sobota, 24 kwietnia 2021

Kraksa czyli mały wypadek.

Wygląda to groźnie ale to banalna stłuczka. Sobotni poranek, słońce świeci, jadę do chatty na kilka dni. Pozmywałam i wyrzuciłam śmieci. Zapakowałam skrzynkę farb, rozpuszczalników i pędzli (które zawsze na zimą zwożę do domu a wiosną wywożę na skraj), skrzynkę jedzenia, koszyk picia (bo zaprosiłam na skraj, na jutro moich znajomych), wiadro obierek na kompostownik, skrzynkę przydasiów. Wyruszyłam spod bloku i 200 m dalej, na krzyżówce, słońce w oczy i buch i bach, och i ach!!! Stuknęłam w granatowe, wielkie auto. Wysiadłam ja, wysiadła i drobniutka Dziewuszka. Obejrzałyśmy autka, ona tylko bok lekko wgnieciony a ja urwany cały wielki zderzak z przodu i prawy reflektor. Spanikowane dzwonimy na policję i po lawetę, bo nam się to zdarzyło pierwszy raz i obie nie wiemy jak działać, tyle co z TV. Stoimy na środku drogi na skrzyżowaniu co dodatkowo wzmaga panikę. Czekanie bardzo się dłuży,  ciekawscy zatrzymywali się i lukali, ja łykam pramolan a potem hydroxyzinun bom  zdenerwowana wielce i nie myślę logicznie. I obie martwimy się naprawami a jednocześnie pocieszamy się, że nic się nam nie stało.  

Po kwadransie przyjechali prawie wraz, ledwo zdążyłam postawić trójkąt (aż się zdziwiłam, że go mam), Policja, obejrzała zajście i kazała Dziewuszce zjechać na bok a moje zapakować na lawetę. Ja rozedrgana i przestraszona, Młody Men (MM) z lawety spokojny i na luzie.  Sprawdził czy autko zapala ( mnie to nie przyszło do głowy) a jak zapaliło to odjechał nim do swojej lawety, tak z tym urwanym i trącym z wielkim hałasem zderzakiem. Tam scyzorykiem odciął zderzak który trzymał się na jednym zaczepie i powoli zaparkował autko na skrzynię lawety. I teraz czekanie aż policjanci wypełnią druczki, spiszą dane z dokumentów, wypiszą mandat (wszystko ręcznie i długopisem w dobie pracy zdalnej, smartfonów i globalnej sieci). Trwa to i trwa, ponad godzinę, laweta nabija minuty, Dziewuszka spieszy się na pilne zakupy, ja już tylko chcę do domu a Policja ma czas, są w pracy.     Na zakończenie podziękowałam mundurowemu że taki niewysoki mandat a on rzekł, że nic się nie stało, dla nich to banalna stłuczka i nie ma za co dziękować, bo cały koszt zdarzenia to nie ten mandat tylko naprawa. Oddał mi papiery i pojechałam pod garaż w szoferce lawety. Pod garażem MM zjechał autkiem z lawety, wjechał tyłem do garażu i zostawił zderzak przed autkiem. Sąsiad spytał czy nie zatrzymali mi jakiegoś dokumentu, prawa jazdy czy karty wozu? Nie wiedziałam, więc zaczęłam chaotycznie przeszukiwać torebkę, wysypałam wszystko na podjazd i grzebałam w przydasiach coraz  bardziej nerwowo. Dałam trzy a dostałam dwa? Już zaczęłam wszystko zbierać by pobiec do wozu policyjnego gdy MM przybiegł z dowodem, który zostawiłam w szoferce. Więc przez chwilkę zamiast popłochu czuję wdzięczność i radość. Bo chwilę wcześniej zastanawiałam się, czy niepotrzebnie nie wezwałam pomocy drogowej gdy sama mogłabym dojechać do garażu autkiem bez fatygowania lawety za kilkadziesiąt zet. Kilkadziesiąt zet za lawetę, 250 za mandat, kilkaset za naprawę - drogo mnie będzie kosztować ta lekcja.  Dopiero teraz myślę, że trzeba zawiadomić znajomych o sytuacji i odwołać spotkanie. Ale przychodzi mi do głowy, że to szczęście w nieszczęściu, że ich zaprosiłam bo teraz możemy przepakować cały majdan do ich wozu i pojechać tam jutro.  Czy LOS wiedział, co mi się przydarzy, gdy 'kazał' mi spontanicznie zaprosić znajomych (a nie robię tego często, można powiedzieć że chyba nigdy), bym nie musiała rozpakowywać całego majdanu po wypadku i mogła wygodnie pojechać na skraj? I czy wiedział, że to właśnie wtedy mogę się spokojniej rozbić gdy na koncie od wczoraj dodatkowa trzynastka? I że to właśnie tutaj, tak blisko od domu? I że  w miejscu gdy ledwo wyjeżdżałam z zakrętu, dziewuszka podjeżdżała do świateł a więc wtedy gdy obie miałyśmy niewielką prędkość? LOS troszczy się o mnie i dziękuję mu za to z całego serca.
Wiedziałam, że 2021 będzie rokiem przełomowym, nadzwyczajnym ale nie przypuszczałam, że będzie w nim miejsce na pierwszą w życiu stłuczkę z kimś, z mojej winy. Bo od ponad 50 lat jazdy miałam trzy mandaty i dwa zdarzenie bez mojej winy. Ale jednocześnie jestem wdzięczna Aniołowi Stróżowi, że nikomu nic się nie stało, szkody niewielkie, mandat niewysoki i ogólnie jak mówił Mundurowy - banalna stłuczka. 

piątek, 16 kwietnia 2021

Zielono mi !!!

Najbardziej mnie przygnębia widok zamaskowanych postaci, przesuwających się w jakimś upiornym tańcu osobno. Brak mi przytulonych par, całującej się młodzieży, staruszków trzymających się za ręce w drodze na zakupy, śmiejących się nawet za głośno grupek młodzieży, dzieci na rowerkach i rolkach, śmiechu i radosnych krzyków Na ulicach zamaskowani kosmici, zda mi się, że to film jakiś katastroficzny, jakiś koszmarny sen a nie rzeczywistość. Obudzić się chcę ale czy po obudzeniu, za miesiąc czy rok, świat będzie taki sam?
Od ponad tygodnia, 4 dni z siostrą a teraz sama zielono mi czyli jedzonko na zielono. Głównie warzywa i owoce, niekoniecznie zielone ale przeważnie. Głównie jarzynowe zupy ale też surowe warzywa i owoce. Chrupiące  na surowo kalarepki, papryki, łodygi brokuła, rzodkiewki ..... Przyjechałam na skraj w późne sobotnie popołudnie. Rozpakowałam się, obeszłam działkę i okolice i zapadłam na tarasie do ciepłego, późnego wieczora. Nie trzeba było rozpalać w piecyku, dobrze się spało w chłodnej izbie pod ciepła kołderką, chociaż coś w nocy stukało i trzeszczało. Rano ucichło!Nazajutrz w niedzielę dzień gościnny, coś jakby rozpoczęcie sezonu. Ciepło, spokojnie i leniwie. Rozmyślanie i planowanie, spacerowanie i gotowanie. Rozmowy w podgrupach.                W poniedziałek dzień bardzo pracowity, pięć punktów skreślone z siedmiozadaniowej listy. Poprzesadzane, powsadzane, wycięte i wykopane, wsiane i zagrabione. Zdążyłam przed mocnym ochłodzeniem. A na koniec spalanie zimowych śmieci  na wiosennym ognisku. Mój staruszek laptop od pewnego czasu zwalnia mocno i zawiesza się. Boję się, że kiedyś, znienacka padnie i zgubi moje dziesięcioletnie dane. I znowu jak z autkiem trzeba podjąć decyzję, naprawiać czy kupić nowy. Na komputerach znam się jeszcze mniej niż na autkach więc trzeba go zanieść do fachowca. Znalazłam poleconego i dobrze, bo mam złe doświadczenie z naprawiaczami. Ileż to już razy słyszałam: sprzęt dobrej marki, ma wartość, warto naprawić bo te nowe to już jednorazówki. A w niecały rok po naprawie psuje się coś obok i znowu koszty. Zaufałam znajomemu znajomych i zdecydowałam się na naprawę. Dell dostał nowy dysk o wielkiej pojemności by pomieścić wielkie mnóstwo moich zdjęć. To jakby nowe serce, serce wielkoluda. Ale dostał też nowy mózg i to o 3 numery nowszy, z 7 na 10 Windows. I to razem sprawiło, że to całkiem inny laptop od mojego znajomego, zaprzyjaźnionego, oswojonego przez lata. Muszę się go uczyć od początku bo stary, dobry Windows 7 se ne wrati. Ale narazie klnę cichutko szukając zdjęć i dokumentów, programu do kadrowania zdjęć, Worda do pisania, miejsca do ustawień właściwości praktycznych  ... i dziesiątki  moich wypracowanych przydasi. W dodatku lapek co i raz domaga się aktualizacji a ja nie wiem po co. Narazie wiem, zmiany bolą !!!