Zeszłej zimy ciągnęło mnie do Brzózki dużo bardziej niż teraz, do maleńkiej chatki, dziurawej i nieocieplonej ale z żeliwną kozą i zapasem drewna. Teraz mam wielką chattę, wyremontowaną i „luksusową” a właściwie mniej dziurawą i w lepszym miejscu ale niestety na razie bez piecyka. Zima, a ja bez kozy i bez żywego ognia czyli połowa przyjemności z przebywania pod lasem odpada. Może stąd to ociąganie i przeszkadzajki.
Wczoraj
rano wizyta u dentystki niemiła ale skuteczna. Potem długie czekanie na kolędę
a wizyta duszpasterska szybka i zdawkowa, czy warto było czekać? Za oknem
deszcz padał na zwały brudnego śniegu, trudno poczuć zew przygody. Dopiero o
zmierzchu wyszłam na spacer i ….. horror.Na chodnikach ślisko, chodziło się
jak po szkle a na jezdni mokro tak, że buty w moment przemoknięte. Padał deszcz, lekki mrozik zwiększał
się z każdą chwilą. Po pół godzinie miałam dość ale powrót trwał i trwał. Jakby
było dobrze wrócić do płonącego w piecyku ognia i stosika drewna przed chattą. Ale
kaloryfery też skuteczne i kocyk i fotel. Pomna pułapek na wieczornym spacerze
dziś też się nie wybieram do Brzózki. I było to mądre postanowienie, bo gdy
wyszłam w południe na codzienny spacer szklistość świata jednak mnie zaskoczyła.
Oczy zachwycone, chce się wszystko utrwalić, uwiecznić, wokół jak w lodowej krainie królowej śniegu. Ale
nogi się rozjeżdżają na lodzie lub zapadają z chrupotem w zmrożonym śniegu a ja
w jednej ręce aparat, drugą osłaniam obiektyw przed padającą mżawką, na nosie
okulary - oj, oj i bach! I tak 3 razy. Na szczęście tylko pupa ucierpiała i
może poczucie godności. Wróciłam z obfitym plonem, zdjęcia w aparacie wydawały mi
się niezłe dopóty, dopóki nie zrzuciłam je na duży ekran. Porażka. Z tej złości
zjadłam dwie miseczki pomidorowej z kluseczkami i ponownie wyszłam na fotospacer. Teraz już powoli,
spokojnie, zmieniam ustawienia, robię niewiele zdjęć, spodziewam się, że będą lepsze.
I co? Znowu porażka. Ale oczy nasycone. Bajka i magia. Już wieczorem zadzwoniła
przyjaciółka, że świat w świetle lamp przecudny więc znowu się ubrałam, aparat
w dłoń i wyszłam. Myślałam, że to niemożliwe ale po ciemku jeszcze gorzej było
chodzić. Wokół czary bajeczne ale niestety fotki wręcz przeciwnie. Pooglądam sobie u Was.
Jutro ma „szklankę” przysypać świeżym śnieżkiem – oj będzie ekstremalnie
!!!! Dla ostrożności mogłabym pojechać autobusami ale jak tu dojść do
przystanku? I jeszcze straszą brakami
prądu a w chatcie bez prądu i kozy nie da się. Poczekamy, przeczekamy!Zapuściłam sobie podgląd i okazało się, że te fotki wcale nie takie najgorsze, zyskują przy zmniejszaniu. Dziwne.
Krystynko kochana, jeśli kozy na wsi nie masz jeszcze, to i nie dziwota, że rzadziej tam zimą bywasz. Wiem, że +8 w domku to dla Ciebie normalka, ale teraz może być tam trochę chłodniej ;-)
OdpowiedzUsuńDawno nie widziałam tak kapitalnych zdjęć, po prostu bajka! Są piękne :-) u mnie takich zjawisk nie ma, tylko śnieg, śnieg, trochę lodu... a u Ciebie cuda! Jeszcze raz sobie obejrzę. Buźka!
Oj może być chłodniej Dominiko bo u nas pozrywało linie ee i od trzech dni w leżajskim nie ma prądu a wiem przecież, że naprawiają najpierw w miastach i miasteczkach (i słusznie bo tam ludzie skazani na kaloryfery) a wsie, sioła i pod lasem zostawiają na koniec.
UsuńCuda cudowne, jak zdjęcia Ci się podobają to wyobraź sobie to w 5 D, z zapachem i dotykiem.
Zdjecia podobaja mi sie bardzo, a dla mnie dodatkowy plus, bo chlodze sie patrzac na nie, jestem w Australii, dzisaj temp.38, zle sie czuje w upaly, czekam na chlodniejsze dni i deszcz, a na razie wracam do Twoich zdjec. Teresa
OdpowiedzUsuńA wiesz Tereso, że ja też bardzo źle czuję się w upały, z tym że dla mnie ponad 27 to już klęska a ponad 33 to tragedia i siedzę tylko wtedy na zacienionej werandzie w mokrej bawełnianej sukience, z książką o syberyjskich mrozach w jednej i szklaneczką zimnego soku w drugiej ręce. Współczuję serdecznie.
UsuńRozpisałam się bo to miłe ponarzekać na upał przy minus 12 stopniach
like
OdpowiedzUsuńMniemam, że to znaczy lubić lub podobny a jedno i drugie zachęca i zanęca by zajrzeć do Ciebie. Za chwilę.
UsuńZaglądnęłam i oniemiałam. Blog jest wietnamski, chyba. "Việt Nam †" O la,la - wielki świat. Pellegrina
UsuńSople super, SUPER! Nie będę się powtarzać z ostrzeżeniami, no ale...
OdpowiedzUsuńWiem, wiem Cesiu - przecież się słucham i nie jadę.
UsuńOj porażka to nie była w żadnym razie. Zdjęcia piękne...
OdpowiedzUsuńAle zimą zdecydowanie wolę siedzieć przy przysłowiowym piecu niż chodzić po lodzie... aczkolwiek tak pięknymi widokami nie nasyciłabym oczu...
Ja też wolę w ciepłym fotelu ale spacerować trzeba dla zdrowotności i raz dziennie, codziennie staram się tuptać po okolicy z aparatem lub bez. Pozdrawiam
UsuńNo co Ty chcesz od zdjęć! Mnie się bardzo podobają. Samochód jest kapitalny. Wszystkie są świetne, a z pierwszej serii te złoto-zielone pąki są przeurocze! U nas tego na szczęście nie ma, bo chodników (wiadomo, wieś) nie ma i renifer (czyli ja) nie dałby rady z sankami. :) Mam nadzieję, że teraz siedzisz na czymś miękkim :) i spokojnie sobie czytasz, odreagowując spacerowe emocje. :) Serdeczności :)
OdpowiedzUsuńNadal siadam na miękkim ale już coraz lepiej. A wiesz Madziu, że i mnie foty podobają się coraz bardziej. Pięknieją od Waszego chwalenia.
UsuńTo ja też pochwalę, zrobiłam podobne u siebie na tarasie.
UsuńKochana to przyślij mi kilka fotek a jak nie to zobaczę je 9 lutego.
OdpowiedzUsuń