Outsider (z ang. outside – „na zewnątrz”), wyobcowany – człowiek pozostający na uboczu społeczeństwa, nieangażujący się bezpośrednio w bieżące sprawy. Termin ten został rozpowszechniony przez Colina Wilsona dzięki głośnej powieści wydanej w 1956 r. Outsider, gdzie zawarł kilka typów osobowości opisujących outsidera. Takie zachowanie może być w pełni świadomym działaniem człowieka obojętnego wobec norm, zwyczajów, praw lub mody aktualnie panujących w społeczeństwie. Outsider jest samotnikiem, dla którego głównym celem jest identyfikacja własnych przeżyć oraz zrozumienie swojego charakteru, poszukujący doświadczeń mających zapewnić mu wiedzę na temat własnego istnienia. Poszukujący wolności duchowej nie określa wprost własnej tożsamości, lecz próbuje ją poznać.
Jestem po trosze Outsiderem
Chciałabym być Włóczykijem.
Czasem tak jest, że zacznę pisać posta a potem wskoczy jakiś inny temat i post zostaje niedokończony ale nie znika. Tak i z tym postem o Outsiderze i Włóczykiju było. Miałam go rozbudować o różne ciekawe i osobiste wątki bo temat jest mi bliski. A wygrzebałam go właśnie teraz bo na zaprzyjaźnionej grupie znalazłam wczoraj takie ogłoszenie:
Oj co mamy we krwi zasiane, to chyba do ostatniego tchnienia będzie nam się śniło. I chyba dobrze.
OdpowiedzUsuńElu, nie wiem czy dobrze ale tego nie przeskoczymy i nie zmienimy, więc lepiej uznać, że to właściwe i odpowiednie a więc dobre.
UsuńPomysł w sumie nie jest zły.Tylko ta miejscówka...,a może masz jakiś przyjazny i bliski Ci Dom na prowincji? Ludzie bywają życzliwi:)
OdpowiedzUsuńMario, miejscówka dostępna od zaraz ale bardzo niedoskonała. Więc najpierw całkiem spokojnie wyszukać do wiosny jakieś przyjazne miejsce a dopiero potem ewentualnie ta przyczepka.
UsuńMarzenia są zawsze bezproblemowe. Problemy są z ich realizacją. Jan Nowicki mówił zaś, że zrealizowane marzenia nigdy marzeniami tak na prawdę nie były, a jedynie planami.
OdpowiedzUsuńI tu się nie zgadzam z Panem Janem bo same marzenia bez planów są prawie nie do zrealizowania.
UsuńPellegrino - Muminki to jedna z moich ulubionych książek. To piękna opowieść i dla dzieci i dla dorosłych. chociaż uważam, że dzieci nie są w stanie docenić jej głębi i wieloznaczności. Czytaliśmy z mężem Muminki synowi i on uwielbia je do dziś. Natomiast córka się nie wciągnęła a też czytaliśmy. Pamiętam, że kupiłam w antykwariacie całą serię, stare wydanie, rozpadające się. Nadal stoi na półce w dawnym pokoju syna.
OdpowiedzUsuńW ogóle skandynawska literatura jest mi bardzo bliska, może właśnie ze względu na tę wieczną nostalgię, rozterki egzystencjalne, uwagi socjologiczne, filozoficzne pytania i odpowiedzi. Całe mnóstwo pięknych i wartościowych książek napisali Skandynawowie.
A co do przyczepy to coś ci powiem. Często jestem w Anglii i łażę namiętnie po ich charity shops - to sklepiki, gdzie za grosze można kupić wszystko, dosłownie wszystko. Ja lubię przeglądać porcelanę. a angielskie wyroby są naprawdę urocze ze wspaniałym wzornictwem. Głównie natura: kwiaty, ptaki, zwierzęta. Czasami chodzę bez pieniędzy, całkowicie celowo. Potem przychodzę następnego dnia a tu nie ma tego, co wypatrzyłam wczoraj i wtedy myślę sobie: całe szczęście, że ktoś kupił.
Chyba rozumiesz, co mam na myśli. ;) Pozostaje radość przeglądania i wyobrażania sobie. Jak z tą twoją przyczepą.
Ja całą serię czytałam jako dziecko i podobała mi się ale mnie nie zachwyciła. Dopiero sporo lat później przez przypadek trafiłam na kilka celnych cytatów i zakochałam się. Pożyczałam całość w bibliotece dla dzieci kilka razy a potem znalazłam na google i wydrukowałam bo nie mogłam znaleźć nigdzie indziej tych starych, czarno białych wydań z uroczymi ilustracjami.
UsuńTeż lubię skandynawską literaturę za tę mroczność prawie depresyjną, za oszczędność dialogów, te surowe klimaty północy, tę atmosferę zmagań z naturą i losem. A mimo to polecam książki Szwedki przenoszącej się do Bretanii, Bodil Malmsten - Cena wody w Finistere i Ostatnia książka w Finistere.
Też tak robię od lat zwłaszcza gdy bywałam w turystycznych miejscowościach a teraz gdy buszuję po ogrodniczych sklepach i centrach, gdzie sporo pokus. Wychodzę bez pieniędzy i po powrocie wyliczam ile zaoszczędziłam forsy i miejsca i czasem to jest nawet kilka setek z jednego spaceru i ze dwie półki czy szuflady. Dobrze rozumiem co masz na myśli.
Miła moja Venus, zdradzisz mi swoje imię? Bo Venus jest taka odległa
No to mamy dużo wspólnego.
UsuńDzięki za namiary na książki.
Zapewne zajrzę.
Z moim nickiem jest związana taka historia.
Mam psa rasy golden retriever, pies absolutnie rasowy z hodowli.
Rasowe zwierzęta, nie tylko psy, konie np też, dostają imiona wg pewnych reguł. U psów wszystkie szczenięta z miotu mają rodowodowe imię na tę samą literę. W naszym przypadku bylo to V.
Pełne imię mojej suki brzmi Venus z Bursztynowego Lasu. To teraz wieaz skąd Venus się wzięła.
Moje prawdziwe imię też ma pewną historię. Moja mama zauroczyła się kiedyś przedstawieniem Balladyny. I zostałam Aliną - niby tą lepszą ale jak wiemy Alina źle skończyła.
Pozdrawiam z Wysp Brytyjskich. 😁
Wiedziałam, ze rasowe zwierzęta, nie tylko konie mają wybierane imiona wg pewnych zasad, bo kot moich wnuków wabi się Anarion po matce na A. Venus z Bursztynowego Lasu brzmi pięknie, powieściowo i bajecznie.
UsuńMoże i Alina źle skończyła ale Balladyna gorzej, Aliny szkoda ale Balladynie się należało i nie szkoda jej.
Alino, pozdrawiam z kraju, nie raju
Włóczykija lubiłam, ale w tej bajce rysunkowej najbardziej podobał mi się Ryjek.:)))
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam podróże, od dziecka gdzieś się włóczyliśmy z rodzicami. Góry, morze, namiot, potem wycieczki zagraniczne. Teraz jakoś mniej mi się chce, trudno się wybrać, za dużo z tym wszystkim zachodu.:) Bardzo się wygodnicka zrobiłam.:))) Ale marzyć lubię.:)))
Pozdrawiam serdecznie:)
Ho, ho Grażko, zaskoczyłaś mnie 😘, mnie ten Ryjek tak jakoś przeleciał nieuważnie.
UsuńA ja Cię kojarzę właśnie z podróżami nietypowymi, po starodawnych zagrodach i osadach, po koleżeńskich spotkaniach z blogerami ( czy jeszcze bywają?), po warsztatach i spotkaniach ( Rzeszów był kiedyś takim spotkaniem). Czyli chciało się, oj chciało! I może wróci choć Czesi mówią, że "to se ne vrati"
Serdeczności ślę listopadowe
Ryjek to był taki słodziak.:))) Choć może i charakter miał nie do końca fajny. Ale zawsze lubiłam małe, urocze zwierzątka. No i oczywiście Prosiaczka, chociaż Kubuś jest w porządku.:)))
UsuńSpotkania bywają, ale niestety rzadko. Często jest coraz więcej przeszkód, trudno się wszystkim zebrać. Odległości też coraz trudniejsze. Po pandemii po raz pierwszy byłam w tym roku w Ogrodzieńcu. Tęsknię za Biskupinem, ale to daleko i wyprawa z noclegiem. Eeeech... się porobiło. Pozdrawiam serdecznie:)
Rozumiem Grażko sympatię do małych i uroczych ale szczurek? Chociaż - może i leniwy ale rozbrajający. A od Kubusia Puchatka to tylko Tygrysek, brykający i bawiący się życiem, co nie lubi miodku.
UsuńTak podejrzewałam, że jak pandemia zatrzymała niektóre inicjatywy spontanicznych zjazdów to niewiele ich wznowiło spotkania. A i my młodsi już byliśmy i czas tak szybko pędzi.
I ja zdecydowanie jestem outsiderem a bywam włóczykijem (choc teraz już rzadziej, niż kiedyś). Lepiej stac z boku i myśleć swoje, nie sugerować sie cudzym mysleniem i opinią. Nie dać sobie wmówic, że białe jest czarne i na odwrót. Mieć w sobie pewność i spokój, choć o to coraz trudniej w dojmującym chaosie i harmidrze codzienności...
OdpowiedzUsuńA co do marzeń o camperze. Pomarzyć można. Przeciez marzenia to napęd zycia. Mozna się do nich usmiechac, budować w swojej głowie cuda-niewidy. Być bardziej tam, niż tu...To też przecież rodzaj włoczęgi i wolności. W sam raz dla outsiderów takich jak my!:-))
Oleńko, za stara wyga jestem by kierować się czyimiś opiniami i przekonaniami ale sugestie to inna inszość, czasem im ulegam.
UsuńMarzyć można i trzeba, to nie porażka gdy się nie spełniają. Bo nie muszą lub nie potrzebują, może nie są we właściwym czasie i przestrzeni ale zawsze dają radość. I o to chodzi takim seniorom młodym duchem choć o ciałach niemłodych i z ograniczeniami.
O, tak, mam w sobie i to na "O", i to na "W":-) pewnie nawet więcej tego na "O":-) na razie oglądamy filmiki z relacjami z podróży do różnych krajów, niezbyt dalekich, marzymy, krystalizuje się wyjazdowa wiosna, oby nasza babcia była w formie. Tak mi się wydaje, że już chyba lepszy byłby maleńki domek działkowy, niż zmartwienie z przyczepą. Obawiam się, że na ogólnie dostępnym terenie byłaby pokusą dla różnych "innych" włóczykijów, a raczej smakoszy, przecież nie pilnowałabyś jej cały czas. Zresztą może się mylę, bo nie mam wyobrażenia, jak to wszystko wygląda w terenie. Wiem, tęsknisz za wolnością inną niż balkon czy mieszkanie, dusza wyrywa się, zwłaszcza jak wiosną poczujesz zew:-) ale marzenia trzymają przy życiu, lubią się spełniać, zupełnie nieoczekiwanie:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoje relacje nie tylko z podróży ale i z życia w chacie, bo lubię do Ciebie zaglądać, poczytać, pooglądać i powspominać. Dużo mamy wspólnego. Ta przyczepa to właściwie miał być taki maleńki domek, bo bez możliwości rejestracji nie wolno nią jeździć. A chattę i tak mi plądrowali nie raz, mimo zabezpieczeń.
UsuńTak - tęsknię, może nie codziennie ale niech no tylko ciepły wiatr zawieje lub słoneczko zagrzeje to bardzo. Na szczęście więcej teraz dni pochmurnych i dżdżystych, więcej czasu na marzenia i planowanie niż na działanie. Pozdrawiam.
Krystyna w podróży po prostu w Tobie jest, tam w środku Czasami ją chowasz ale ona co jakiś czas się ujawnia:):Znalezienia miejsca dla Twojego Wewnetrznego Włóczykija życzę:)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, że ona gdzieś tam w środku głęboko siedzi. Czasem się chowa na krótko ale zawsze wraca nie zawsze w porę 😀 Chyba jest silniejsza niż moja głowa.
UsuńSerdezcnosci Krysiu Pat:):)
UsuńTak właśnie pomyślałam, gdy Cię odwiedziłam ale narazie nie zostawiłam śladu bo sporo mam u Ciebie do nadrobienia. Pozdrawiam Patko😘
UsuńNapisałam tez maila:): Uściski
UsuńNie dostałam maila ale ja też nie napisałam choć obiecałam bo teraz jestem na rozdrożu i w trakcie wielkiej zmiany
UsuńO to pewnie coś z adresem....Rozumiem Cię w pełni..ja też w takim okresie ...Patzrę na budownictwa które wchodzą w Polsce od jakiegos czasu...osiedla 50 plus.....Ostatnio budowali w łądnym miejscu ....też myślę...Jak znajdziesz czas napisz :) Wszystkeigo DOBREGO urodzinowo:):):): dobregodniaa@gmail.com...Proszę wyślij choć jedno zdanie czy uśmiech bo chce sprawdzić poprawność maila:):
Usuńwysłałam krótką wiadomość, w tygodniu przysiądę i napiszę.
Usuńok..ja też się zabieram:)
UsuńCałe szczęście, że nigdzie nie określono wieku, do którego można marzyć. Dobra kondycja fizyczna też nie jest do tego potrzebna. Można to robić o każdej porze dnia i nocy. To świetne zajęcie i duża przyjemność. Gdy marzenie się nie spełnia, to przynajmniej ono nam zostaje. To chyba nawet filozofia Ani z Zielonego Wzgórza, której fanką pozostanę chyba do końca życia. Twoja definicja outsidera też do mnie pasuje i dobrze mi z tym. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńBożenko, powiedziałabym nawet, że im ciało słabsze tym marzenia ważniejsze. Bo już nie tak ważna jest realizacja czyli cel ile droga do niego. Jak to mówią: "Nie ważne by złapać króliczka ale by gonić go". Anię też darzę sympatią i wracam do tych tomów raz na jakiś czas.
UsuńDefinicja Outsidera nie moja ale i do mnie pasuje. Pozdrawiam Was z Wyluzowanej!
Krystynko kochana, moja inspiracjo do odważnych marzeń, jesteś wiecznie młoda. Gdyby było więcej takich "Starek" świat byłby pogodniejszy i milejszy. A 4 grudnia w Rzeszowie jest spotkanie z marzycielem realizującym marzenia, czyli Marcinem z Kalpapady.
OdpowiedzUsuńWydarzenie organizują leśne kobiety z Pustelni Rzeszów https://m.facebook.com/people/Pustelnia-Rzesz%C3%B3w/100082961841625/ . i jest jeszcze wydarzenie on-line dla działających inaczej:) https://www.facebook.com/kalpapada/ Przytulam:) Dorota De (z innego komp więc się nie wyświetlam)
Z wielka przyjemnością spotkałabym się z Tobą, Marcinem i Leśnymi kobietami ale już mam ten czas od 1 do 5 grudnia zapełniony gęsto i ciasno. Bo organizujemy spotkanie rodzinne imieninowo urodzinowe w Mielcu. Wnuczek Maro koniec listopada, wnuk Dżej 30.11 i 1.12, ja 3.12 - same energetyczne Strzelce. Pozdrawiam Cię DD, zadzwonię jak się uwinę bo sporo zmian planuję.
UsuńChyba każdy z nas ma w sobie coś z outsidera i włóczykija. Jedni mniej, drudzy bardziej. A przyczepa całkiem zachęca do kupna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa znam takich domatorów, że wszędzie źle tylko w domciu dobrze i oni do mnie mówią: po co ci gdzieś w podróży, co cię tam gna, jak masz takie wygodne mieszkanko. Przyczepa w sferze marzeń jest nadal.
UsuńWitaj Krystynko
OdpowiedzUsuńMyślę, że i ja jestem takim wlóczykijem, a w minioną Niedzielę miałam przyjemność być we Wrocławiu na jeden dzień, Jarmark Bożonarodzeniowy przepiękny tylko ludu od groma i trochę, ale z przewodnikiem zwiedzanie miasta dwie godziny potem czas wolny , aż 4 godziny na Jarmarku, ot taka autokarowa wycieczka z Manufaktury Wycieczek Łódź, świetna organizacja. Jestem bardzo zadowolona. Mają swoją stronę a ja wrzuciłam zdjęcia z Wycieczki na FB🥰
Wszystkiego najlepszego dla Strzelców, niech jasna strona mocy będzie z Tobą i z Nimi teraz i na zawsze 🙃
Serdecznie pozdrawiam Agnieszka Łódź.
Szkoda że tylko na jeden dzień bo jest tam sporo do zwiedzania. Takie Jarmarki w wielu miastach bywają, ja lubię ten w Krakowie no i mam blisko. Tylko sporo przydasi stamtąd przywlekam i to jest ten minus.
UsuńAgnieszko Miła, dziękuję w imieniu Strzelców, się zaczęło, spotykamy się tym razem w Mielcu od 1 do 4 grudnia. 😘
Krysiu to życzę wam rodzinnej, wspaniałej imprezy :)
UsuńDziękuję, było cudnie!!!
Usuńrzeczywiście jakby zbliżone mamy poszukiwania :-)))
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę po przeczytaniu kilkunastu postów z Twojego bloga.
Usuń