wtorek, 23 września 2014

Tryb gościnny czyli terapia lasem i pracą.


Tygodniowe wczasy z przyjaciółką Krystyną. Terapia lasem i pracą. Oczywiście w Brzózie, w chatcie na skraju.
Od pierwszego dnia zaczyna się ustalać rytm przyjacielski. Budzę się różnie, czasem nawet gdy jeszcze ciemno. Niezbyt wyspana ale i niezbyt senna. Troszkę czytam w łóżku, troszkę podrzemuję, troszkę przysypiam. A po wstaniu kawka gorąca i na taras zobaczyć i poczuć, jaki zapowiada się dzień. Kilka fotek świtu na grządkach i jeszcze hop do łóżeczka.

Gdy wstaje Krystyna ona też najpierw na taras. A potem, po śniadaniu, wcale nie wczesnym bo to przecież wczasy, dwu, trzy godzinny spacer do lasu. Mimo braku wysypu grzybów, wracamy z pełnymi koszykami (chociaż trzeba przyznać, że to małe koszyki).


Potem czyszczenie i sortowanie zbiorów, co na sita suszarki pokrojone, co na sosik czy zupkę podsmażone a co do marynaty podgotowane. I już czas na obiad. Obiady rozpustne chociaż jednodaniowe, bo np makaron z bazylią i szczypiorem siedmiolatki, z klopsikami w jarzynach, sos grzybowy i sałatka. Albo ziemniaczki, udka panierowane i smażone na masełku, fasolka szparagowa i sałatka z pomidorów. Ale też kanie, wielkie jak talerz, podzielone na ćwiartki i smażone na patelni. Na deser owoce z działki.

Czasem mała sjesta poobiednia, czasem zajęcia w podgrupach, coś do czytania, coś do napisania. Drzemka w dzień to szczyt luksusu i błogostanu, niewielu może sobie na to pozwolić. A potem terapia pracą czyli pożyteczne prace na posesji ale tu prym wodzi Przyjaciółka bo ja bym tylko z fotela na schodki, z siedziska pod wiatę, po drodze coś skubnęła, wyrwała. przesunęła, przepłukała, przepiłowała ..... bo moje motto to: zrobię to jutro, kiedyś, może... A tak to mam wyczyszczone i pomalowane na blady turkus siedzisko pod lipką, cudny krąg na ognisko, wyplewioną i zamikoryzowaną grządkę leśną, uporządkowaną podstawę pod letnią kuchnię i wielki pojemnik na deszczówkę wraz z odpływem nadmiaru, wyplewioną grządkę przy chatcie od południa.

Po pracy odpoczynek przy podwieczorku a potem spacer do sklepu przez lasek już o zachodzie. W drodze powrotnej zbieramy szyszki a po powrocie rozpalam ogień z chrustu.

Gdy zapalają  się latarnie smażymy kiełbaski na widelcach i pieczemy ziemniaczki w alufolii a po kolacji gapimy się w rozgwieżdżone niebo albo w ogień i gadamy, słuchamy, nawet śpiewamy.

Po powrocie do chatty, jeśli jest jeszcze przed północą, rozgrywamy dwie partyjki scrabbli, mecz i rewanż. I tak jakoś się dzieje, że zawsze wychodzi remis ze wskazaniem.
No i oczywiście przez cały dzień fotospacery, Krystyna szczęśliwa, bo na chwaście, przy chatcie, istna kolonia motyli. I uratowała spod opony przestraszoną modliszkę. Cuda i dziwy. Piękny, szczęsny czas.

10 komentarzy:

  1. Piękny to czas. Przyjacielski, kolorowy, smakowity i pełen intensywnych woni. U nas też wreszcie motyle się pojawiły.
    Zazdroszczę modliszki. Piękna! Pozdrowienia dla Przyjaciółki. :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było, jako rzekłaś Grażko, wszystko się zgadza.
      Co do modliszki to nie bardzo się z Wami zgadzam, bo Przyjaciółka też zachwycona. Wolę już motyle. I tyle !

      Usuń
  2. Ależ terapia, najlepsza pod słońcem, i w koszyku widać efekty, i w ogrodzie; zskoczona jestem modliszką, one ot! tak sobie żyją koło Ciebie? widzę, że oswoiłaś się z nowym otoczeniem, odgrodziłaś się, trochę zmieniłaś strony świata i jest dobrze; niesamowita ta modliszka, oczy jak kosmita, nie widziałam nigdy w naturze; pozdrowienia ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwróciłam się bokiem do przeszkody o tyle o ile się dało bezgotówkowo i oswajam matę wiklinową pękami ziół i ciekawymi gałęziami. Nie jest źle Mario.
      Przyjaciółka ma do nich szczęście, tę wypatrzyła i uratowała gdy przenosiłyśmy oponę pod pojemnik z deszczówką. Była oplatana w białą sieć ale pająka nie było, może go zjadła ale sama nie mogła wyplatać się z sieci. A na łąkach też ciągle ma bliskie spotkania z modliszkami zielonymi i beżowymi. Serdeczności przesyłam

      Usuń
  3. Ania z Siedliska27 września 2014 07:30

    Nigdy nie widziałam modliszki w naturze - wielka różnorodnośc zwierząt u Ciebie, wspaniale żę są jeszcze takie miejsca ! Bardzo owocny był Wasz wspólny wyjazd. Miejsce na ognisko tak mi sie spodobało, że tez takie sobie zrobię. Niby mam już dwa ale to zwykłe stosy chrustu. A to nowe będzie tak eleganckie jak Twoje, blisko domu. Grill jest dobry ale nie ma to jak prawdziwe ognisko :-))). I jaki porządek masz w ogródku ! Ja, szczerze mówiąc, wyznaję podobną do Twojej filozofię życiową i chyba zadzwonię po swoją przyjaciółkę ;-))). Serdeczne uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ich nie widuję chociaż chodzę w te same miejsca niż przyjaciółka, ta siedziała jej na ręce.
      Miejsce na ognisko blisko domu to fajna sprawa, ja grilla używam tylko do palenia na tarasie w czasie deszczu ale palę na nim chrustem i drewnem, takie małe ognisko na nóżkach.
      Zadzwoń po przyjaciółkę, we dwie pracuje się szybciej i łatwiej, no chyba że Twoja przyjaciółka wyznaje tę samą zasadę jak My. Pozdrawiam Aniu słonecznie chociaż u nas deszczowo.

      Usuń
    2. Mamy grill z bębna pralki, jest on nasadzony na metalową rurkę, można go swobodnie przenosić po całym obejściu; pali się w nim drewnem, na to kratka metalowa z półki z lodówki, i służy nam już lata; takie niby ognisko na podwyższeniu; bo prawdę mówiąc, ten węgiel i rozpałka grillowa jakoś mi niemiło pachnie, nie ma jak drewno; pozdrawiam.

      Usuń
    3. Wiem, widziałam go u Ciebie. A ja najlepsze grillowane jadłam właśnie upieczone na takim bębnie u Swatów, palce lizać! Mój grill też się sprawdza w deszczowe wieczory, węgla nie widział, palę w nim drewnem i szyszkami, piekę kaszankę, ziemniaczki, ryby, na kratce lub w popiele. Po co kupować węgiel jak wokół tyle chrustu, nie ma to jak nieprzetworzone :-) Serdeczności Mario!

      Usuń
  4. Uwierzysz, że kiedy pracowałam w sklepie zoologicznym trzymałam w rękach pająki, kameleony, legwany, żabę agusie nawet;) Ale modliszki zawsze się bałam! Te jej oczyska wielkie wpatrujące się w człowieka...brrrr;)
    Piękne chwile opisałaś! Jesień to cudowny czas na wspólne grzybobranie i spacery zwieńczone rozgrzaniem się przy ognisku.
    Poczucie wspólnoty, bliskości i ciepła aż bije z Twoich słów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś podziela moją niechęć do modliszki, mnie przeraża chociaż jest taka mała.
      Lubię jesień najbardziej, wiosna też może być. Zamieranie i rozwijanie.
      A Ty Weroniko, tak rzadko się dzielisz rozmyślaniami, mam nadzieję, że Wszystko dobrze i do przodu :-)
      Serdeczności ślę.

      Usuń