszcie tego szampana, po czwarte i po piąte dłoń już nie boli i coraz więcej słońca na niebie a po szóste już bardzo tęsknię za wsią i naturą. Ale też mocny wiatr wieje więc 6 : 1 na tak. Decyduję się w samo południe, jak zwykle wygarniam z lodówki żarcie (tym razem rondel żeberek w kapuście i różne specjały) i pakuje choinkę z garażu. Jak coś będzie nie tak, wrócę szybko, może nawet dziś.

Po przyjeździe wypakowuję klamoty, obchodzę włości, przewietrzam chattę i wyganiam wilgoć, rozpalam w piecyku i wyganiam chłód. Decyzja zapadła, nie wracam jeszcze dziś. Ponieważ za ogrodzeniem jak zwykle zaśmiecone, biorę torebkę plastikową, takąż rękawiczkę i jak zwykle zbieram białe i kolorowe śmieci. Tym razem aż mi torebka wypadła z ręki gdy zobaczyłam TO tuż za płotem. Za ciemno na fotografowanie, wrócę tu rano bo przecież zostaję przynajmniej do jutra. Zachód słońca szybko się zbliża, coraz chłodniej, nabieram dwa kosze polan i wracam do izby. Tym razem wieczór w fotelu z "Simoną - Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak ". Simona to prawie moja rówieśniczka, studiowałyśmy w Krakowie dokładnie w tym samym czasie i może nawet ją spotkałam na Juwenaliach. Stąd za duże miałam oczekiwania no i zawiodłam się troszkę ale część pierwsza przypomniała mi moje czasy studenckie a część druga dzieje się w puszczy więc skończyłam ją długo po północy, jednym tchem.

Dzień 2. Noc jak to w izbie w chłodne dni i noce, gorąco gdy podkładam a zimno gdy wygaśnie. Ale to jeden z uroków nocowania w chacie letniskowej w środku zimy.
Niecierpliwość wygoniła mnie z chatty jeszcze przed śniadaniem, wzięłam aparat i pooooszłam! Pierwsze wrażenie - pogrom! Ścięte wszystkie młode brzózki i te liściaste drzewka z pomarańczowym drewnem ( co to za drzewo?) i to rozumiem, to bobry. Ale dlaczego iglasta sosna, dlaczego młoda, mandżurska wierzba posadzona jesienią. I te miejsca gryzienia, cięcia niejednoznaczne. Chcę wierzyć, że to bobry, bardzo chcę, to  mi niezbędnie potrzebne ale gdzieś z tyłu głowy wątpliwości. Obchodzę teren aż do Tarlaki, nigdzie nie ma tych ściętych drzewek a rzeczka tu wszędzie płytka.

Po śniadaniu czas się zabrać za główne zadanie czyli tymczasowe zadołowanie choinki. Na spacerze wydumałam, że najlepiej jej będzie w kompostowniku ale zupełnie się nie spodziewałam takiej zasadniczej trudności. Bo teoria i myślenie życzeniowe, przy małej wiedzy przyrodniczej a praktyka i doświadczenie to dwie różne sprawy. Kompostnik tak zamarznięty, że nie ma mowy o wbiciu tam szpadla. Chodzę więc wokół chatty i postukuję szpadlem, trawa śliska i błotnista ale 2 cm wgłąb lód. Dopiero w pasie pod dachem, tam gdzie sucho, udaje mi się wykopać dołek, decyduje się zadołować choinkę w doniczce. Wsadzam, udeptuję, podlewam obficie, osłaniam jedliną.  Posadzona tuż pod kuchennym oknem więc wiadomo, że nie na stałe, trzeba jej będzie wiosną znaleźć odpowiednie miejsce.

Po wysiłku zamierzałam odpocząć kapkę przy pierwszym tomie Dzienników pisanych w drodze czyli " Dotknąć nieba". Rozdział 5 a bohater dalej nie w drodze więc rozpalam w piecyku. Rozdział 7  i dalej nie w drodze ale na początku tego rozdziału nadobna historyjka, podkładam drewno i obieram ziemniaki. Czytam rozdział 11 i 12, zalewam ziemniaki wodą i stawiam garnek na piecyku. Czytam 15 i 16 ty dostawiam patelnię na płytce, a gdy już gorąca wlewam łyżkę oleju aż ciemnego od ziół z działki. Rozdział 20 i 21 odcedzam ziemniaki i na patelnię z aromatycznym olejem kładę żeberka w kapuście. I mało co nie przypalam żeberek bo w rozdziale 22 wreszcie decyzja o podróży a w 23 bohater wreszcie wyrusza. Połowa książki. Ale wreszcie jest w drodze, w podróży czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Więc tylko na chwilę, po późnym obiedzie, wychodzę na spacer o szarej godzinie ale dookoła szaro i zdjęcia to porażka, wracam szybko do izby. Podkładam do piecyka i czytam. Robię herbatkę z miodem, imbirem i czytam. Znowu kończę dopiero po północy a czujnik CO mruga do mnie zielonym oczkiem.  
Dzień 3
W nocy znowu poprószyło na biało i pogoda niezbyt sprzyjająca na spacery. Nie ma też nastroju do karnawałowego picia szampana, palenia ogniska i zimnych ogni, radosnych tańców i śpiewów. Po co wychodzić z ciepłej, bezpiecznej izby w mokry, zimny świat. A jednak po obiedzie poszłam na spacer po drugiej stronie. Mam wrażenie, że tutaj to zadanie bobry przerosło i zrezygnowały, bo od ponad miesiąca żadnych świeżych śladów. Może to one przeniosły się na drugą stronę Tarlaki, tuż obok mojej chatty? Sama nie wiem czy się cieszyć czy martwić?
Na obiad resztki, trzeba podjąć decyzję, iść do sklepu czy wracać do miasteczka. Otwieram drugi tom Dzienników pisanych w drodze pt "Na rozstaju dróg" Tym razem dopiero w rozdziale 26 bohater wyrusza w drogę, dwie trzecie  w mieście. O żesz, orzeszku,  co to za dzienniki w drodze!!! Znowu się zawiodłam bo miałam inne oczekiwania. Po co mi te oczekiwania. Jak się ich pozbyć i czy to w ogóle się da.
W przerwach wychodzę na taras a tam deszcz i wiatr. Jak dobrze w taki czas w przytulnej izbie, przy ogniu.

Dzień 4
Tym razem zaspałam, ogień i żar wygasł, komin i murek wystygły. Rano za oknem szaro i bez słońca. Ale pod kołdrami ciepło i miło. Nic to, dziś wyjeżdżam. Po śniadaniu jeszcze idę na pożegnalny spacer za chattą. I tu znowu pieńki po bobrach ale tym razem jeden konar porzucony. Czyżby za ciężki dla bobrów? A dla mnie? Czy dam radę go przyciągnąć bo drewno już mi się kończy, trzeba pomyśleć wiosną o zasileniu zapasu. Co to za drzewo?
A Umerka mówi: "Nawet siwa może być szczęśliwa". Jak się jest Magdą U to może i łatwe ale jak się jest Lolą P to już niekoniecznie. 

30 komentarzy:

  1. Moi znajomi maja kawałek lasku osobowickiego. I tam pojawiły się bobry i narobiły szkód. Krzysztof je łowił i wywoził gdzies w dal, bo okropnośc z nimi, mimo, ze sympatyczne cholery. Co to za drzewo z pomarańczowym drewnnem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Grażkę zawsze można liczyć w temacie natury, napisała, że to olsza czyli chyba olcha. A bobry właściwie lubię, ale jak nie są blisko, tuż za płotem. One robią tamy i lubię te szumy na tamach.

      Usuń
  2. Drzewo pomarańczowe to najprawdopodobniej olsza. Dziwne te ślady. Ale może bobry pogryzły, a ludzie wykorzystali... Młode drzewka czasem zające gryzą, ale raczej tylko z wierzchu, nie przegryzają zupełnie.
    A żywiołaki ognia masz wspaniałe. :)))
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak podejrzewałam, chociaż kora mi nie pasowała.
      Dla mnie też dziwne te ślady cięć i sama nie wiem co bym wolała, bobry czy ludzie. Bo bobry to wiadomo a ludzie - po co? Komu przeszkadzały małe, śliczne drzewka. Żywiołaki to to, co mnie wabi i kusi, by jechać do chatty zimą.

      Usuń
  3. Krystynko, lubie czytac Twoje opisy wyjazdu na wies, do chatki, bo to taka przygoda, ktora sie juz zaczyna w momencie podjecia dezyzji 'jade'. To takie fajne przygotowywac co zabrac, pakowac samochod, duzo myslenia zeby czegos nie zapomniec i juz w zasadzie wstepnie widzisz te dni w tym uroczym domku i pieknym otoczeniu. A kiedy juz jestes na miejscu przygoda jest na calego, widze jak obchodzisz swoja posiadlosc, smutny widok te sciete brzozki i inne drzewa. I masz cudownych kilka dni z ksiazka, dobrym jedzonkiem, wedrowkami po okolicy, lesie i nawet prace ktore musisz wykonac jak chocby palenie w piecu sa czescia przygody. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresko, wszystko jest tak jak piszesz, jedyna różnica to ta, że za mało myślenia żeby czegoś nie zapomnieć i często decyzja o wyjeździe nagła więc tylko wygarniam z lodówki co tam mam, ściągam ze sznurka pranie i w drogę. Ale między wyjazdami tak, widzę te dni na skraju, planuję udoskonalenia i nasadzenia, zakątki i kąciki. A przygoda jest, bo bywam tam z wyboru a nie z konieczności.

      Usuń
  4. Na bobry nie ma rady ale chyba widzę i ludzką rękę w tych cięciach
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie zmartwiłeś, bo miałam nadzieję, że się mylę w swoich podejrzeniach.

      Usuń
  5. Myślę, że nie trzeba być Magdą U, aby poczuć się szczęśliwą, bo to co opisujesz, to " kapka nieba". I tak trzeba, choć czasem i chmurka nadpłynie, ale szybko przeminie... Wszystko zależy od tego, jak spojrzymy na tę chmurkę; czy jak na przygodę, czy kłopot. Życzę, aby KAŻDY WYJAZD BYŁ NIEZŁĄ PRZYGODĄ . Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to rozumiesz bo też masz chattę pełną radości i spokoju. Tam nawet trudy i niepokoje to przygoda. Szkoda tylko, że dzieją się obok rzeczy niedobre, śmieci, wandalizmy i czyny bezmyślne. Bo to nie bobry mnie martwią ani krety, nornice, mrówki .....

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że te bobry wyniosą się same albo ktoś pomoże. Rok temu pustoszyły brzeg zalewu, że aż płakać się chciało, widok smutny. W tym roku nie spotkaliśmy, to dobry znak. Odnośnie blogu to mam jak na razie szlaban, tak na około 3 m-ce, może w tym czasie pewne sprawy osobiste się uregulują, chyba,że trafię na despotę i usłyszę żegnam panią. Pozdrawiam serdecznie. Aha, te rękawiczki to bardzo dobry pomysł, taką tylko dłużą noszę na prawym łokciu, zalecenie ortopedy.Lilka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę Lilko, bo nigdy nie jest tak, że tylko pod górkę. Może właśnie trafisz na życzliwego i usłyszysz witam panią!
      Rękawiczka z prawdziwej wełny a podszewka z prawdziwej bawełny i w dodatku śliczna. Twoja pewnie tez taka

      Usuń
    2. To długa historia i zanudzać nie będę, najważniejszy efekt dla mnie będzie. Jestem jednak dobrej myśli, tylko, że to tak się przedłuża. Moja to nie rękawiczka tylko taki tunel ze 100% wełny od nadgarstka aż do barku, zakładam kiedy boli ale zazwyczaj do snu. Ja mam nawroty bólu i wtedy tym si ratuję. Pozdrawiam serdecznie Lilka.

      Usuń
    3. Na wiele bóli pomaga wygrzanie i na te fizyczne i na te duchowe. Jak boli i źle, otulamy się, okrywamy kocem czy kołderką. Pewnie czujemy się jak Dziecko w ramionach Mamy i po chwili już trochę lepiej. Kiedyś miałam taka opaskę uciskową w kształcie rękawa, pomagała na niektóre bóle. A tak w ogóle to będzie dobrze, chociaż czasem trzeba na to poczekać. Najważniejsze, że jesteś dobrej myśli. Zapalam światełko w Twojej intencji.

      Usuń
    4. Dziękuję, nie będę sama i to mi doda wiary we własne siły.Lilka

      Usuń
    5. Światełko się pali za Miłą Nieznajomą i Znajomą Lilkę. Niech Moc będzie z Tobą! Dużo cierpliwości życzę.

      Usuń
    6. Już się czuje lepiej i silniejsza, i nie samotna, Pozdrawiam na niedzielę.

      Usuń
  7. Aha, szczypiorek posadzony do doniczki i na słonecznym parapecie stoi, pietruszka w gruncie, a żonkile już mocno główki pokazały. Lilka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Lilko, prawda, że taki ogródeczek to dużo radości oprócz pożytków. A żonkile na parapecie czy przy południowej ścianie?

      Usuń
    2. Żonkile od północy, miejsce zaciszne ale tak myślę,że może za płytko posadzone?, muszę zerknąć do sąsiadów. Chociaż tulipany większe niż moje.

      Usuń
    3. wszystkie warzywa od południa, aktualnie jarmuż mam dorodny, ale za bardzo nie wiem jak go przyrządzić, tzn nie odważyłam się, robi u mnie jako ozdoba i to piękna.

      Usuń
    4. To u Was musi być cieplej jeśli od północnej strony żonkile i tulipany już główki pokazują.
      Grażka http://przeplatanka.blog.onet.pl/ - robi rewelacyjne chipsy z jarmużu. Ja ze dwa razy robiłam tak: obgotowałam krótko a po ostudzeniu porwałam na kawałeczki i podsmażyłam na klarowanym masełku z pestkami słonecznika. Efekt nie powalał. A wygugluj potrawy z jarmużu, pewnie będzie mnóstwo przepisów. Chociaż jako ozdoba zimowa jest śliczny.

      Usuń
    5. Tak zdecydowanie cieplej chociaż dziś w miesicie był szron. Sprawdzę te czipsy bo już ktoś mi o nich wspominał, ale teraz jestem bardziej w mieście ze względu na te powitania i pożegnania. Po prosu czekam. Lilka.

      Usuń
    6. Dobrego i owocnego czekania Lilko!

      Usuń
  8. bobry, sarny, i jeżyki, słowem jeszcze przyroda nie zginęła:)
    A ja polecam http://lukaszluczaj.pl/moj-nowy-cykl-audycji-tv-laki-i-murawy-skarb-przyrody-podkarpacia/
    bo wkrótce wiosna:) z pozdrowieniami xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie zginęła Dorotko, póki my żyjemy :-)
      Za Łukasza Ł pięknie dziękuję, cudne filmy i chyba je polecę w kolejnym poście.
      Ja jakaś dziwna jestem, nie tęsknię za wiosną :-(

      Usuń
  9. Bobry, domek , wiatr , mróz... W tym tygodniu odśnieżałam rano - tak napadało. Oj podziwiam Ciebie za pasję życia i czytanie... Też uwielbiam takie nastroje. Wyciszam się i odpoczywam. Pozazdrościłam Ci kominka, idę zaraz rozpalić :))), chyba pierwszy raz od paru miesięcy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci śniegu, u nas tej śnieżnej zimy jak na lekarstwo. Z tą pasją życia to różnie bywa, są dni gdy nie znajduję powodu by się ubrać, zrobić coś do jedzenia, wyjść z domu. Zimą takich dni więcej, mam nadzieję, wiarę i wiedzę, że z wiosną radosną to minie. Karm ogień jak najczęściej, on tyle łagodzi i dodaje mocy!

      Usuń
  10. Ania z Siedliska15 lutego 2016 21:07

    Krysiu, zawsze podziwiam Twe zimowe wyjazdy. Zimno, ciemno i do domu daleko :-), a Ty zawzięcie chattujesz :-))). Ale za to jak przyjemnie posiedzieć przy prawdziwym ogniu ! I być za pan brat z przyrodą ! Te dwunożne bobry to okropność ! Bezmyślność i głupota. Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu ale też ciepło, cicho i spokojnie. I odmiana jak na urlopie. A ogień w piecyku naprawdę bezcenny. Ja jednak mam nadzieję (a może wmawiam sobie) że to jednak bobry tylko nietypowe. Serdeczności powalentynkowe

      Usuń