I znowu, po przyjeździe, stąpam po stokrotkach. Żal mi ich deptać, żal skosić. Ostrożnie wypakowuję z autka niezbędne i luksusowe, rozlokowując je w chatcie. Jeszcze w miastowych ciuchach siadam na schodku, zastanawiając się, czego bardziej żal. A potem nagle, jeszcze przed rytualnym obejściem, z żalem obkaszam wąski pas dookoła chatty.
Był jeden świt o pogańskiej porze, bo w pierwszą noc po przyjeździe, ptaszęta obudziły mnie o 3.30 głośnym, dziękczynnym hymnem do radości i już nie mogłam, nie potrafiłam, nie chciałam zasnąć. Ubrałam kurtkę i kaloszki, wzięłam aparat i wyszłam w ciemny, groźny, podkolorowany nieśmiało przedświt. Coraz dziwniej, coraz jaśniej, coraz więcej widać, coraz cieplej .....
I zastanawiam się, ileż czasu te łabędzie wysiadują jaja? Bo te 'moje' już ponad miesiąc. Kiedy zobaczę stadko uroczych łabędziątek?
Około szóstej, zauroczona ale i zakręcona, wracam do łóżka na dwugodzinną drzemkę, nawet nie oglądając setki wykonanych zdjęć. Bo po szybkim śniadaniu, obkaszam resztę dookoła chatty, zostawiając trawę by zwiędła i nadawała się na podścielenie poziomek. Czyszczę miejsce na ognisko z mokrego popiołu, łętów, gałęzi. Przekopuję motyczką międzyrzędzia grządki warzywnej, by potem je wyplewić, coraz szybciej by zdążyć przed nadchodzącą burzą. Wiatr coraz szybszy, wiruje, wieje, duje i chmury coraz czarniejsze. Gdy wreszcie podnoszę głowę już szaro i ciemno. Zostawiam niedokończoną grządkę, chowam na tarasie kosiarkę, skrzynkę, buty, ciuchy. Już w deszczu zamykam szyby w autku i zbieram chodniczki z płotu. Deszcz aż siecze po gołej skórze i cudnie chłodzi ale też po dachu, delikatnych roślinkach, sianku, uprawach. Chowam się w izbie i przy gorącej herbacie przeczekuję ulewę, na szczęście szybką i niegradową ale żal, że prace rozbabrane. Sianko zmokło, deszcz przyklepał wzruszone międzyrzędzia, zmokło miejsce na wieczorne ognisko. Momentalnie się ochłodziło, deszcz ustał ale słońce nie wróciło. Co robić w chatcie w mokre i chłodne popołudnie. Gotuję zupę z młodej kapusty i zaczynam czytać "Zimę świata" Kena Folletta. Ale wieczorkiem niebo się rozchmurzyło więc zasiadłam wygodnie na fotelisku z widokiem na zachód i jedząc czytałam aż do zmroku Zimę świata, o trudnych i krwawych latach dwudziestego wieku.
Nazajutrz poranek pochmurny, więc wybrałam się na spacer bez aparatu. Szkoda, bo łabędź wykonał taki lot niesamowity nad zalewem, z brawurowym startem, kołowaniem nad powierzchnią i energetycznym ślizgiem na mecie. Potem naszłam urokliwy kawałeczek staroświeckiej łączki z makami, chabrami i rumianami. Ale w południe wyszło słońce, zrobiło się duszno i gorąco i już przeszła mi ochota na ponowny spacer. Dopiero o zachodzie, po maleńkim deszczu, wyszłam z aparatem i chociaż łabędź nie raczył powtórzyć swojego tańca wdzięku i mocy, przyniosłam ze spaceru kilka nastrojowych fotek, jakich nauczyłam się od mojej Przyjaciółki Cyreny bo ona jest mistrzynią nastroju i klimatu. Jej album w Picassa to impresje, zadziwienia i zachwyty!
Stokrotki delikatne ale uparte, drobne ale niezwyciężone. Skosiłam je w sobotę z żalem i smutkiem a one potrzebowały trzy dni by wystrzelić spod skoszonej trawy i znowu, we wtorek, przed wyjazdem, delikatnie stąpam po stokrotkach.
To chyba tyle tej wiosennej bujności, bo gdy wpadłam tu wczoraj, po dwudniowej przerwie, na kilka godzin tylko, grządka frontowa wysuszona, omdlałe rumiany i zioła, a lobelia całkiem kaput. Tylko truskawki, poziomki, róże i fasolka, wyściółkowane siankiem, prezentują się zdrowo i jędrnie. A zapowiadają jeszcze dekadę takiej upalnej, bezdeszczowej pogody. Dobrze, że mam cień pod lipką i na tarasie.
Godzina na wstawanie nieludzka, ale, jak widać, warto było. :)))
OdpowiedzUsuńWniosek: aparat zabiera się zawsze. :))) Jaskry są fantastyczne.
Serdeczności:)
Zawsze warto bo to magia ale bardzo się nie chce i dlatego tak rzadko mi się zdarzają te wschody.
UsuńWniosek słuszny ale nierealny, wtedy szłam do kościoła a jakoś głupio iść tam z aparatem, w dodatku tak dużym jak mój Fuji. Łąki są fantastyczne Grażko !!!
O 3:30? U mnie ptaszyny chyba śpiochy, bo zaczynają koło czwartej rozrabiać i córka też, ale nie mam takiego zacięcia i tylko przymykam okno, córe przenosimy do naszego łóżka i wszyscy padamy ponownie do 6tej :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia przecudne!!!
słonecznych pozdrowień moc przesyłam :-)))
Mnie też się rzadko zdarza tak wstać przed słońcem no ale ja nie muszę już wstawać rano, tylko kiedy chcę. To taki bonus emerytalny.
UsuńPięknie dziękuję za miłe słowa i przesyłam serdeczności.
Krystynko, jestem śpiochem ale wiosną i ja wstaję wcześnie aby słuchać, patrzeć i wąchać :--) Ptasie trele to najlepsza muzyka, Stokrotkowa łąka przepiękna! Faktycznie te kwiatuszki potrzebują zaledwie kilku dni, aby po skoszeniu znowu zakwitnąć. U mnie na trawie żółto od jastrzębców, żal kosić. Buziaki!
OdpowiedzUsuńTo ja chyba jestem większym śpiochem bo zdarza mi się to bardzo rzadko i tylko w Brzózie. I chociaż nigdy nie żałuję to do następnego razu mija trochę czasu. Cudne stokrotki ale zawłaszczają coraz bardziej trawnik i za dwa, trzy lata będę miała trawnik biały zamiast zielonego. I znowu się coś od Ciebie Dominiko dowiedziałam i poznałam nazwę tych żółtych słoneczek. Pozdrawiam
UsuńJak kot śpi w domu to chce wyjść o 5,30 jak nie śpi to chce wejść o 4,30 i tak i tak mnie budzi
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Widziałam nie raz takie sprytne rozwiązanie tego problemu, mały otwór z klapką w dole drzwi i kot wchodzi i wychodzi kiedy chce. Warto spróbować, chyba że się lubi takie budzenie. Serdeczności!
UsuńPiękne zdjęcia, piękne otoczenie, przepiękne stokrotki (jedne z moich ulubionych kwiatów).
OdpowiedzUsuńOby upałów nie było za dużo, bo w środku blokowiska, na ostatnim piętrze, ciężko wytrzymać taki klimat...
Długo szukałam Tino miejsca które zachwyciłoby moją duszę. I nie było Ono pierwsze ale trzecie. I choć to nie tylko raj, choć nie wybrałabym go rozumem - to nie żałuję. Nadal małe kłopoty i wielkie radości!!!
UsuńJa też jestem przeciw upałom, wszędzie. I w bloku i na skraju. Przecież wystarczyłoby błogosławione 20 - 22 stopni C. Ale nie mamy na to wpływu, niestety. "Sorry, taki mamy klimat"
U mnie pada, może wreszcie bujność nastanie, tego trawska co je dosiewam.
OdpowiedzUsuńDosiewaj jak potrzebujesz, ja ustałam :-(
UsuńMam to w doopie. Teraz, narazie a może na zawsze!
Jakoś tak się dziwnie wydarza, że wszystko co najciekawsze pojawia się, kiedy nie mamy w ręku aparatu fotograficznego. U mnie też tak jest. A swoją drogą balet łabędzia masz tylko dla siebie! Czasem warto mieć coś wyjątkowego na własność.
OdpowiedzUsuńCzasem też tak myślę. To co zobaczę zapadnie w moim umyśle i pamięci, to co sfocę do podzielenia się z bliźnimi.
Usuń