sobota, 11 stycznia 2014

Tęsknota za prostymi przyjemnościami

Wzięłam swoje obszerne, zimowe botki, w które zmieści się bez trudu stopa owinięta opaską elastyczną, pod którą jest oczywiście zgnieciony liść kapusty i zaraz ruszam w drogę, bom stęskniła się okrutnie za kominkiem i ogniem, za piłowaniem, rąbaniem, spaniem w czapce, myciem w miednicy, siusianiem do wiaderka, wstawaniem z ciepłego łoża w ziąb izby, gotowaniem na płycie piecyka, jedzeniem łyżką z jednego talerza, zmywaniem w misce..... i tymi wszystkimi przyjemnościami gdy woda tylko z rzeczki a prądu używam programowo tylko do porannej kawki i  do czytania (no i czasem awaryjnie do wstępnego podgrzania izby po długim niepobycie). To dopiero druga zima w chatcie a pierwsza z piecykiem, ale już dokładnie wiem, do czego tęsknię.
Mimo podkładania do północy, piecyk wygasza się nocą i rano jest ciepło tylko w łożu, pod dwoma kołdrami i pledem. Po porannym siusiu, hycam odsunąć zasłonki, szybciutko robię poranną kawkę i wracam do łoża, po drodze zwijając wieczorną książkę. Dopiero po kawce, a więc czasem dopiero około południa, wstaję i rozpalam w piecyku, zjadam śniadanie, biorę lekarstwa i zaczynam się zastanawiać co robić w tak pięknie rozpoczętym dniu. Południe jest nerwowe, bo trzeba szybko rozgrzać piecyk i nagrzać izbę, a chce się także pójść na spacer póki jeszcze jasno i ewentualnie wykonać niezbędne prace na swoim. A wrócić też trzeba czujnie, by piecyk nie wygasł i po powrocie rozpalił się od jednej szczapki. No bo potem obiad, woda na herbatkę, na zmywanie, herbatka na tarasie ... i już wieczór.
Żar grzeje i podgrzewa lepiej niż ogień ale niestety, nie ma żaru bez ognia. Cała sztuka tak dokładać, by ogień nie był duży a żaru wiele. No chyba że węgiel, ale mój piecyk na to nie pozwala.
Najlepsze są wieczory, kiedy ciemno za oknem i już nie kusi spacer, izba nagrzana, do piecyka podkładam tylko tyle, by nie wygasł żar, zapalam świece, moszczę się w fotelu z ciekawą książką i gorącą herbatką. Bez internetu i telewizji, więc włączam wyobraźnię i przenoszę się w przywoływaną i opisywaną rzeczywistość ale też w fikcję akcji książki.
A jeśli jeszcze oprócz tych przyjemności, takie i inne cudne widoki, czy można się dziwić że mnie tam ciągnie, nie bacząc na kontuzje, terminy i powinności?

14 komentarzy:

  1. Oj, kochana, jak to przeczytałam to przed oczyma stanęła mi nasza drewniana chatka, którą mój tatuś wybudował własnymi rekami na wsi, 66km od naszego miejsca zamieszkania. mięliśmy tam taką"kozę" do palenia drewnem (ale i okruch węgla też można było włożyć), nie było bieżącej wody, wieczory były dłuuugie i baaardzo ciemne,a poranki tak samo lodowato zimne... \Wcale, ale to wcale nie dziwię się, że tak Cię tam ciągnie, leć jak na skrzydłach, ale na nóżkę uważaj...
    Już wyobrażam sobie Ciebie w Twojej izbie, w fotelu, z książka w ręce, a drewno strzela w piecyku... Ja miałam taki mały zydelek, na którym lubiłam siadywać koło pieca i czytać, albo pisac pamiętnik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam takich wspomnień z dzieciństwa i nie wiem skąd mi się biorą takie tęsknoty.
      Siadam w fotelu z książką i zeszytem a do oglądania ognia wprost kominka, na chodniczku.

      Usuń
  2. Moje oczy widzą Twoje słowa. Pięknie opisałaś dzień powszedni. Dzień, który toczy się zgodnie z rytmem natury. Jest w tym cisza, spokój, pierwotność...Nie każdy zdobyłby się na spędzenie chociaż dnia w takich warunkach. A przecież jeszcze nie tak dawno wszyscy tak żyliśmy.
    Powrót do korzeni, do tego kim jesteśmy, do naszej natury...Wewnątrz siebie, bliżej...Tyle można się o sobie nauczyć, wyciszyć i naładować akumulatory, by znów, z kolejnym dniem ponieść ciężar całej tej "cywilizacji":)
    Rozumiem Cię jak najbardziej i tęsknie razem z Tobą!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze niedawno tak żyliśmy, piszesz - to prawda, ale do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja i po jakimś czasie życia w mieście zapomina jak pachnie świat o zmierzchu, jak smakuje woda z potoku, jak wygląda wygwieżdżone niebo, jak się słyszy ciszę. I nawet bywa szczęśliwy. Tylko czasem wraca tęsknota,

      Usuń
  3. I mnie nie dziwi, ze Cie tak tam ciagnie. Krystynko, bo to jest Twoje miejsce na ziemi ktore ukochalas i mysle, ze z wzajemnoscia.
    A takie drobne niedogodnosci jak widac nie sa dla Ciebie zadna przeszkoda.
    Samych przyjemnych chwil w B. zyczy Ataner:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to miłość z wzajemnością i bezinteresowna czyli na dobre i na złe

      Usuń
  4. Ania z Siedliska13 stycznia 2014 07:25

    Krysiu, wiesz jak być szczęśliwą kobietą i wiedzę przekułaś w czyn :-). Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak Ty Aniu. Tyle że Ty wybrałaś i trwasz a ja jeszcze nie mam tyle odwagi i przekonania i ciągle w podróży. Ściskam serdecznie

      Usuń
  5. I ja się nie dziwię, że tęsknisz za takim właśnie życiem, prostym, chwilami trudnym a jednocześnie pięknym. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego doceniam uroki prostego życia bo mieszkam w miasteczku, w blokowisku. W wygodach i komforcie ale też bez żywego ognia, lasów, przestrzeni ..... Serdeczności Domi

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Piękne to subiektywne pojęcie, moje oczy tak widzą i trochę mój aparat.

      Usuń
  7. Tak, niestraszne niewygody, wstawanie rano z ciepłego łóżka do wychłodzonego wnętrza, ale ja mam na to sposób, porąbie parę polan do rozpalenia w piecu i już jest mi ciepło; pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej piłuję pnie ale to także mocno rozgrzewa. Wbrew pozorom wcale niełatwe jest to piękne, proste życie!

      Usuń