Okna i okienka to oczy pomieszczenia. W każdym moim 'Domu' było takie główne okno - oko. Nie największe ale to przez które najwięcej i najczęściej spoglądałam. W mieszkaniu w B było ono w kuchni od zachodu i anioł od Krystyny, wiszący na górze kiedy byłam w domu i na dole kiedy wyjeżdżałam. Widok z niego kiedyś był cudny, na dziki zagajnik i grządki i zachody słońca i żółte autko. Ale chociaż pobudowali tam potem piętrowy blok to i tak przez okienko sprawdzałam pogodę na dzień bieżący.
W chatcie w BK to też było okienko w kuchni ale od południa i aniołek od Anny S w nim wiszący. Widok z niego był przecudny, na las tuż za ścieżką, piękny o każdej porze dnia i roku i na trzy siostry brzozy.
A w gołębniku w M, od wschodu okienko, narazie z błękitnym bukietem. Widok z niego nie najładniejszy ale usytuowane naprzeciw drzwi wejściowych rzuca się w oczy jako pierwsze. Tu będzie może też kiedyś Anioł stojący, też może witrażowy, też w błękitnej sukience. Tym razem sama go wybiorę.
W Naszym wspólnym Domu są takie dwa okna. Jedno w kuchni - salonie, od południa, gdzie spędzamy większość dnia, z widokiem na Rynek czyli serce miasteczka.
A drugie to okno we wnęce mojej izby, bez słońca wpadającego przez nie ale z widokiem na taras. Okno pięknie odbija się w lustrach szaf rozjaśniając i rozświetlając cześć sypialną.
3.04.2024 - środa. Już po wizycie u ortopedy i niezbyt szczęsna wiadomość, że jeszcze miesiąc trzeba chodzić w ortezie. A więc i meblowanie i pierwsza noc w gołębniku się oddalają.