sobota, 23 kwietnia 2016

Zaszalałam fioletowo

Zaszalałam w Mielcu i kupiłam glicynię czyli wisterię. Od lat za mną chodziła ale tak jakoś myślałam, że to wielce egzotyczne, wymagające i ekspansywne pnącze. 
Dopiero blogowe dziewczyny uświadomiły mi, że to było dawno i nieprawda. A i poczytałam troszkę w necie. Więc gdy u Siostrzyczki spacerując, naszłam w ogrodniczym na glicynie, uznałam, że to znak i wyszłam z jedną, która miała już pąki. Szkoda, że nie było glicynii kwiecistej tylko chińskie ale to moja pierwsza i mam nadzieję, że ... nie ostatnia! Chociaż, żeby mieć miejsce na następną, na mojej małej działce, ta musiałaby zmarznąć a przecież sobie tego nie życzę.

Zaszalałam w Bog... i wsadziłam glicynię na balkonie. Narazie do jesieni, potem się zobaczy ale na balkonie nie zostanie.

Są też wisterie szczepione na pniu, te rosną jak drzewka chociaż wymagają starań i wiedzy. I kosztują duuużo drożej. Ale za to jakie efekty! I są białe gatunki!

Ale naprawdę niezwykłe są te w stylu bonzai. Ileż one wymagają cierpliwości, delikatności, precyzji, wiedzy i wyobraźni. 
Właśnie dlatego, że tyle jeszcze przede mną doświadczeń z wisterią, mówię, że to nie ostatnia. Narazie zbieram inspiracje, jak i gdzie przenieść moją z balkonu na działkę. 
Łatwo się domyślić, które moje fotki, reszta z internetu po wpisaniu w google glicynia i kliknięciu "więcej zdjęć dla zapytania glicynia"

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Przedświt i uff

I znowu w spożywczym skusiły mnie tekturki czyli effekty. Obrazki cudne i bujne a w tekturkach marne badylki. Mam tylko nadzieję, że im mniejszy badylek tym większy przyrost :-) Tak bajają starsi. A na tagach rolniczych zakupiona porządna biała winogronka, najwcześniej owocująca więc nie będę musiała czekać na smakowanie do przymrozków. Mam tylko nadzieję, że nie zmarnieją tak jak poprzednie. 
Przyjechałam dniem pochmurnym i mglistym więc zaraz po rozpakowaniu rozpaliłam w piecyku chociaż było żal, bo już wysprzątany i doszorowany po sezonie a tu trzeba "pobrudzić'. Gdyby tylko o temperaturę chodziło to bym mi się nie chciało ale w izbie wilgotno a moja lewa stopa ostatnio nie lubi wilgoci. Gdy się już rozpaliło nastawiam rondelek z zapiekanka warzywną i idę na powitalny spacer. Nawet jak nie ma mnie na skraju dwa, trzy dni to i tak obejście i powitanie musi być. Tym razem wypatrzyłam ciekawy żywopłot z wierzby i ożyło wspomnienie warsztatu wikliniarskiego na SLOCIE i cudeniek które można z niej robić. I wreszcie zakwitło drzewko za płotem naprzeciw bramy. Zrobiłam kilka fotek ale było już ciemnawo więc wróciłam tam nazajutrz. Wyobrażając sobie jak by to urokliwie wyglądało w słońcu, zrobiłam kilka fotek dla pamięci, bo nie zanosi się na słońce.

Gdy wróciłam obiadokolacja już gorąca chociaż w izbie dopiero 5 stopni cieplej. Owinęłam się polarem i zjadłam trochę jałowej zapiekanki, bo chociaż pełna ziół to jednak bez mięska. Potem zanurzyłam się  "W dżungli miłości" Beaty P i na szczęście mało tam o miłości, więcej o leniwcach i wojownikach, oczekiwaniach i alkoholu, samotności i odwadze, bezsilności i szczęściu czyli o miłości do siebie, która jest zaprzeczeniem egoizmu.  Niestety, dużo więcej mam z leniwca i chyba już za późno zmieniać się w wojownika. A może nie za późno!

Obudziłam się w nocy, coś mnie obudziło. Poczułam jakąś wyjątkową radość i spokój. Cisza i ciemność. Otuliłam się ciaśniej dwoma kołdrami aż po brodę. Po co to obudzenie? Bo czułam, że to ma jakiś cel. Ale jaki? Wyostrzyłam wszystkie zmysły, poczułam chłód policzków, ciepło reszty otulonego ciała, ciszę aż brzęczącą, zapach spalonych wieczorem waniliowych lampek, suchość w ustach. I nagle cichuteńki szelest a potem nagle głośny gwizd ! Senność prysła! Szelest i świst najpierw monotonny a po chwili perlisty i wielobrzmiący. W tej ciemności jakiś ptak głośno wychwalał wstający dzień, którego ja jeszcze nie dostrzegłam. Wyskoczyłam spod kołder i odsunęłam zasłonkę. Nadal ciemno. Ubrałam paputki i wyszłam na taras. No, no, tu już przedświt. Na wschodzie nad horyzontem szaro różowa, rozmyta smuga. Do szelestu i gwizdu dołączyło poświstywanie. Tak mało wiem o ptakach. Kiedy ich pierwsze trele, jaki głos mają. Chyba tylko kosy poznaję i te które teraz słychać to chyba kosy. Czekam chwilę by się powiększyła szaroróżowa łunka ale nad ranem zimno a ja w stroju nocnym więc wracam do ciepłego łóżka. Czułam radość, że dany mi taki piękny ranek. W prostokącie okna, z minuty na minutę, ciemność przegrywała z szarością, do treli dołączyło ćwirkanie i piskanie, teraz już cała ptasia orkiestra dawała koncert. Gdy w izbie dało się bez wstawania dostrzec godzinę na zegarku, była 5.15. a za oknem już szaro. I uśpiły mnie ptasie trele bo gdy się obudziłam ponownie, był jasny chociaż pochmurny dzień i 8.15
   Tutaj głosy ptaków
Zabieram się za czynności konieczne i ulubione. Konieczne to poszerzenie kompostownika, posadzenie przywiezionych zdobyczy, posianie w pojemnikach fasoli tycznej, aksamitek, pietruszki naciowej a na grządce szpinaku, koperku, rzodkiewki, sałatki. Oczywiście w tzw międzyczasie, w ramach odpoczynku i relaksu, dokarmianie łabądków i kaczek nad zalewem. Ileż w nich gracji! Ile pokojowego współistnienia !!

Albo gapienie się ze schodków na ptaszęta krzątające się wokół. Trudno je focić bo odpoczywają daleko i ruchliwe bardzo. Najlepiej rankiem lub u schyłku dnia. Czasem aż 'się boję' czy mi samolot nie wleci do budki lęgowe j:-)

Dni pochmurne, mgliste, deszczowe więc po wykonaniu połowy planu zbieram się do wyjazdu. A żeby nie było, że tylko fauna, jest i flora, choć tym razem jakby mniej. 
Z ostatniej chwili.
Rzadko się tu wkurzam i wqurwiam, bo mój blog ma być tą lepszą częścią mojej bajki ale teraz nie zdzierżyłam, skuli składki misyjnej. No bo:
- po pierwsze należę do tego 80 %  które nie wybierało obecnego rządu a 80 procentowa mniejszość ma chyba swoje prawa w demokracji.
- po drugie prawie wcale nie oglądam Tv a teraz już w ogóle TVP ( jak to jest, że nienarodowe media tak gospodarują, że nawet zyski mają)
- po trzecie rolą Tv jest uczyć i bawić a nie zanudzać i pouczać
- po czwarte co to znaczy do rachunku za ee. Mam ee w garażu, w chatce a tam chyba nie dopadnie mnie misja
- po piąte co to za przymus składać się na możliwość tego, czego się nie chce i nie lubi, nie znosi. Na ciul mi możliwość, przecież nie zgłupieję aż tak.
- po szóste daleko w doopie mam polityczne przepychanki, pyskówki, obelgi, nienawistne wyrazy, złość ...  i na to też mam się składać?
Niech się składają Ci, którzy wybierali, oglądają, dzwonią, biorą udział i w ogóle muszą i potrzebują by im pożal się Boże jacyś idiole i celebryty tłumaczyli świat i byli autorytetami.
Uff, ulżyło mi! I oświadczam, że nie będę odpowiadała na komentarze z ostatniej chwili.
Tak wygląda gdy Google uszczęśliwiają mnie, przerabiając 'effektownie' moje zdjęcia. Ale tu demokracja oświecona, jak się mi nie podoba to kasuję. Za darmo!