
To już koniec oględzin, można zabezpieczać. Ale aby się spotkać ze stolarzem, 'muszę' zostać do jutra. W izbie nie zostanę, ona nadal zapaskudzona a i drew nie mam do piecyka bo wandal wypalił prawie wszystko co miałam na całą zimę. Musiał tu chyba urzędować dłużej niż trzy dni. I jak palił? Czy ostrożnie? Sądząc po popiele, który wreszcie wygarnęłam, palił nie tylko drewnem. I to dziwne, że dym go nie zdradził? Bo okna poutykał kocami i ręcznikami, pozaklejał taśmą by z zewnątrz nie było widać jego obecności.
Więc izba odpada ale przecież mam gościnny, niewielki i słoneczny, który nie interesował wandala, więc mam tu czystą pościel, nieruszane kołdry i poduszki i to jest pierwszy minus dodatni. Jest też drugi, bo ukradł farelkę ale zostawił kaloryferek olejowy.
Niestety i na szczęście, odkrywam nowe straty ale też minusy dodatnie. Spalił kuchenkę elektryczną ale czajnik tylko spaskudził. Ukradł szlifierkę, wiertarkę i wkrętarkę w jednym ale zostawił w izbie fotelik, radio, lampkę. Więc kokosząc się, przenoszę je do gościnnego. Umycie czajnika zajęło mi prawie godzinę, bo w zimnej wodzie. Dopiero jak czajnik doszorowany, wyparzony octem, znowu na gorąco wypłukany podjął swoja pracę, mogłam umyć kubek, talerz, szklankę i kilka sztućców. Na dwa dni wystarczy. Okadziłam gościnny i nagrzałam kaloryferkiem, zrobiło się przytulne. Gdyby stąd nie wychodzić i tylko kokosić się i wyglądać przez okno, znowu byłoby jak w schronisku. Reszta do generalnego sprzątania gdy będzie cieplej. Zrobiłam gorącą herbatę z sokiem malinowym, bo resztę soku też zostawił i usiadłam w fotelu z książką. Gościnny malutki, 2 x 2,5, wszędzie bliziutko i ciaśniutko, szybko się nagrzewa kaloryferkiem i pachnącymi lampkami. Czytam " Modlitwę smoka", jak mała jest moja strata i jak dużo mam w porównaniu z Shanem, Lokeshem, Gendunem ...
Nazajutrz wielkie pakowanie. Pakuję wszystko materiałowe bo nie wiem w czym spał, chodził, co przeglądał, co przymierzał..... Sądząc z ciuchów w których chodził, to men niewielki wzrostem, niewymagający bo mieścił się w moich niemodnych, sportowych, kreszowych dresach. I pakuję wszystko co do jedzenia (bo nie wiem czego próbował) by nie było żadnych pokus, ja bez problemu mogę tu trochę popościć. Cały Fordzik zapakowany, w mieszkaniu posortuję co do prania, co do kuchni a co do wyrzucenia. W chatcie nic nie zostało i w zimie tak będzie. Zero pokus dla wandala, niechluja, złodzieja. A ja wracam do siermiężnych warunków. Żadnych zapasów - przyjadę, kupię, zjem i to też minus dodatni.
Może to dobrze, że jednak 'musiałam' przyjechać. Duży kosz rzeczy do wyrzucenia, kilka dużych toreb do przesortowania i w chatcie zrobiło się przestronniej, choć izba nadal zasypana szkłem i śmieciami a łazienka to tabu. Ale jest przytulny pokoik gościnny i jako gość a nie gospodyni, nic już więcej nie muszę. Jest też następny i może ostatni minus dodatni. Przeglądając dotykane i domniemane, że dotykane przez wandala, zrobiłam inwentaryzację i odkryłam kilka fajnych o których zapomniałam. Ale są minusy ujemne, izba nadal brudna, poplamione stoły i stołki, pobrudzone blaty, pochlapane podłogi.
Mam kilka dni przerwy od włamania i związanych z tym problemów. Po narciarskiej, feeryjnej wyprawie na Słowację, wpadają na noc i śniadanie moje Miłości a nazajutrz jedziemy do Mielca gdzie trochę pobędziemy razem aż Oni odjadą na zachód a ja zostanę z Ulubioną siostrą i szwagrem na kilka dni.
Wyprałam wszystko, jak nigdy, na 60 stopni, chociaż miałam ochotę wygotować. Ale i tak straty są, polar, stylon i kresz nie sprawdziły się, skurczyły i pofałdowały.