W B.K jestem około południa i czary mary. Tak moja posiadłość jak i reszta w dwóch porach.Od północy i od lasu zima. Śnieg, ziemia zamrożona i zimno. Od południa prawie wiosna. Ziemia rozmrożona i lekko błotnista, słonecznie i ciepło.Otwieram okiennice od południa by słońce przepędziło zimowy chłód i idę na spacer. Jak zwykle obchodzę działkę z nosem przy ziemi, jak psiak, potem okolicę bliższą i dalszą. I nasycam się słońcem aż po zmierzch.Zaskakuje mnie i zadziwia, że w lesie mnóstwo drzew połamanych, gałęzi upadłych. Skąd i dlaczego? Od lat tak nie było. Czy to ten obfity, tegoroczny śnieg? O zmierzchu koncerty ptasie i byłoby cudnie ale ognisko słabo się pali bo ziemia zmrożona, gałązki mokrawe, rozpałka gdzieś zapodziana. A i chłód się wkrada i głód bom jeszcze w miastowych ciuchach i bez obiadu. Wracam do troszkę zacieplonej chatty, przebieram się w ciepły dresik, polar i okrywkę, która właściwie jest tylko do siedzenia w fotelu. Na późny obiad jem upieczone udko i michę fasoli. Z kubkiem gorącej herbaty wychodzę na taras bo niebo tak rozgwieżdżone jak już prawie zapomniałam. Oszołomiona dziennym słońcem i wieczornymi gwiazdami kładę się do łóżka, zostawiając tylko włączony kaloryferek i dwie świece. Wyłączyłam radio i zamiast ciszy coś na zewnątrz skrobało i kopało, dach pukał i stukał jak blaszana puszka, w lesie coś chrumkało i buczało, wewnątrz skrzypiało i klapało. Cóż to pierwsza zima w nowej chatcie. Przede mną jeszcze pierwsza wiosna, pierwsze lato i pierwsza jesień. Odkryć i niespodzianek będzie mnóstwo. Oby przyjemnych i przyjaznych. Usypiam późno, jak ostatnio, i sen mam straszny, właściwie koszmar – skąd i dlaczego? Po takim pięknym dniu? Przenoszę się na fotel i przemierzam Bałkany z motorową Anią.
Dzień 2
No
cóż, kaloryferek nie dał rady. Włączyłam farelkę i z książką wskoczyłam do łóżka, mniemałam że na chwilkę ale zeszło, ho ho ho. W samo południe wyłączam grzejniki i otwieram okna i drzwi na
przestrzał by słońce wygoniło z chatty nie tylko chłód ale i wilgoć. W chatcie
chyba chłodniej niż na zewnątrz. Nawet na południowej stronie ziemia zmrożona,
można najwyżej wyczesać trawę i zgrabić jesienne jeszcze liście, wszelkie
zakusy na prace polowe studzi też informacja, że za kilka dni wróci zima. I
chociaż podmuchy wiatru rozwiewają co
zebrałam, to na wieczorne ognisko wystarczy. Po 16 tej zaczynają się ptasie
trele. Jak Krystyna kazała czaję się z aparatem ale cóż, słychać wyraźnie ale
nic nie widać, mimo braku liści. Cykam trochę w ciemno, może na dużym ekranie
coś wypatrzę. Niestety nie. Dziś ognisko lepiej się pali, przypiekam grzanki i
kawałeczek kurczaka, nawet udało się ugotować wrzątek i jest herbatka z prądem.
Robi się chłodno więc wracam do chatty a tam coś narobiło rumoru, poprzewracało
garnki i koszyki z prowiantem i całkiem dużymi ząbkami wyskubało z połowę
żółtego sera nie ruszając jajek, masła ani białego serka. Czyżby wieeelka mysz?
No ale jak ktoś zostawia otwarte drzwi to co się dziwi (a się dziwi i wkurza)
że ma gości? Choćby i nieproszonych. Zamykam drzwi i okna (rychło w czas) i wcześnie
idę do łóżka, bo dziś gwiazd mniej a wiatr bardziej. Już pierwsza, trochę
czytam – już druga, snuję plany przy blasku świec – już trzecia, trochę słucham
radia i właśnie gościem jest lekarz z poradni zaburzeń snu. To co mam to zespół
opóźnionej fazy snu, taka stara sowa. Już czwarta, piąta
ale się nie przejmuję, bo specjalista powiedział, że prawie nie ma na to sposobu ponieważ nie możemy sterować porą i momentem zasypiania, mimo XXI wieku ten proces jest poza nasza kontrolą (chyba że farmakologicznie a tego nie chcę)
Dzień 3
I oczywiście budzę się po dziewiątej ale
po siusiu zaraz zasypiam. Budzę się już na dobre i z łóżka patrzę jak smuga
słońca niespiesznie wędruje wachlarzem po stole, krześle i podłodze. Słońce
rozprasza i rozpuszcza nocne niepokoje a skoro one tak łatwo się rozpuszczają
to po co było zamartwiać się nocą. Wstaję, bo ktoś woła mnie z daleka, to dawni
sąsiedzi już się niepokoili co się stało, że południe a drzwi zamknięte. Skowronek
nie zrozumie sówki. Ale dzień cudny więc tylko szybkie śniadanie i idę przywitać
się z sąsiadami, u jednych już wiosna a u innych jeszcze zima . Wokół stukanie i szuranie, ogarnianie po
zimie bo słońce wyciągnęło z miast nawet wielkich mieszczuchów. Tu kawka, tam
herbatka i schodzi a słońca coraz mniej. Wracam na swoje włości i zaznaczam
cegłami, deskami i gałęziami to, co bezsenną nocą wymyśliłam. Ja się rozmrozi ziemia
i nocne pomysły przetrwają próbę czasu to będzie się działo! Niebezpiecznie
szybko się zadomowiłam, kilka dni w chatcie a mnie się wydaje jakbym tu
mieszkała a do miasteczka tylko wyjeżdżała. To nowe uczucie i martwię się, że cywilizując
chattę zagubiłam ducha przygody. W maleńkiej chatce ze szpadlem, grabiami, plastikowym
fotelem przy stole; koszem drewna, siekierą, piłą, skrzynią z prowiantem obok
kozy; Wc w salonie – cały czas było wiadomo, że to tak na niby, zabawa w
survival, wakacje. A tutaj łazienka z kafelkami i prysznicem, stół kuchenny i
salonowy, obszerny, wygodny fotel z którego nie chce się wstawać, osobny pokój
gospodarczy, gościnny – po prostu dom na poważnie. Zmiany, zmiany –
przyjaciółka mówi, że to oczywiste po 21.12. 2012. Pewnie to zaakceptuję,
może tylko pogodzę się, ale mi żal. Każdemu należy się odrobina luksusu tylko co
to jest ten luksus? Dla jednego kafelki, salony a dla drugiego prycza pod
lasem. Może to ten króliczek którego się goni a jak się dogoni to żal. No tak,
trudno dogodzić człowiekowi któremu spełniają się marzenia i który zamiast należnej
odrobiny dostał cały luksus. Ale dajcie mi trochę czasu a znajdę nowego króliczka!
Dzień 4
Od
rana pada. W południe już wiadomo, że to nie trzy słoneczne dni ale jedno
deszczowe dopołudnie przepędziło śnieg i zimę z Brzózki pod lasem. Więc popołudniu pakuję się i wracam. Wracam czy wyjeżdżam?
Tak mi się wydaje, że te szkody w lesie poczynił lód, to spory ciężar na gałęziach i niektóre nie wytrzymały, jak i również młode drzewka; skąd ten koszmarny sen? budzi tylko niepokój; chyba wiem, co poznaczyłaś gałązkami, cegłami i deskami, chcesz ogniowi siedlisko zbudować na zewnątrz; już dwa tygodnie nie byłam w chatce, a kroi nam się wędrówka z przyjaciółmi w sobotę, już się cieszę, tylko jakiś gar bigosu muszę wcześniej zawieźć; już widzę Twego króliczka, jeszcze sporo pohasa, zanim go złapiesz, tak wynika z poprzednich wpisów; mój króliczek skrył się w skarpie, chcemy tam piwniczkę zbudować; serdeczności.
OdpowiedzUsuńTeż stawiam taką tezę, lodu było mnóstwo tej zimy, oj będą wielkie ogniska tej wiosny.
UsuńKoszmary senne często nie mają świadomych przyczyn i powodów, mnie zdarzają się naprawdę rzadko.
Zgadłaś Mario, chcę ujarzmić ogień w dwóch miejscach: w letniej kuchni ruszt i płyta a ognisko tak, by się nie kłaniać ogniowi do samej ziemi za każdym razem gdy karmię ogień lub wybieram ziemniaczki z popiołu. Już nie ten wiek i nie ten kręgosłup.
Piękne masz plany na weekend, gar bigosu lub gulaszu doskonale załatwia sprawę aprowizacji.
Wasz króliczek już namierzony, moje jeszcze hasają w lesie - i dobrze. Pozdrawiam słonecznie
Drzewka połamane jak zapałki, to chyba śnieg je tak przygniótł, króliczka widzę jak biega po lesie, złapać się nie daje, ale cały czas czuję jego obecność. B.K. jednakowo piękna zimowa i przedwiosenna. Pozdrawiam Krystynko :-)
OdpowiedzUsuńTakiego pogromu w lesie to jak bywam w nim 7 lat jeszcze nie widziałam, połamane jak przy halnym, małe i duże, bardzo szkoda.
UsuńWidzisz króliczka Dominiko, czujesz jego obecność ale czy go gonisz? Uparcie i odważnie, zawzięcie i zażarcie? Bo może nie warto? A może warto! Sama nie wiem jeszcze.
Tak, im bliżej lasu i wody tym piękniej i nie tylko w B.K.
Zdrowia, zdrowia, spełnienia marzeń, ciągłej gonitwy za króliczkiem, udanych wyjazdów i szczęśliwych powrotów, słowem wszystkiego najlepszego Krystyno! Ucałowania :-)
UsuńŻyczenia oczywiście przyjmuję i dziękuję pięknie ale to nie moje święto, ja wybrałam tą letnią Krystynę ze względu na możliwość urządzania imienin w plenerze i fajniejsze jedzonko (bo dawniej na przednówku było naprawdę mało smacznych i pięknych sezonowych i lokalnych produktów. Przytulam Cię czule
UsuńOj bedziesz miala tam pieknie jak prawdziwa wiosna przyjdzie, ta pierwsza swieza, soczysta zielen, tutaj tego nie ma. Pozdrawiam serdecznie Teresa
OdpowiedzUsuńTak, wiosna w nas zachwycająca a maj to czysta poezja. A ja myślałam, że wszyscy tak mają. U Was tylko dwie pory roku?
UsuńNiby sa cztery pory roku, ale poniewaz nie ma tych paru miesiecy z mrozem i sniegiem, nie ma tego budzenia sie wiosny z soczysta, pierwsza zielenia. Teraz jest tutaj jesien, a jest tak upalnie jak w najbardziej upalne lato, ciagle powyzej 30 stopni, ostatnie pare dni 37 stopni, wszyscy czekaja na deszcze, bo jest bardzo sucho. Zima jest podobna do polskiej jesieni, przynajmniej ja tak to widze. Snieg jest tutaj tylko w gorach, czy w wyzej polozonych terenach. Teresa
UsuńNo tak, klimat umiarkowany ma swoje plusy, chociaż przy tak długo ciągnącej się bezsłonecznej zimie, tylko Ci pozazdrościć. Ja nie zazdroszczę bo nie lubię upałów, 25 stopni to dla mnie osobiste maximum. Pomyśl o blogu Teresko, byłoby dużo osób zainteresowanych i ciekawych życia na antypodach opowiadanych i pokazywanych przez Polkę. Dla nas tu w kraju to fascynujący i tajemniczy kontynent. Ja bym czytała na okrągło.
UsuńKrystynko, nie czuje sie na silach zeby pisac blog, moje zycie jest za bardzo smutne, chyba poza tym nie lubie pisac, co innego odwiedzac czasami inne blogi i napisac krotki komentarz.
UsuńPozdrawiam Teresa
Jak nie lubisz pisać i nie czujesz potrzeby to rozumiem. Ale smutek nie jest zły, i życie nie może być za bardzo Teresko. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam nieustannie
UsuńNajlepszego, Krystyno, czy to Twoje imieniny? serdeczności.
OdpowiedzUsuńNie moje Mario. Ja wybrałam te lipcowe dawno, dawno temu, gdy na przednówku w marcu było bardzo mało smacznych, nęcących, sezonowych i lokalnych produktów a z kwiatów tylko goździki i smętne tulipany. A ja w siermiężnej Polszcze marzyłam o przyjątkach w plenerze. Na urodziny nie miałam wpływu ale imieniny to już inna rzecz. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńKrysiu, chyba odrobina luksusu nie popsuje wrażenia niecodziennosci, przygody i radosci z chatki. Myslę, że tego survivalu miałaś dość - planujesz wygodniejsze ognisko, czemu więc nie wygodniejszy domek ? Serdeczne uściski !
OdpowiedzUsuńAniu, jak oglądam Cejrowskiego lub czytam książki Pattisona, Wilka, Koperskiego i innych ekstremalnych to szala przechyla się w stronę przygody, a jak oglądam "Weranda country", Maję w ogrodzie a jeszcze bolą mnie ramiona czy dłonie to skłaniam się ku wygodzie. Mam nadzieję, że na swojej 3,5 arowej posesji będę miała i to i tamto.
UsuńAle w tym rzecz, by to była odrobina luksusu a nie cały