Po trzech dniach wypoczynku biernego i czynnego powinnam już się wziąć za sprzątanie ale ciągle jakieś przeszkadzajki. Głównie ta, że nie wiadomo czy jeszcze nie będzie potrzebne drobne, poprawkowe szlifowanie i zapylanie, a to sprawia, że narazie traci sens wszelkie sprzątanie. I tak schodzi cała niedziela i ponad połowa poniedziałku. Popołudniu się okazuje, że jednak szlifowanie niekonieczne ale poprawka musi schnąć i klej i szpachla. W dodatku jakieś niegroźne cóś się przyplątało, poszłam do gabinetu zabiegowego do pielęgniarek ale ani jedna, ani druga nie postawiły diagnozy i kazały iść do doktora. Do doktora z małym cóś! Ale co miałam robić, poczekałam i poszłam. Lekarka stwierdziła, że to na pewno nie kleszcz, nie wiadomo co ugryzło, nakazała smarować Bedicortem G, raz dziennie, codziennie. I pójść do dermatologa. Na szczęście przyjmuje jutro ale na nieszczęście już brak miejsc by się zapisać. Kazali przyjść i poprosić, może przyjmie awaryjnie. I jutro też dopołudnie nie do sprzątania, zdrowie ważniejsze. Ale wieczór długi, najdłuższy dzień w roku, mogłabym chociaż zacząć zmywać pokłady kurzu z szafek kuchennych. Więc dlaczego tylko dopieszczam podłogi tłumacząc sobie, że to po to, by się "nie nosiło". Bo na nich nie ma kurzu i pyłu, wszystko usunięte przed lakierowaniem.
Nie mogę usnąć zamartwiając się, od czego zacząć. Bo wiem, mam nadzieję, już się tak zdarzało, że gdyby tylko zacząć, to już by poszło lawiną. Chyba.
Ale nazajutrz i cóś nieważne bo nocą moje Ego, czułe na moje lęki i strachy, broniąc mnie przed niechcianym (a strach przed poremontowym sprzątaniem wielki u mnie jak stodoła), posługując się wieczorem ugotowaną i przysmaczoną obficie kminkiem i śmietaną kapustką, zafundowało mi taka biegunkę, że od północy mogłabym przysypiać na łazienkowym dywaniku. A rano takam słaba, że sprzątanie trzeba odłożyć. "Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze a będziesz miał dwa dni wolnego"
Snuję się z aparatem po zakurzonej kuchni i sterylnym gabinecie (prócz okien), po zawalonym salonie i takimż stryszku i pstrykam, co jeszcze do zrobienia. I coraz tego więcej. To dziwne, na zdjęciach wcale nie widać tego kurzu a kręci w nosie, wszędzie swędzi i dłonie cały czas szorstkie.
Dziwna fobia! No ale wszystkie fobie są dziwne i niezrozumiałe dla normalnych. Boję się i nie lubię sprzątania!!! Nie boję się ciemności i samotności, mogę i w dzień i w nocy iść i jechać wszędzie sama, spacerować po mieście, lesie, cmentarzu, bez lęku a tylko z nutką fascynacji i ekscytacji - a boję się panicznie poruszyć kurz, tłuszcz, kamień , rdzę. Póki zalegają spokojną warstwą, póki są wszędzie i nie rzucają się w oczy - współistniejemy a nawet się przyjaźnimy. Ale niech tylko zbliża się jakieś święto, jakaś wizyta, jakieś odwiedziny i trzeba posprzątać - blokada. Zwlekam, wyszukuję przeszkody, moje ciało wynajduje jakąś drobną ale uporczywą chorobę, moja głowa pilne sprawy do załatwienia. Odkładam na ostatnią chwilę i w końcu w kilka godzin robię to, czego tak się bałam od tygodnia.
Nie wiem czy tak będzie teraz bo sprzątanie nietypowo większe. Może jutro mi to przejdzie, przyjedzie Przyjaciółka i da mi kopa w tyłek, słowem lub czynem.
Krysiu organizm nasz czasami mąrzejszy od nas..on mówi chcę odpocząć a my go nie słuchamy...coś o tym wiem...całe lata sprzątałam, pracoholikowałam..aż ..stanęłam...i dziś już wiem po co i dziś już widzę to wszystko inaczej. Odpocznij sobie!!!!! Jest i tak już pięknie!!!! Wiem chcesz mieć poukładane!!! Ach jaka szkoda,że nie mogę Ci pomóc..zaraz bym przyjechała i za szmatkę się brała..ale nie mogę na razie!!!
OdpowiedzUsuńOdpocznij ..rób po kawałeczku..zatroszcz się o siebie!!!!!
Posłuchaj swego wnętrza..czego Ci w tej chwili, w tym momencie brak????
Cieszę się , że przyjaciółka pomoże
Tak źle być samej:(
Przytulam Cię i koniec kropka!!!!
Jolu, słucham swego wnętrza a tam tylko burczy w brzuszku. Brak mi czystej kuchni by ugotować zupkę jarzynową z młodych warzyw:-))) Przyjaciółka pomogła i to bardzo, nie tylko zmotywowała ale też odwaliła większy kawał roboty kuchennej. Też ściskam za szyjkę.
UsuńWidać światełko w tunelu. Tylko chwila i będzie super. Pozdrtawiam
OdpowiedzUsuńDłuuuuga chwila jeszcze do super. Ale już widzę jasność ;-)
UsuńA u dermatologa byłaś?
OdpowiedzUsuńOkazało się,że maść działa cudeńka, szybko cóś się goi, nie było konieczności zawracać głowy Pani dermatolog. W mojej starej przychodni do takich cóś wystarczała pielęgniarka, w nowej ceregiele. Całuski i przytulasie dla Ulubionej i Ulubionego :-)
UsuńSpokojnie, przyjdzie ten właściwy moment i się zrobisz co trzeba. I tak jest już dużo za Tobą.
OdpowiedzUsuńTak patrzę na zdjęcia i ciągle mi się wydaje, że jest tam coś bardzo znajomego. I znalazłam! :))) Prześlę Ci na @. :)))
Serdeczności :)
Niby już z górki ale dopiero teraz robota przede mną, do tej pory tyrali fachowcy.
UsuńRzeczywiście może nie taki sam ale z tej samej formy. Bardzo dobry mamy gust Grażko M :-)))
Te wyrwy w murze z poprzednich wpisów przeraziły mnie, bo mam okropny uraz do remontów; dobrze, że dolegliwości minęły, a porządki można robić etapami, po co zaraz tak przemęczać się, najlepiej tak: troszkę w chatcie, a troszkę w mieszkaniu; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo wyobraź sobie, jak ja się przeraziłam !!! Ale warto było, bo chociaż są szkody i niedoróbki to przejście warte tego. Sprzątam narazie tylko kuchnię ale resztę też troszkę trzeba bo by się nosiło wszędzie. Serdeczności Babciu Maryś
UsuńA któż lubi sprzatać???? Nie znoszę tego codziennego, natomiast ( o dziwo) ten poremontowy mnie mobilizuje do wysiłku. Krysiu, na cztery ręce pójdzie piorunem i będzie wspaniale !
OdpowiedzUsuńLepsza jesteś, bo mnie właśnie ten przedświąteczny i poremontowy przeraża najbardziej. Masz rację, wczoraj poszło piorunem, głównie pracowała przyjaciółka, ja się grzebałam przy kuchence i suszarkach, układałam klamoty i podałam obiad i deser :-)
UsuńO, to nic nowego Krysiu, u mnie jest podobnie, sprzatanie to najgorsza rzecz pod sloncem dla mnie. Zawsze dopada mnie wtedy depresja. A sprzatanie poremontowe to już cos najgorszego!
OdpowiedzUsuńWlaczam wtedy dobra muzyke i do dziela! I to dziala!
Ale pocieszam Ciebie, to wszystko jakos w koncu daje sie ogarnac, sily przychodza a my potem cieszymy sie ogarnietym i slicznym mieszkankiem.
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo spodobała mi się ta sentencja o kurzu :--))) Zieleń na ścianach - bajeczna. Krystynko musisz przetrwać te niedogodności remontowe, a do dermatologa idź koniecznie. Serdeczności!
OdpowiedzUsuń