Ile można w domowych pieleszach, ile można pod pierzynką? Najwyżej trzy dni. Potem trzeba się "zebrać w sobie" bo czas na lekarza, rachunki, zakupy spożywcze. Albo tylko na spacer. Wszystko wolniutko, niespiesznie, uważnie. Ubieram się na cebulkę lub na misia, biorę torebkę, buty trapery za kostkę, aparat i w drogę. Lubię taką aurę - blade słońce które daje lub nie daje cienia, niewielki wiatr, mroźno i sucho, czysto i zdrowo. Z perspektywy piechura stary kościółek tak wysoki jak tuje, nowy góruje ale to niekoniecznie atut, kempingi śpią przycupnięte obok garaży.
Sparowałam fotki, różnią się tylko ilością śniegu. Bo ze względu na stopę, na spacerach kręcę się po tych samych tropach i ścieżkach, bliskich, znajomych i bezpiecznych. A i tak z aparatem schodzi mi ponad godzinę.Załatwiam i odhaczam po kolei.
1. Kontrola lekarska pozytywna, chociaż na wypadek pogorszenia dostałam skierowanie do chirurga (mam nadzieję, że prewencyjnie czyli na wszelki słuczaj).
2. Rachunki odpuszczam, przecież mi przez tygodniowe opóźnienie nie odłączą - mediów? Nawet google się zaciukały przy mediach i medium, włączył się tłumacz i nic nie wyjaśnił. Więc wyjaśniam, że chodzi o wodę i prąd.
3. Zebranie mieszkańców w ważnych sprawach spółdzielczych, dające dużo informacji ale żadnych rozwiązań
4. Po spożywcze wolniutko i na dwa razy.
Obok sklepu i bloku coś co lubię, domek działkowy, jedyny który został z całej flotylli chatek skleconych z czego popadnie, przez kilka lat dzierżawiłam nawet taką urokliwą budę.
Oprócz niezbędnych i luksusowych spożywczych kupiłam dwa hiacynty, w różnych stadiach rozwoju, będę mieć materiał do obserwacji w długie, zimowe dni. Jeśli coś z nich będzie, bo niosłam je do domu, za pazuchą, w 15 stopniowym mrozie.
Z ostatniego zdjęcia wynika że z pierwszego będzie śliczne i pachnące cosik bo kwiat pnie się kolorowo do góry. Drugi, jak kazała instrukcja obsługi, czeka w ciemnym i chłodnym miejscu.
Gdy wracam jeszcze fotki na pożegnanie, widoki mojego bloku i te z klatki. Gdyby nie blok naprzeciw to byłyby widoki! Kiedyś tak było, wcale niedawno ale "to se ne wrati Pane Hawranek"Widząc moje małomiasteczkowe, bliskie okolice, dwa się zdania cisną na usta. "Po co Ona szuka daleko jak ma blisko tak dobrze i ślicznie" i "Nie dziwię się, że mając takie okolice, szuka piękna i ucieka do chatty na skraju". Ale są i pośrednie wnioski i to jest właśnie moje zdanie i moja decyzja. Jak osiołek z bajki: "i to kusi i to nęci", tylko morał inny, bo można mieć i owies i siano, jeśli tylko zapłaci się odpowiednią cenę. Ja płacę i nie płaczę.
Jeszcze garść fotek, z niespiesznych spacerów, po moim miasteczku o cudnej nazwie.Mój praktyczny, szeregowy garaż, jeszcze nie odśnieżony.
Ciągle spozieram na prognozę pogody w Leżajsku, żeby wyczaić moment gdy z mroźno i mokro przejdzie w chłodno i sucho. Z długoterminowej wynika, że zdarzy to się na przełomie stycznia i lutego, więc jeśli się sprawdzi, to za 3 dni będę nocować, zimować i cieszyć się życiem, w chatcie na skraju!!!
Patrz, pani! a dopiero oglądałm te zdjęcia w kolorowej, jesiennej szacie, i cień na bloku, i bar pod wiśniami, i inne; jak dobrze, że czas sobie leci, i coraz bardziej zbliża nas do wiosny; na przełomie stycznia i lutego? wszak to za dni kilka już, a hiacynty pachnące w domu to już prawie jak wiosna; serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńOj dobrze Marysiu, leci i pędzi, nawet szybciej niż bym sobie życzyła. Chłodno i sucho to jeszcze nie zwiastun wiosny ale już słoneczko zauważalnie dłużej i wyżej na niebie. Pozdrawiam hiacyntowo
UsuńTez musiałam dziś do dra i w dodatku taksówką, bo panowie władza polikwidowali wiele kursów autobusowych i nie chciałam się spóźnić. Taksówkarz mnie sobie obejrzał w lusterku i zadziwiony pytał, czy nie znam lepszych adresów, niz przychodnia, a no znam, znam, ale wieczorem :). Hiacynty to te, co tak strasznie smierdza, niczym ruskie duchi?
OdpowiedzUsuńA wiesz, że mi się też hiacynty tak kojarzą ale widok mają wcale cudny, pal diabli zapach, chyba nim nie przejdę. Ja do wracza mam 200 m, to zalety małych miasteczek, wszędzie blisko, a cmentarz widzę z okna (i kościół też i market)
UsuńZ wielką przyjemnością pospacerowałam po Twoim miasteczku, przystanęłam w ogródku i podziwiałam szklarenkę. Chyba na nowalijki byłaby w sam raz. Uśmiechnęłam się, obie dziś spacerowałyśmy w traperkach. Mam je od nie dawna i bardzo sobie chwalę, nie muszę już tak uważać na swoją kostkę. Pozdrawiam - Lilka. A i mam nadzieję, że kiedyś pokażesz nam więcej zdjęć ze swego miasteczka.
OdpowiedzUsuńSzklarenka albo chociaż tunelik foliowy są w planie na wiosnę i u mnie, narazie maleńka na rozsadę i nowalijki. Trapery są po moim starszym wnuku, jedyne wielkie buciorki z wysoką cholewką, w których się zmieści opaska i skarpeta.
UsuńLilko, wolę focić naturę niż budynki ale i w miasteczku są piękne zakątki, które zaniedbuję i postanawiam się poprawić. Serdeczności.
To zrozumiałe, ze wolisz focić naturę i przyznam, że robisz to wręcz profesjonalnie, ale ja w Twoich stronach byłam raz w życiu i to w 2010 roku, deszczowym maju/czerwcu i nie wiem czy kiedykolwiek się jeszcze wybiorę bo dzieli prawie 700 km. I w deszczu zwiedzałam Komańczę, bo to był prykaz koleżanki, koniecznie zobacz. Chociaż mówią nigdy nie mów nigdy. Pozdrawiam serdecznie Lilka.
OdpowiedzUsuńLilko, odległość nie ma znaczenia, był czas że jeździłam do Szczecina kilka razy w roku a to chyba jeszcze więcej niż 700 km. Różnie w życiu się zdarza. Do Bieszczadów warto wrócić, zwłaszcza jesienią, a ja jestem po drodze, więc może kiedyś ... kto wie ... Fotki są bardziej emocjonalne niż profesjonalne ale mnie się też podobają. Pozdrawiam
UsuńNie wiem dlaczego ale drażni mnie zapach hiacyntów.
OdpowiedzUsuńLubię je oglądać zza okna
Pozdrawiam
A ja wiem, ten zapach drażni każdego ale te pędzone zimą wcale nie "pachną", nic a nic, null ... Ale za to wyglądają w dwójnasób
UsuńKrystynko, uwielbiam Twoje codzienne opowieści, o kwiatach, aniołach na szybie, barze pod wiśnią, klatce schodowej..
OdpowiedzUsuńMasz rację Ty masz i miasteczko i raj i potrafisz się z Tego cieszyć. Serdeczności :--)
Bo z drobiazgów składa się dobre życie i z uważności na dobro i piękno.
UsuńTo raj i miasteczko mnie mają Dominiko, a nauka cieszenia się życiem zajęła mi ponad 60 lat i nadal trwa. Pozdrawiam, wreszcie i u nas biało i czysto.
A ja bardzo lubię zapach hiacyntów. :) Też kiedyś z mamą miałyśmy takie do hodowania w szkle. Mamy zakwitł, mój padł. Za to teraz mam ładny wazonik. Może go "przerobię" decoupagem. :))) Jeden taki szklany miałam - przerobiłam, bo znalazłam serwetkę w ukochany wzór - pęki fiołków, takie jak na starej porcelanie.. Podeślę Ci mailowo fotki. :)
OdpowiedzUsuńLubię te Twoje opowieści, ale ponieważ zawsze odbieram je tak "multimedialnie", to zaczynam już marznąć. :))) Muszę wrócić do tego wpisu z ogniem. :)))
Serdeczności :)
Dzięki za fotki, przepiękne. Mój hiacynt nie pachnie prawie wcale ale szybko się rozwijają pąki.
UsuńWracaj do wpisu z ogniem a ja za kilka dni jadę do Brzózki i będę miała żywego ognia do upojenia. Może nawet nakręcę filmik i Ci wyślę.
Oko fotografa zawsze wychwyci cos interesującego, a Ty oko masz wspaniale wyćwiczone ! I natura i domy na Twoich zdjęciach są chyba lepsze niż w realu ;-) ? Pozdrawiam serdecznie ! Czy oprócz kapusty stosujesz tez altacet na nóżkę ? Tez dobrze robi.
OdpowiedzUsuńLata praktyki Aniu, zwłaszcza od czasu aparatów cyfrowych gdy cyka się dużo.
UsuńTeraz już tylko naproxen wmasowuję w kostkę dwa razy, tak kazała dr. Mówi, że altacet dobry na obrzęki a u mnie już niewielki a kapusta za słaba na mój stan. Ale już dobrze. Pozdrawiam