środa, 30 grudnia 2020

Święta w czasach zarazy

Właściwie były już takie Boże Narodzenie że byliśmy tylko troje seniorów: 2010, 2012, 2015 więc to dla nas ani nie dyskomfort ani tragedia ani nawet smutek.                    Mój udział w przygotowaniach to jedna trzecia z dwunastu dań wigilijnych ale ta najbardziej pracochłonna bo uwaga: 1 - kapusta wigilijna z kapusty kiszonej na kwaśno i słodkiej z borowikami i cebulką na maśle, 2 - uszka z farszem z borowików do czerwonego barszczu z buraków, 3 - pierożki na słodko z suszonymi śliwkami, 4 -  farsz do krokietów z kapusty i grzybów i jeszcze dodatkowo 5 - niewigilijny farsz z mięsa i grzybów do pasztecików lub pierożków na po świętach lub Nowy Rok. Farszu mięsnego ma być dwie porcje, jedna dla nas a druga dla Małgosi, w zamian za jej kruche ciasteczka. 
         Na mojej czteropalnikowej kuchence wszystkie palniki zajęte cały czas. Na jednym gotuje się kwaśna kapusta kiszona, na drugim pokrojona w piórka kapusta słodka ze startymi warzywami korzeniowymi, na trzecim pół główki kapusty słodkiej a na czwartym wielki gar mięsa z jarzynami na farsz. Do wszystkiego dodaję liście laurowe i ziele angielskie, niedużo ale koniecznie. W tym czasie kroję w drobne piórka kilogram cebuli. Oj, jest przy tym sporo płaczu. Gdy pół główki kapusty już prawie ugotowane, zdejmuję gar z palnika a na to miejsce stawiam patelnię. Roztapiam na niej kostkę masła i wrzucam pokrojoną cebulę. Mieszając od czasu do czasu cebulkę by się usmażyła na ciemno złoto wyciskam nadmiar wywaru i siekam kapustę tasakiem. Zdejmuję patelnię i nastawiam wodę na kawkę. Przekładam cebulkę do miski a na patelnię wrzucam posiekaną kapustę i mieszając popijam kawkę z mlekiem. Dosmaczam solą i pieprzem i odstawiam na stół. Na zwolniony palnik nastawiam namoczone wcześniej borowiki a gdy się zwolni palnik z kapustą z warzywami, nastawiam podgrzybki i kurki wcześniej namoczone do gotowania. Grzybów suszonych ci u mnie dostatek więc ich nie żałuję, część uzbierana i ususzona własnoręcznie a część tylko ususzona własnoręcznie. Na palnikach bulgoczą gary z mięsem, z kiszoną kapustą, z borowikami, z grzybami, mam więc chwilkę czasu by coś zjeść,  chociaż przy tylu aromatach zupełnie jeść się nie chce. Zestawiam ugotowane borowiki a gdy wystygną cześć siekam nożem na grubo do kapusty a resztę na drobno do farszów. Inne grzybki siekam na drobno do farszów. Posiekane na drobno borowiki wrzucam na mniejszą patelnię, dodaję część podsmażonej cebulki, dosmaczam s i p i przesmażam razem stale mieszając. Gdy wystygną dodaję troszkę masła i razem wyrabiam. I już jeden farsz do uszek wreszcie gotowy, przekładam go do pojemnika po lodach 900 ml i jest po brzegi. Na palnik wraca kapusta z warzywami, dodaję do niej ugotowane borowiki i sporo podsmażonej na ciemnozłoto cebulki. Wreszcie zdejmuję z palnika wielki gar z ugotowanym mięsem i warzywami ( wrzuciłam tam wcześniej garść borowików dla aromatu ), by się wystudził. Wyciągam wielgachny gar z pawlacza i daję do niego ugotowaną kiszoną kapustę i ugotowaną słodką z borowikami i cebulką. Uzupełniając wywarem z borowików mieszam i dosmaczam s i p. Słabo czuję cebulkę więc dokładam jeszcze sporo z miski. Gotuje jeszcze chwilę by się smaki połączyły. Trzeba będzie dosmażyć cebuli więc przekładam z patelni do rondla ugotowaną i przesmażona kapustę, dodaję połowę z reszty usmażonej cebuli, część drobno posiekanych ugotowanych grzybów, podlewam wywarem z grzybów i kapusty ( bo nigdy w trakcie gotowania nie wylewam wywarów tylko przelewam je osobno do sporych słoików i używam do podlewania potraw ) dosmaczam i  jeszcze jakiś czas odparowuję. Zestawiam na stół i drugi farsz kapuściano - borowikowy gotowy. W międzyczasie już gotowa kapusta wigilijna więc zestawiam wielki gar na podłogę by się przestudził. Jedno całe danie gotowe. Co i raz muszę i chcę odpocząć i jak tylko na patelniach i w garach nic nie woła o mieszanie, odpoczywam w pozycji horyzontalnej, dla serca i kręgosłupa. Teraz najtrudniejszy farsz, ten mięsny. W tym roku robię go dużo bo chcę jeszcze połową obdarować Małgosię, nie tylko w zamian za kruche ciasteczka, więc gotuję ponad dwa kilogramy mieszanego mięsa i jarzyny korzenne. Po wystudzeniu najtrudniejsze zadanie czyli rozdrobnienie mięsa. Liczyłam na rozdrabniacz ale wychodzi z niego mieszanina mazi mięsnej i dużych kawałów. Trudno, tak jak co roku siekam mięso nożem na drobniutko i wierzcie mi, trwa to ponad dwie godziny bo jeszcze siekanie grzybów, jarzyn. W międzyczasie siekam jeszcze kilka cebulek i smażę na maśle. Potem mieszam ręką mięso, grzyby, jarzyny, cebulkę, dosmaczam s i p,  mieszam, dosmaczam i tak do finału. Po wystudzeniu napełniłam po brzegi dwa pojemniki po 900 ml lodach wiśniowych. Trzeci farsz gotowy. Zeszło calutki dzień a ile bio się u mnie uzbierało, będzie spore zasilenie kompostownika.  
A to tylko jedna trzecia z dwunastu dań bożonarodzeniowych,  Halinka siostrzyczka zrobi też cztery a resztę się kupi. Opisuję te prace bo za rok lub dwa, pewnie nie będę już miała ani siły ani ochoty stać tyle przy garach. I miło będzie poczytać, że jeszcze niedawno tyle potrafiłam, mogłam i chciałam. Z tego wszystkiego zapomniałam sfocić pierwsze etapy prac, marna ze mnie blogerka. Nazajutrz lepienie pierogów ze śliwkami i uszek. Ciasto nawet mi wyszło ale rozwałkowywanie na małej desce kłopotliwe, pracochłonne i stresujące. Ulepiłam 56 uszek i ugotowałam na dwa razy okraszając masełkiem. Zmieściły się w dwa lodowe pojemniki.
Potem z reszty ciasta ulepiłam 25 pierogów z suszonymi śliwkami i na dziś chyba fajerant, bo w międzyczasie systematycznie zmywałam chyba z 10 razy. Od razu widać, że moje pierogi to ręczna robota, każdy inny. Jakby mi się udało takie kupić to nie chrzaniłabym się z nimi w domu. 

24 GRUDNIA - WIGILIA - Siostrzyczka robi 1 - barszcz postny z borowików, 2 - barszcz z buraków czerwony, 3 - ziemniaczki, 4 - kompot z suszu, czyli te wodniste, których nie ma sensu przewozić w garach czy słojach. A kupujemy 1- pierogi z kapustą i grzybami, 2 -  pierogi ruskie, 3 - karpia, 4 - ciasta słodkie. I tym sposobem niezadużo się napracowawszy, mamy jedzenie świąteczne na 3 osoby na 3 dni. Gdy przyjeżdżam do domu rodzinnego siostrzyczka siedzi przy rozpalonym kominku i nastraja się świątecznie. Ja jem na śniadanie śledziki w śmietanie i też się nastrajam. Heniu jeszcze słodko śpi. Po rozpakowaniu wchodzimy do livingu i oglądam prezenty, dużo prezentów, z Wrocławia, Mielca i Warszawy ale wszystkie ślicznie i dokładnie opakowane a macanie i ważenie w ręku pozwala rozpoznać tylko coś prostokątnego i ciężkiego i domyślam się co tam jest. Reszta to niespodziewajki. 
Zaczynamy Wigilię od barszczu z borowikami i chleb a zaraz potem ziemniaczki i kapusta wigilijna słodko kwaśna z prawdziwkami. Cztery potrawy już zaliczone. Potem przerwa, odsuwamy stolik do kąta by Heniu mógł pospacerować. Popijamy kompotem z suszu i to jest piąta potrawa. 
Po przerwie 6, 7 i 8 potrawa czyli pierogi ruskie, z kapustą i grzybami a na koniec pierogi z suszonymi śliwkami, moje ulubione i jedzone tylko raz w roku. Nawet Heniu je pierożki bo delikatne i miękkie. 
Teraz dłuższa przerwa i wreszcie otwieranie prezentów. I choć od lat kilku postanawiamy, że prezenty tylko dla Dzieci, to jak już nie ma małych dzieci, obdarowujemy  się wzajemnie i dopiero gdy to mnie będzie bardziej wkurzać niż cieszyć powiem dość! Basta!! Stop!!!
Dziewiąta potrawa to karp, smażymy go dopiero teraz. A 10 i 11 czyli barszcz czerwony z buraków i uszka zostaną na jutro. Będzie to w naszej, mieleckiej tradycji danie Bożenarodzeniowe a nie wigilijne. No i jeszcze nie spróbowaliśmy ciast a tam kruche ciasteczka, pierniczki, wafel, sernik, torcik szwajcarski, tort orzechowo-makowo- czekoladowy i jeszcze ze dwa bez nazwy więc razem sporo ponad 12. Po delektowaniu się karpiem spacer z psem, dość długi bo trzeba spalić te 'postne' wigilijne dania ( bez mięsa ale masełka do sytości). Wieczorem już tylko kompot, nic więcej się nie zmieści.
25 GRUDNIA - BOŻE NARODZENIE - Nazajutrz Wielkie święto, wstajemy wcześnie, Halinka na spacer z psinką a ja przygotowuję rytuał z zimną wodą, jedliną i złotem. Na odporność, bogactwo i witalność.
Na śniadanie śledziki w śmietanie chociaż w taki dzień powinno być obfite śniadanie pełne wędlin i sałatek ale my lubimy śledziki a jak nie zjemy ich dziś to kiedy? Zmarnować się nic nie może, takie jest nasze pokolenie. No i wreszcie słodkie z kawką i zajęcia w podgrupach czyli czytanie i sudoku bo Heniu jeszcze śpi. 
Na obiad barszcz z buraków z uszkami czyli pierożkami z borowikami i ziemniaczki z kapustką. To jakby druga wigilia bo bezmięsna i dania wcześniej przygotowane.
I już wieczór, idziemy z siostrą na spacer z Bajką, zobaczyć świątecznie ozdobiony Mielec. 
    26 GRUDNIA - SZCZEPANA  Wreszcie obfite śniadanie pełne wędlin i sałatek. To dzień świąteczny, jakby niedziela. Na obiad goloneczka upieczona z ziemniakami i reszta kapusty wigilijnej. A potem spacer na cmentarz, by wspomnieć Mamę, Tatę, Brata Bynia i zapalić tam świece, zadumać się i odbyć nasze rytuały, pogadać z nimi na głos i w milczeniu. I już zmrok i zachód słońca.
W Niedzielę jak wczoraj, takie samo śniadanie, obiad, kolacja. Dzień podobny do dnia.
Na zachodzie tak było - i kameralnie i rodzinnie, i radośnie i nostalgicznie, i kolorowo i nastrojowo.
Już tradycyjnie proszę o niekomentowanie tego posta, jest osobisty, dla pamięci a publikuję go tylko po to by mieć do niego wgląd, kiedy potrzebuję. Na przełom roku jadę do chatty na skraju, będzie, mam nadzieję, jak zwykle klimatycznie i magicznie.