Przeziębienie trzymało mnie caluśkie trzy dni, namarzyłam sporo bo i okiennice, krąg z traw, wały permakulturowe, zakątek leśny, maliniak ..... Czwartego wychynęłam z izby na krótko bo dzień słoneczny chociaż chłodny. Aż zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Ale dopiero w czwartek wybrałam się na działkę bo czas już zmierzyć się z marzeniami i trochę tam posprzątać. Poznosiłam gałęzie i tymi większymi próbowałam zaznaczyć miejsce wałów permakulturowych. Ale skończyło się na tym, że w znalezionych żeleźniakach spalałam w ogniu drobne gałązki i cudze śmieci.
W niedzielę meni z autkiem przyjeżdżają zrobić dobre uczynki. Zawieźć kartony na wały, żółte przydasie dla urody, uruchomić pompę, obmierzyć działkę, ponanosić nieruchomości i stałe nasadzenia. To będzie materiał do przemyśleń, marzeń i planowania. Pomierzone i narysowane szkice ale zdjęć prawie ani ani.
Dopiero we wtorek tam jadę, na luziku. Ten wyjazd był później pracowity chociaż z początku towarzyski. Dwie działkowiczki po drodze do mojej działki odwiedziły mnie i pomogły zaciągnąć worek ze wschodniej części domku. Sąsiad od południa usztywnił mi kraczkę metrową. Potem zrobiłam dwie grządki wzniesione w warstwach: grube gałęzie, drobne gałązki, słoma z działki, trawa z kompostownika i ziemia z donic. Ale o kartonach na spodzie zapomniałam. No i wdepnęłam na gwoździa, boleśnie bardzo.
Pracowicie spędzony czas. Dobrzy sąsiedzi. Chyba będziesz w swoim żywiole.
OdpowiedzUsuńFajnie sąsiedzi działkowicze, którzy wspomagają. Ale co to za radość moc realizować marzenia.
OdpowiedzUsuń