wtorek, 22 stycznia 2013

Urocze przeszkadzajki


Zeszłej zimy ciągnęło mnie do Brzózki dużo bardziej niż teraz, do maleńkiej chatki, dziurawej i nieocieplonej ale z żeliwną kozą i zapasem drewna. Teraz mam wielką chattę, wyremontowaną i „luksusową” a właściwie mniej dziurawą i w lepszym miejscu ale niestety na razie bez piecyka. Zima, a ja bez kozy i bez żywego ognia czyli połowa przyjemności z przebywania pod lasem odpada. Może stąd to ociąganie i przeszkadzajki.
Wczoraj rano wizyta u dentystki niemiła ale skuteczna. Potem długie czekanie na kolędę a wizyta duszpasterska szybka i zdawkowa, czy warto było czekać? Za oknem deszcz padał na zwały brudnego śniegu, trudno poczuć zew przygody. Dopiero o zmierzchu wyszłam na spacer i ….. horror.Na chodnikach ślisko, chodziło się jak po szkle a na jezdni mokro tak, że buty w moment  przemoknięte. Padał deszcz, lekki mrozik zwiększał się z każdą chwilą. Po pół godzinie miałam dość ale powrót trwał i trwał. Jakby było dobrze wrócić do płonącego w piecyku ognia i stosika drewna przed chattą. Ale kaloryfery też skuteczne i kocyk i fotel. Pomna pułapek na wieczornym spacerze dziś też się nie wybieram do Brzózki. I było to mądre postanowienie, bo gdy wyszłam w południe na codzienny spacer szklistość świata jednak mnie zaskoczyła. Oczy zachwycone, chce się wszystko utrwalić, uwiecznić, wokół  jak w lodowej krainie królowej śniegu. Ale nogi się rozjeżdżają na lodzie lub zapadają z chrupotem w zmrożonym śniegu a ja w jednej ręce aparat, drugą osłaniam obiektyw przed padającą mżawką, na nosie okulary - oj, oj i bach! I tak 3 razy. Na szczęście tylko pupa ucierpiała i może poczucie godności. Wróciłam z obfitym plonem, zdjęcia w aparacie wydawały mi się niezłe dopóty, dopóki nie zrzuciłam je na duży ekran. Porażka. Z tej złości zjadłam dwie miseczki pomidorowej z kluseczkami  i ponownie wyszłam na fotospacer. Teraz już powoli, spokojnie, zmieniam ustawienia, robię niewiele zdjęć, spodziewam się, że będą lepsze. I co? Znowu porażka. Ale oczy nasycone. Bajka i magia. Już wieczorem zadzwoniła przyjaciółka, że świat w świetle lamp przecudny więc znowu się ubrałam, aparat w dłoń i wyszłam. Myślałam, że to niemożliwe ale po ciemku jeszcze gorzej było  chodzić. Wokół czary bajeczne ale niestety fotki wręcz przeciwnie. Pooglądam sobie u Was. 
Jutro ma „szklankę” przysypać świeżym śnieżkiem – oj będzie ekstremalnie !!!! Dla ostrożności mogłabym pojechać autobusami ale jak tu dojść do przystanku?  I jeszcze straszą brakami prądu a w chatcie bez prądu i kozy nie da się. Poczekamy, przeczekamy!
Zapuściłam sobie podgląd i okazało się, że te fotki wcale nie takie najgorsze, zyskują przy zmniejszaniu. Dziwne. 

15 komentarzy:

  1. Krystynko kochana, jeśli kozy na wsi nie masz jeszcze, to i nie dziwota, że rzadziej tam zimą bywasz. Wiem, że +8 w domku to dla Ciebie normalka, ale teraz może być tam trochę chłodniej ;-)
    Dawno nie widziałam tak kapitalnych zdjęć, po prostu bajka! Są piękne :-) u mnie takich zjawisk nie ma, tylko śnieg, śnieg, trochę lodu... a u Ciebie cuda! Jeszcze raz sobie obejrzę. Buźka!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj może być chłodniej Dominiko bo u nas pozrywało linie ee i od trzech dni w leżajskim nie ma prądu a wiem przecież, że naprawiają najpierw w miastach i miasteczkach (i słusznie bo tam ludzie skazani na kaloryfery) a wsie, sioła i pod lasem zostawiają na koniec.
      Cuda cudowne, jak zdjęcia Ci się podobają to wyobraź sobie to w 5 D, z zapachem i dotykiem.

      Usuń
  2. Zdjecia podobaja mi sie bardzo, a dla mnie dodatkowy plus, bo chlodze sie patrzac na nie, jestem w Australii, dzisaj temp.38, zle sie czuje w upaly, czekam na chlodniejsze dni i deszcz, a na razie wracam do Twoich zdjec. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz Tereso, że ja też bardzo źle czuję się w upały, z tym że dla mnie ponad 27 to już klęska a ponad 33 to tragedia i siedzę tylko wtedy na zacienionej werandzie w mokrej bawełnianej sukience, z książką o syberyjskich mrozach w jednej i szklaneczką zimnego soku w drugiej ręce. Współczuję serdecznie.
      Rozpisałam się bo to miłe ponarzekać na upał przy minus 12 stopniach

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Mniemam, że to znaczy lubić lub podobny a jedno i drugie zachęca i zanęca by zajrzeć do Ciebie. Za chwilę.

      Usuń
    2. Zaglądnęłam i oniemiałam. Blog jest wietnamski, chyba. "Việt Nam †" O la,la - wielki świat. Pellegrina

      Usuń
  4. Sople super, SUPER! Nie będę się powtarzać z ostrzeżeniami, no ale...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem Cesiu - przecież się słucham i nie jadę.

      Usuń
  5. Oj porażka to nie była w żadnym razie. Zdjęcia piękne...
    Ale zimą zdecydowanie wolę siedzieć przy przysłowiowym piecu niż chodzić po lodzie... aczkolwiek tak pięknymi widokami nie nasyciłabym oczu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę w ciepłym fotelu ale spacerować trzeba dla zdrowotności i raz dziennie, codziennie staram się tuptać po okolicy z aparatem lub bez. Pozdrawiam

      Usuń
  6. No co Ty chcesz od zdjęć! Mnie się bardzo podobają. Samochód jest kapitalny. Wszystkie są świetne, a z pierwszej serii te złoto-zielone pąki są przeurocze! U nas tego na szczęście nie ma, bo chodników (wiadomo, wieś) nie ma i renifer (czyli ja) nie dałby rady z sankami. :) Mam nadzieję, że teraz siedzisz na czymś miękkim :) i spokojnie sobie czytasz, odreagowując spacerowe emocje. :) Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal siadam na miękkim ale już coraz lepiej. A wiesz Madziu, że i mnie foty podobają się coraz bardziej. Pięknieją od Waszego chwalenia.

      Usuń
    2. To ja też pochwalę, zrobiłam podobne u siebie na tarasie.

      Usuń
  7. Kochana to przyślij mi kilka fotek a jak nie to zobaczę je 9 lutego.

    OdpowiedzUsuń