środa, 24 lutego 2021

Coraz mniej 'w podróży'

Pod koniec listopada 2018 roku czyli ponad dwa lata temu postanowiłam, że już nie będę " Krystynką w podróży". Że będę się cieszyć tym co mam tu blisko a nie szukać przygód i wrażeń gdzieś daleko. Że zadbam o korzenie a nie o skrzydła, bo i wiek ku temu stosowny. Więc już nie "Krystynka w podróży" ale "Pellegrina" i "Starka".
I to zaczyna działać dopiero teraz, po ponad dwóch latach od postanowienia bo wcześniej jeszcze Łódź z Asią, z rozpędu Kraków i Wrocław w ferie 2019 roku z Asią i Markiem, Warszawa wrzesień 2019 r z Asią, Markiem, Dżejem i Agatką, Głębokie - lipiec 2020 r z Asią, Leszkiem, Laurką, Markiem, Dżejem, Agatką i silną grupą pod wezwaniem Nadolice! Ale już nie SLOT w Lubiążu pod namiotami z silną grupą pod wezwaniem Nadolice! Już nie Węgry i Chorwacja w dwa tygodnie z Asią i Markiem, już nie  Toskania w 10 dni z Asią, Markiem, Danusią i Basią, już nie Bergamo, Como i Varenna z Asią i Markiem.... Teraz już nie zagranica i nie namiot, już nie intensywne i zachłanne zwiedzanie. Ale też tak naprawdę nie wiem czy to z powodu mojego postanowienia czy pandemii to zawężenie i posadowienie. Nie śmiem twierdzić, że to wszechświat nagiął się do moich postanowień ale może ja, nie wiedząc, przeczuwałam i przewidziałam, że nadchodzi pora na zmianę. Może ja i mój świat starzejemy się jednakowo?
Ze względu na zdrowie już nie wybieram się w dalekie, zagraniczne podróże ale nadal kursuję kilka razy w miesiącu między moimi trzema miejscami: mieszkaniem w miasteczku, chattą na skraju, domem u siostry. Czasem, dwa, trzy razy w roku między poddaszem Córci, mieszkankiem Wnusia, domem koleżanki w Hyżnem. A pandemia rozleniwiła mnie, obcięła mi skrzydła, zbladły marzenia. Ale tak czy siak od dawna wiem i czuję, że ten rok 2021 będzie dla mnie ważny, że będzie dobry, czuły i da mi wiele radości. 
W Walentynki, zamiast pączków, zrobiłam dwa super-kotlety wg rozczochranej Madzi G, czyli schab marynowany w cebuli i mleku, panierowany w mące, jajku i bułce tartej z pokruszonymi płatkami kukurydzianymi. Z podsmażanymi ziemniaczkami i zasmażanymi buraczkami danie było świąteczne i smakowite ale szału nie było. Mój kotlet z dobrego schabu, bez marynowania chyba smakowitszy. 
Więc już bez autorytetów zakisiłam z buraków i jarzyn zakwas do picia i ewentualnie na barszczyk.
Tegoroczna zima ma Moc i Magię. Czuję ją nawet w moim miasteczku i cykam jak szalona by zapamiętać, gdyby się szybko miała nie powtórzyć. Codziennie kilkanaście zdjęć. 
A ja właśnie tej zimy ugrzęzłam w mieszkaniu, zdrowie niestety najważniejsze się stało. Więc zima cudna na skraju mnie omija. Ale i w Mielcu jest mroźno, biało i urokliwie.
A narazie odpoczywam, inhaluję się, nawilżam i czekam na znaki, że ten rok jest dla mnie ważny, dobry, radosny.  Jeden już jest!!! Może i oczekiwany ale i tak zaskakujący, radujący serce, ciało i duszę.