Dziecka w pracy, chociaż w domu, a to dla mnie niesamowicie nowe wrażenie. W piżamkach, przy śniadanku, ze słuchawkami, przy włączonych laptopach.
Nie spieszymy się, więc ja oczywiście zwiedzam znowu działkę a koty harcują w sypialni i na drapaku.
Dżej nas odwozi na stację metra Imielin, wysiadamy na Świętokrzyskiej. Kilka fotek Pałacu PKiN i obelisku i wsiadamy do poprzecznej nitki metra, wysiadając dwa przystanki dalej, na CNK.
Tu zakończyliśmy wczoraj zwiedzanie i tu dziś rozpoczynamy. Tym razem dziś tylko wnuk Maro i ja Pellegrina Starka, czyli dwie różne prędkości, ponad pół wieku różnicy. Na bulwarach jeszcze jako tako i w ogrodach Biblioteki Uniwersyteckiej takoż. Tu byłam jesienią, o zachodzie słońca i było cudnie. Tym razem może za wcześnie wiosną ale za to widać koronkowe konstrukcje i detale. Te kopuły i pergole utkane z gałązek mnie zauroczyły i są na teraz moją inspiracją na działkę. Urokliwe miejsce!
I dylemat! Najwyższy PKiN czy wieża na biurowcu obok? Z tego miejsca to zagadka.
Ale w drodze na Krakowskie i Pałac prezydencki to już nie ma lekko, widać różnicę kodu między ledwie 2 z przodu a prawie 8, zwłaszcza pod górkę. Mały przystanek na Trębackiej, pierwszej siedzibie Pary prezydenckiej., na kawce, lodach, ciastku i napojach i by odsapnąć troszkę.
Potem już sprintem do metra na Świętokrzyskiej, na obiad z rybką, do kultowej Budy na warszawskim Mokotowie, Boston Port! Dobrze, że trasa wiodła przez Plac Piłsudskiego, Grób nieznanego żołnierza, ławeczkę Chopina, Ogród Saski ... to były chwile gdy można było sie zatrzymać na fotkę.
Wysiadka z metra i już tylko przejść ulicą Odyńca wzdłuż ROD Obrońców Pokoju i Parku gen. Orlicz Dreszera. Ale to wcale daleko, tylko 2 km ale do Boston Port wpadam spocona, zmęczona, na ostatnich nogach. Zdążyłam odpocząć kapkę gdy przychodzą A i A. Zamówiliśmy oczywiście napoje i aperitify, ryby i dodatki ale jedzenie wyśmienite, pachnące i smakowite. Polecamy!!! Jako seniorka, fundatorka dostałam taką zniżkę, że polecam ten Boston Park wszystkim seniorom.
A wieczorem, po drodze do domu zatrzymujemy się w centrum rozrywki, kultowe gry manualne z XX wieku. Orgia kolorów i dźwięków, w pierwszej chwili wydawało mi się, że to nie dla Starki ale Dodatkową atrakcją są bony, które maszyna wypluwa po każdej grze, ilość ich zależy od wyniku czyli refleksu, siły, sprytu, sprawności, zręczności... A potem ostatnia maszyna zabiera te bony sumując punkty, za które można sobie odebrać zabawkę, także kultową jak np guma do żucia Donald z historyjkami, tatuaże zmywalne, kostki rubika i inne takie, które pamiętają i wnuki i ja.
Było cudnie ale i strasznie gdy usiadłam w fotelach do wyścigów, to jednak nie dla Starki. To tempo, te kraksy - człek zapominał się, że to tylko gra, coś jak w kinie 7 D np w Krakowie.
Ale cała reszta na tak. Ponad 2 godziny manualnej rozrywki dla czterech osób za stóweczkę, wspaniała odskocznia od nowoczesnych rozrywek gdzie tylko palce pracują. Polecam wszystkim. I te podwójne gdzie zdrowa rywalizacja i te pojedyncze gdzie rywalizuje się ze sobą!