niedziela, 29 kwietnia 2018

Żmija zamiast sikorki

Bezpośrednio z Radawy pojechałam na włości na skraju bo już najwyższy czas posiać koper, rzodkiewki, szpinak, groszek cukrowy, fasolki szparagowe ( narazie karłowe), cukinię, ogórki, słonecznik ... Posadziłam też małą brzózkę i białe kwiateczki od Władzi.

Chciałam też nacieszyć się pączkami i kwiatami drzewek i krzewów owocowych. Zapowiada się niezły urodzaj (odpukać by nie zapeszyć). Ale chociaż jest ciepło, jest i sucho, więc czy to nie zaszkodzi zawiązkom?

Chociaż miło jest stąpać i jeździć po stokrotkach, czas na pierwsze koszenie. I przez kilka dni już nie będzie tak kolorowo na trawniku. Tym razem zdjęcia nie z pozycji kocyka.

Wreszcie mam fachowców od kuchni, pomierzona, rozrysowana, zdecydowane gdzie zlewozmywak a gdzie lodówka, przewidziane nawet miejsce na praleczkę i blacik do jedzenia. Teraz czekam na kosztorys. Czas na decyzję a tu niespodziewajka niemiła. Zamiast sikorki w budce lęgowej żmija przy metalowej klapie schowka. Takich gości nie lubimy. Może to nawet żmija wypłoszyła sikorkę bo nic się nie dzieje w budce lęgowej. A może to jaszczurki zwabiły tę żmiję, a może roboty koparkami wypłoszyły ją z bezpiecznego legowiska w wysokich trawach. Tak czy siak zastanawiam się teraz czy inwestować w chattę, jeśli jej otoczenie coraz bardziej nieprzyjazne i niepiękne. Cóż, chciałam bywać na skraju, by być blisko różnych możliwości, to mam zmiany :-(
Żmija budzi grozę, fociłam ją z daleka ale nawet teraz, jak oglądam jej zdjęcia, wraca tamten strach.

Na spacery po łąkach i lasach nie było za dużo czasu.

wtorek, 24 kwietnia 2018

Adios Radawo !

Suma niedyspozycji związanej z ostrym przeziębieniem jest taka sama ale raz najbardziej dokucza kaszel, raz katar i kichanie a raz zmęczenie i osłabienie. Tak czy siak, odpada poranna gimnastyka, ścieżka zdrowia i basen, gdy ciało obolałe od kaszlu, zmordowane katarem marzy tylko o łóżeczku. Więc oczyszczanie jest jednostronne, tylko dietą warzywno owocową ale intensywne bo brak mi apetytu i tylko dziubam i przeżuwam po kęsku. Spaceruję też ale teraz nie z kijkami i z grupą tylko z aparatem i solo więc zatrzymuję się co chwilę, przykucam, przyklękam, wyciągam się i focę. To też gimnastyka na miarę obecnych możliwości.

Nie chodzę na ścieżki zdrowia ale za to wybrałam się na wycieczkę do Jarosławia. Czasu było niewiele, tyle co  między śniadaniem i obiadem więc tylko ścisłe stare miasto a właściwie muzeum w kamienicy, kościół, cerkiew i kompleks sakralno obronny benedyktynek.
1. Na przeciw Ratusza jest Kamienica Orsettich a w niej Muzeum.

2. Cerkiew pw Przemienienia Pańskiego była zamknięta, podglądnęliśmy wnętrze przez kraty.

3. Kolegiata pw Bożego Ciała

4. Opactwo sióstr Benedyktynek z kościołem pw św. Mikołaja i pw św. Stanisława Biskupa - interesujące połączenie sztuki sakralnej i fortyfikacyjnej.

Mimo przeziębienia nie odmówiłam sobie ogniska, na którym, a jakże, piekliśmy jabłka. Były też śpiewy piosenek biesiadnych, harcerskich, wojskowych i maryjnych, bo grono bardzo zróżnicowane. Były tańce i gimnastyka w kręgu więc dodatkowe kalorie zostały spalone i wypocone.
 
Ten duch i men zajęty komórką to franciszkanin, ojciec Jacek a potem już brat Jacek a na końcu braciszek. Cudowny zakonnik, mądry ale tolerancyjny, życzliwy i uczynny, empatyczny i serdeczny. 170 kg radości i łagodności. Jego powiedzonka które mi się bardzo podobały to: "niech się wstydzi ten, kto widzi" albo " lepiej żeby się grzeszne ciało rozpaść miało, niżby dary Boże zmarnowało". To żartobliwie i ironicznie powiedziane, brzmi dużo lepiej niż napisane.

Dwa tygodnie tak można, tylko na warzywach i owocach, bez entuzjazmu ale zdrowo, bo mi się udało. Czy uda się utrzymać dietę choćby przez następne dwa tygodnie w domu, gdy nie będzie reżimu i zaczną nęcić pokusy? Tutaj panie marzą o tortach, lodach, chlebie, maśle, śmietanie, makaronie, kaszach ..... panowie o pierogach, ziemniakach, kotletach, bigosie, golonkach ..... a ja marzę o pieczonej karkówce, jajeczku na miękko i gotowanym żeberku. Czy oprzemy się tak różnym pokusom? A warto by, bo wyniki są rewelacyjne, cholesterol, cukier, trójglicerydy, ciśnienie i waga spadają znacznie, chociaż w różnym stopniu.
Znowu spuszczono wodę z rzeki Lubaczówki, będzie czyszczenie przed sezonem letnim.

Na koniec postanowiłam zażyć tego radawskiego luksusu po kokardę. Bacówka w Radawie, obiekt nowy ale stylowy tzn w stylu który lubię. Prosty i nienachalnie elegancki. Jest basen, jakuzzi, grota solna z podgrzewanymi leżankami, beczki z gorącą i zimną wodą, pokój relaksu i obiekt przeszklony dokolusieńka na całej wysokości. Przez godzinę dzieliłam te luksusy z parą i ich kilkuletnią córeczką a potem ponad godzinę miałam cały obiekt dla siebie bo to jeszcze przed sezonem.

Czas się zdecydować czy jeść marnie i żyć długo i zdrowo czy jeść smacznie i żyć niezdrowo i krócej. A może zrobię tak. Od wiosny poprzez lato do wczesnej jesienie będę jeść bez przyjemności i żyć zdrowo a od później jesieni poprzez zimę do wczesnej wiosny będę się odżywiać smacznie i żyć przyjemnie choć niezdrowo. A może nauczę się gotować zdrowo i smacznie.

Jestem tu trzeci raz, każdy z tych pobytów inny.
Pierwszy to rekonesans, wycieczki, dieta mieszana, jesień, soczyste, świeże i lokalne warzywa i owoce, kolory złotej polskiej jesieni ....
Drugi już celowy, oczyszczanie i odtruwanie, dieta tylko warzywno owocowa, jazdy rowerkiem, ścieżki zdrowia z kijkami, dużo gimnastyki, wiosenna bujność .....
Trzeci przerwany przeziębieniem i rozleniwiony luksusem ale mimo to z dobrymi wynikami.. Czy będzie czwarty? Może tym razem zimą?
Teraz pożegnałam się z Radawą mszą z bratem Jackiem i ogniskiem.